Ale my mieszkamy w Polsce. Mówimy o polskiej rzeczywistości i o polskiej mamie. W Danii jest inna mentalność, inna kultura. A u nas? Co jakiś czas słychać, że dzieci wypadają z okien (jakby nie można było zamontować blokady na klamkę), są rozjeżdżane na własnym podwórku (bo kto by tam malucha pilnował), topią się w przydomowych basenach, "gotują" w autach na pełnym słońcu, wypadają z balkonów, są pogryzione przez psy (bo po co zakazywać maluszkowi podbiegać do obcych piesków, lub pilnować, by nie dręczyło domowego puszka)? Małe dzieci są jeszcze czasami zakatowywane przez konkubentów matki, lub mordowane przez własne matki. Mało tego, bywa, że rodzina informuje odpowiednie instytucje, które robią zapowiedziane wizyty i niby wszystko jest w porządku. Aż do śmierci dziecka.
Także jestem w stanie uwierzyć, że przewidywanie konsekwencji nie jest najmocniejszą stroną wszystkich rodziców.
Mam taki charakter, że nie zostawię dziecka samego w niezabezpieczonym miejscu. Żadnego dziecka nie zostawiłam (mam troje). Baaa, nawet psa pod sklepem samego nie zostawiam, a inni proszę bardzo, bez problemu.
Stąd potem zdziwienie mamy. Nie każdy ma dość wyobraźni. Jak woda podmyje wózek, albo wywali go wiatr i dziecko wpadnie buzią do wody, to te 100 metrów mama na pewno nie przybiegnie błyskawicznie. Nawet zakładając że non stop patrzy na wózek, a nie korzysta w tym czasie z WC, lub nie siedzi w telefonie.
Dla mnie to niedopuszczalne.