Witaj
Martuska, właśnie myślałam co u Ciebie
Super masz wynik TSH, zazdroszczę bo u mnie po 2 miesiącach leczenia Euthyroxem póki co dopiero do 3,45 spadło :-(
Ehh widać, że muszę się uzbroić w cierpliwość.
Wiecie co, moi teściowie rozmawiali o mnie ze swoim endokrynologiem.
Tamten powiedział, że można sobie w razie czego samemu podwyższyć dawkę
euthyroxu, w zależności od wyniku TSH, ale tylko o 12,5 raz na minimum miesiąc czasu.
Tak się nad tym zastanawiam. U mnie to baaardzo wolno spada.
Po miesiący 25-tki nic nie drgnęło, po miesiącu 50-tki ruszyło o 1.75 w dół
myślę czy nie dołożyć tych 12,5 i robić TSH co 2 tygodnie na wszelki wypadek.
To tylko 22 zł a do labo mam po drodze do pracy.
Wczoraj stwierdziłam, że za bardzo się tym wynikiem sugeruję.
Nic dla mnie nie istnieje tylko te beznadziejne cyferki TSH.
Źle to na mnie wpływa, za bardzo mnie to irytuje, nie mam cierpliwości.
Muszę wszystko zmienić o 180 stopni.
Staram się od wczoraj całkowicie zmienić sposób myślenia.
Postanowiłam że będzie co będzie, to nie wyścigi, nie zamierzam w tym miesiącu jakoś
szczególnie unikać przytulanek, biorę leki, jestem pod opieką endokrynologa, więc jest OK.
Nie będę liczyć tych dni, miesięcy, czekać na wszystko jak na zbawienie. To jest bez sensu,
mam zamiar się przytulać wtedy gdy mam na to ochotę, w końcu mam męża i czemu niby mam
liczyć dni, patrzeć czy płodne czy nie płodne, całe życie uważałam, a teraz już nie chcę!
Będzie co będzie to moja nowa dewiza :-)