reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Szpital Uniwersytecki Kopernika - poród, położne, wasze wrażenia

Ewelaxa dzięki za informacje - właśnie na to czekałam. I cieszę się, że takie odniosłaś wrażenie, bo teraz jestem spokojna i czekam na moją dzidzię.
CO do magnezu to ja jem 4x2 tabl., więc się nie przejmuj tylko bierz tak jak Ci lekarka przepisała. I brzuch będzie mniej się stawiał. Tylko po skończonym 36 tygodniu trzeba odstawić.
CO do patologii to jeszcze jedno - kati musiałaś naprawdę źle trafić na lekarza, bo ja za każdym razem się spotykam z bardzo miłym i profesjonalnym przyjęciem przez lekarzy. Dlatego może następnym razem przynajmniej to będzie lepsze. A powiedz masz w tym szpitalu swojego lekarza prowadzącego? Bo jeśli tak to ja mam wrażenie, że jeszcze milej traktują takie dziewczyny - jak swoje.
 
reklama
No właśnie mój lekarz tam pracuje. Może Facet miał poprostu zły dzień ale to niezmienia faktu że powinien być troche bardziej wyrozumiały. Wychodząc nie powiedział nawet dowidzenia ani że teraz kto inny się mną zajmie wiec byłam troche zdezorjentowana. Mam nadzieję że następnym razem trafię na kogoś bardziej miłego. Z tego co wiem, to pracują tam naprawde świetni i mili lekarze a wyjątki zdarzają się wszędzie. Poprostu miałam pecha:/
 
A tego, że po 36 tyg trzeba odstawić nie wiedziałam, może lekarka stwierdziła że powie mi przy najbliższej wizycie czyli w połowie 36 tygodnia. Jak nie to sama zapytam, ale faktycznie chyba już później się nie powinno bo przecież to już praktycznie ciąża donoszona :-) Dziękuję Esi za informację :-) a jak Twoje KTG? Moje narazie w porządku, lekarka mówiła że bardzo ładne ale aby już więcej odpoczywać i mniej spacerować, dzidziuś już ułożony główką w dół więc przygotowuje się do drogi :-)
 
Cześć Dziewczyny !
Ja już po, jestem z małą w domku :)

Po tescie oksytocynowym zatrzymali nas w szpitalu do czasu porodu, dlatego ta cisza... Test wyszedł ok, znaczy, że nie trzeba przyspieszać porodu, więc spędziłam tam ładnych parę dni.

Jestem zmęczona, więc dokładnie opiszę później. Najważniejsze, co to - to że u mnie po podaniu znieczulenia zewnątrzoponowego spadło ciśnienie i ustały skórcze, pani anestezjolog powiedziała "tak to jest ze po podaniu znieczulenia zazwyczaj są cesarki". Personel był cały w nerwach. Bardzo chciałam rodzić sn, i gdybym wiedziała (gdyby wcześniej wymówiła te słowa niż po podaniu zzo) to nie decydowałabym się na to znieczulenie. Rozmowę o zzo miałam z lekarzem ginekologiem a nie tą anestezjolog! Tamten nic takiego nie powiedział. Tętno dziecka zanikło, szykowali już cesarkę ale jakimś cudem, po położeniu się na lewym boku i głębokim oddychaniu znów się pojawiło. Skurcze do 4cm (a może nie było nawet 4cm tylko 3cm jak mi podano zzo) były znośne. Akcje skurczową wywołano oksytocyna i zaczynałam od 3cm leżąc z podłączonym KTG, międzyczasie znieczulenie przestało działać i już nie dostałam kolejnej dawki także rodziłam w bólach, ale był ze mną mąż, który pomagał mi oddychać także dało się wytrzymać. Po urodzeniu, pomyślałam że drugie rodzę bez znieczulenia, bo poród był do przejścia. Na drugi dzień bolały mnie plecy - myślałam że z wysiłku sobie nadwyrężyłam, ale gdy tylko wyjęli mi ten cewnik z kręgosłupa to poczułam ulgę. Także ja bym była ostrożna z zzo, bo lekarz nie uprzedził mnie, że tak często się zdarza. Dziewczyna, która rodziła tego samego dnia miała tę samą sytuację po podaniu zzo. Leżąc jeszcze przed porodem poznałam 3 dziewczyny, które rodziły bez znieczulenia za względu na małopłytkowość i każda dała radę. Ja miałam wybór i myślę że źle wybrałam - szybciej bym urodziła skacząc na piłce i znosząc bóle podczas ruchu niż leżąc na wznak lub na boku. Także miałam długi poród, straciłam dużo sił a jeszcze trzeba zostać w szpitalu 3-4 dni i trudno odespać i się zregenerować. Właśnie, muszę zrobić sobie drzemkę. Odezwę się niebawem.
 
Słoneczko super, że już w domku:)
Co do magnezu ja też już odstawiam po dzisiejszej wizycie, o niej napiszę w wątku wizytowym). Rozmawiałam z lekarzem a propos porodówki na Kopernika, ponoć wygląda super...sala pporodowa zostawia troszkę do życzenia, ale nie ma tragedii.
Mi tez brzuch bardzo często twardnieje, po to był ten magnez, ale że ciąża w tym tyg jest już donoszona to asmag idzie na bok.
 
Hejka! My już po i możemy przedstawić wszystkim małego Pawełka, ur. 15.09.2012, godz. 9.15 cc, 3200g, 52cm. Co do porodu oczywiście nie wyglądał tak jak chciałam, tzn. nic nie było tak, no ale cóż przeżyję. W ogóle znając mojego pecha to można się było tego spodziewać. W piątek 14 mega ciśnienie, do swojego gina nie mogłam się dodzwonić, zadzwoniłam więc do kolegi, który tam pracuje, kazał natychmiast przyjeżdżać, na miejscu już 180/100, zajefajny lekarz na dyżurze i pomimo braku miejsc na patologii, przyjmuje mnie na porodówkę, do zbicia RR i do indukcji, chociaż mówi, że rozwarcie tylko na palec i szyjka nieznacznie skrócona i może się skończyć cc. Zresztą na porodóce położna mówi to samo i że długa droga przede mną jeśli chodzi o sn. Męża zostawiam pod drzwiami, nie widzę sensu żeby się ze mną pakował na porodówkę, wolę żeby pojechał do domu się wyspał, bo cały czas mam nadzieję, że po lekach w w 2-3 godziny RR spadnie, dostanę oxy i wtedy jak skurcze się rozhulają to zadzwonię. I to był mój błąd (ale znowu wyszło moje dobre serce, nie chciałam, żeby był na sam poród zmęczony i na własne życzenie pozbyłam się towarzysza niedoli:-(), bo mógł chociaż ze mną posiedzieć te 12 h i byłby na miejscu jak rano zrobiło się całe zamieszanie i zapadła decyzja o cc. A tak nie miał szans na dojechanie, bo o 8.40 młodemu po oxy spadło tętno do 60, o 8.43 zadzwoniłam do M po szybkiej naradzie z lekarzem, że jednak cc, od razu wsiadł w auto, ale dojechał jak mnie zszywali. Małego wyciągnęli o 9.15 ale tylko dlatego tak późno, bo anestezjolożka wkłuła się dopiero za drugim razem, za pierwszym już mnie chcą kroić ułożyli mnie na stole, ja cały czas że wszystko czuję, że nie jestem znieczulona, więc wreszcie się kapła, że chyba jednak nie i mówi do chirurgów poczekajcie, faktycznie chyba źle weszło to znieczulenie i dała drugi raz i od razu zdrętwiałam. Tak więc zabawa ze znieczuleniem trwała jakieś dobre 10 min. Po cc miałam zostać na pooperacyjnej 6 godz. ale ze wględu na RR przetrzymali mnie do 18.00, więc zadzwoniłam do M żeby już nie przyjeżdżał tego dnia (głupia!!!) bo i tak leżę na płasko do rana i w sumie to mi się do niczego nie przyda, tylko żeby skoncentrował się na pępkówce, któą mu kazałam sama zrobić od razu w sobotę, żeby było z głowy (głupia!!!), a rano najpóźniej o 10..0 był u mnie, bo wtedy mnie będą uruchamiać. Uruchomiłam się sama o 6.00, czyli po 21 godz. najpierw siadłam, potem wstałam i sama bym pewnie sobie jeszcze usunęła cewnik, ale dziewczyny z sali były tak przerażone, że doszłam do wniosku, że im tego oszczędzę. Przyszła położna wyjęła cewnik, a ja poszłam w długą M pr:-)zyszedł już o 8.00 i oczywiście mija mnie na korytarzu latającą i nie poznaje, no bo myślał, że leżę dalej. Posiedział do 12.00 (i tu znowu głupia!!!), nie powiedziałam mu wyraźnie że ma przyjść po południu jak się zregeneruje po pępkówce, więc kontynuował sprawy pępkowe po południu, no i tym doprowadził mnie do szału, myślałam, że go zabiję! No ale już potem był grzeczny.
Co do porodówki super, na dyżurze była położna przy której rodziłam 18 lat temu, więc naprawdę było miło, były dwie studentki super, miałam z kim gadać, może dlatego zapomniałam zadzwonić do męża, zeby przyjechał :-), choć rno jak pojawiły sie jakieś skurcze przeszło mi to przez myśl, ale oczywiście mądrzejsza stwierdziłam, ze jeszcze poczekam z tym telefonem do niego, aż akcja się rozhula. Lekarze wykonujący cesarkę super, jeden miał na imię Paweł, więc się cieszył, że mój młody też tak będzie się nazywał. Anestezjolożka do kitu, kiepsko jej idzie wkłuwanie się we właściwe miejsce, taka krótko ścięta, ruda w okularach. Na poprodowych okej i wszystko byłoby okej, tylko badają poziom bilirubiny tylko w 1 dobie życia dziecka, kiedy nie ma mowy o żółtaczce, bo ta pojawia się w 3 i wypuścili nas, a dwa dni później na włąsną rękę zrobiłam małeu badanie no i jak zobaczyłam wynik (300ummol/l) to trafiliśmy na Strzelecką i tam zostaliśmy 4 dni (nie ma złego co by na dobre nie wyszło, przebadali młodego wzdłuż i wszerz i wyszło dlaczego mu się bardzo ulewa (ma wadę połączenia przełykowo - żołądkowego) i teraz je z butelki moje mleczko z zagęszczaczem i jest okej)i tutaj super, jak coś się dzieje z dzieckiem to tylko tam!
 
Gratulacje eve-marie, jednak rodziłaś przede mną. U mnie to było tak:
Przyjęto mnie na porodówkę z rana z rozwarciem 1,5cm, nieskrócona szyjka. Najpierw formalności potem zaprowadzili mnie do sali (piękne). Tam wzięłam sobie prysznic i czekałam na położną i męża. Oboje zjawili się niemal równocześnie. Położna bardzo miła, młoda, wszystko mówiła, zjawiała się natychmiast po wezwaniu przyciskiem, posadziła nas na piłce i tak do 4cm rozwarcia. Potem była decyzja - czy chcemy zzo, jak już pisałam wzięliśmy, po konsultacji z lekarzem ginekologiem-dyżurnym (marny fachowiec co do zzo, powinien to być anestezjolog!). Przyszła pani anestezjolog - nie przyjrzałam się jak wyglądała, potem pomiar ciśnienia czy dobrze się wstrzeliła a tu - niespodzianka - ciśnienie mi spadło, dzidzi tętno niewyczuwalne, skurcze ustały, szykuja cc. Po ułożeniu na lewym boku i głębszych wdechach tętno powróciło. kontynuowaliśmy poród leżąc z podlączonym KTG. Z czasem znieczulenie przestało działać - doszłam do 5cm. Przyszła nowa zmiana i położna - powiedziała, że jest 3cm! Przerwała mi wody płodowe bez ostrzeżenia, podkręciła oksytocynę. Znieczulenia już nie dostałam, tylko dożylnie nospe. Położna nic nie objaśniała, po 20min od wezwania przyciskiem ktoś przychodził, chyba musiała być zajęta innym porodem. Ale pomimo braku informacji, jej spokój na twarzy dawał mi poczucie że wie co robi i się nie stresowałam. Doszłam do skurczy partych to kazała mi jeszcze wytrzymać, żeby szyjka nie popękała. Parłam jakieś 30-40 min (troche mi nie wychodziło, to tez jest sztuka). Odstępy między parciami były na tyle długie, że można odpocząć, ale i tak nie obyło się bez nacięcia krocza, dość dużego. Gdy urodziłam, byłam cała wyczerpana. Natomiast gdy dali mi mojego ciepłego, wilgotnego kluska na brzuszek to czułam, że nie było tak żle. Dało się znieść te skurcze i żałowałam, że wzięłam zzo - nie wiem czy ja mam pecha czy ktoś zawinił, bo w trakcie dostałam do podpisu jeszcze jakieś papier (może podkładka). Na szczęście wszystko skończyło się tak jak chciałam - p.s.n. Pomogli mi przystawić dzidzię do piersi.

Leżałam na 2 piętrze w sali poporodowej, która teraz jest w remoncie więc nie ma co opisywać, bo za chwile to się zmieni. Jedzenie spoko, tyle że mało. Papier w toalecie szorstki. Dzidzia miała wszystko - pieluszki Happy sami zmienialiśmy. Na pierwszą noc wzięli, kolejne była ze mną. Wieczorem kąpali i przebierali. Podkłady dostawało się 1 paczkę, kolejne trzeba mieć własne. Pani ginekolog, młoda, fajna, codzień z rana sprawdzała jak goi się rana. Potem obchód. Panie położne normalne, od noworodków to różnie - jedne same oferują pomoc i wszystko pokazują, drugie niechętnie. Nie byłam wymagającą pacjentką, więc żadnej się na naraziłam, ani żadna mi. Trochę już czasu upłynęło więc się zapomina. Pamiętam, że nie tylko poród kosztował sporo sił, ale także noce po - dzieci płaczą i nie można spać, jak się czuwa. Czułam się wyczerpana. Kondycja "0" bo w ciąży się oszczędzałam, i mimo utraty brzucha nie jest lepiej.

Podsumowując:
Na porowódkę zabrać ręcznik, majtki siateczkowe, koszulkę, szlafrok, skarpetki, klapki, telefon, wodę do zwilżania ust, pomatkę do ust i dobre nastawienie (najlepiej dobrze wypocząć, a jak nie to dadzą glukozę dozylnie)
W sali "Po" przyda się własny kubek i talerzyk - jest lodówka dla pacjentek (trzeba opisać czyje) i czajnik, podkłady, dodatkowe klapki pod prysznic, mydło szare w płynie do mycia krocza i to co już było pisane...

Sam poród, trzeba rozważyć czy chce się zzo - wtedy trzeba się liczyć, ze może się to skończyć cc.
Wiele kobiet rodzi bez zzo (bo maja przeciwskzania lekarskie), dostaje się wtedy inne środki- dożylnie lub domięśniowo.
Warto mieć plan porodu, jeśli na czymś nam bardzo zależy
Ogólne odczucie - mieszane, nie jestem w stanie wskazać czy jestem za czy przeciw rodzeniu w tym szpitalu, zależy to od ludzi na jakich się trafi. Nie byłam zbyt zadowolona z personelu porodówki. Trafiła mi się też stażystka, która mi źle podłączyła KTG a nikt nie zauważył - sama sobie poprawiłam, bo czułam silne skurcze a nic nie pokazywało. Nie było do kogo się odezwać, bo ciągle było się samemu, także dobrze że był mąż - potrzymał za rękę, pomagał oddychać. Jemu zawdzięczam dobrnięcie w dobrym humorze do 10cm.
 
Słoneczko dzięki za szczegółowy opis i za tą listę co zapakować do torby.
ewelaxa fajnie, że u Ciebie wszystko w porządku. moje KTG podobno idealne, za to ciśnienie mi skacze ostatnio, przez co zastanawiam się jak długo jeszcze wytrzymamy 2w1. Poza tym dzidzia jest już w pozycji do wyjścia, tylko szyjka jej jeszcze nie puszcza.
Dziewczyny chciałam się poradzić - bo następną wizytę mam dopiero za 3 tygodnie. Martwię się, że to już może być po sprawie, zastanawiam się też nad tym moim skaczącym ciśnieniem. Czy na Kopernika można przyjść tak z ulicy i poprosić, żeby zrobili KTG bez jakiejś "ważnej" przyczyny? Chciałabym skontrolować to jeszcze w następnym tygodniu, ale nie wiem czy mnie przyjmą. I gdzie wtedy iść? Na patologię czy gdzieś indziej?
 
Słoneczko83 i eve-marie Gratulacje! i zazdroszcze że już macie swoje maleństwa przy sobie. Ja tak się nie mogę doczekać aż zobacze mojego szkraba:) teoretycznie został mi tydzien do planowanego terminu ale jak to będzie w praktyce to nikt nie wie:) dziś kolejna wiytyta u lekarza ( ostatnio powiedział że główka jest już bardzo nisko i szyjka wyraźnie się skróciła) zobaczymy co tym razem powie:)
Esi myślę że spokojnie przyjmą Cię tak " z ulicy". Ja od swojego lekarza nie dostałam żadnego skierowania. W rejestracji powiedziałam że mój lekarz tu pracuje, poprośili mnie tylko o karte ciąży którą zabrali i odali po ktg:) także nie powinno być z tym problemu. Wrazie czego moge polecić Ci ktg na Ujastku. Koleżanka która nie dawno tam rodziła, poszła do nich też bez żadnego skierowania, jej lekarz tam nie pracuje i przyjeli ją bez niczego nawet nie zdążyła się zarejestrować a już leżała pod ktg. Powiedzieli jej tylko żeby nastepnym razem się zarejestrowała:p Nic się nie martw napewno będzie dobrze:) w każdym razie trzymam za Ciebie kciuki:)
 
reklama
Dobry mamuśki!
Ja dziś byłam na Kopernika, przyszłam jakoś przed 8 i czekałam jakieś 40min na przyjęcie. KTG, USG i badanie gin zrobione, poza małym(nadal) brzuszkiem wszystko ok.
Esi bez problemu Cię przyjmą na KTG, na Kopernika nie trzeba mieć skierowania, normalnie z ulicy Cię przyjmą. Ja idę znowu w piątek. I idź na IP tam po lewej stronie, bo na prawo masz patologię. Na IP mają tylko 2 KTG dlatego zwykle się tyle czeka, ja jak przyszłam to widziałam tylko jedną brzuchatkę..lepiej przyjść wcześniej.
Aaaa...na USG miałam zagranicznych studentów, ale grzeczni byli :p
 
Do góry