reklama
- Dołączył(a)
- 6 Wrzesień 2012
- Postów
- 4
Nawet nie wiecie, jak ja Wam zazdroszczę... Moja dziś właśnie urządziła pierwszą "próbę sił". Dotychczas grzecznie zasypiała, a dziś w porze popołudniowej drzemki przez ponad godzinę histerycznie wyła w łóżeczku (wczoraj skończyła 13 miesięcy). Baaardzo trzymam za Was kciuki - przeżyjecie i będziecie to miło wspominać ;-) Na pociechę mogę dodać, że ja to pamiętam - słowo, nie wierzyłam, że to prawda! - jak przez mgłę, jakby to dotyczyło kogoś innego. Pamiętam chyba tylko dlatego, że często wspominam ;-p Ale z taką jakąś błogością, miło - złych i nieprzyjemnych rzeczy naprawdę się nie pamięta - no chyba, że ktoś baaardzo chce ;-p
Ja zawdzięczam Klinice słodką, małą, zdrową Myszę z charakterkiem ;-p I nic więcej się nie liczy. Wszystko warto byłoby dla Niej znieść.
Buziaczki! Będzie OK. Dajcie znać po wszystkim, bo widzę, że się Panie - prawdopodobnie już "po" - nie odzywają.
Na pociechę - u mnie cała ciąża wzorowa - do dnia porodu biegałam codziennie po kilka kilometrów po bulwarach i łaziłam do pracy. Ale ostatni miesiąc, a najbardziej: ostatnie dwa tygodnie były koszmarne, więc to chyba normalne :-) Za to dzień porodu=pełna euforia i poczucie, że dam rady wszystkiemu :-)
Ja zawdzięczam Klinice słodką, małą, zdrową Myszę z charakterkiem ;-p I nic więcej się nie liczy. Wszystko warto byłoby dla Niej znieść.
Buziaczki! Będzie OK. Dajcie znać po wszystkim, bo widzę, że się Panie - prawdopodobnie już "po" - nie odzywają.
Na pociechę - u mnie cała ciąża wzorowa - do dnia porodu biegałam codziennie po kilka kilometrów po bulwarach i łaziłam do pracy. Ale ostatni miesiąc, a najbardziej: ostatnie dwa tygodnie były koszmarne, więc to chyba normalne :-) Za to dzień porodu=pełna euforia i poczucie, że dam rady wszystkiemu :-)
Katarina1980
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 10 Maj 2012
- Postów
- 132
Zgadzam się z Małgosią
To jak bolało szybko się zapomina Ja też pamiętam poród trochę przez mgłę i jakby dotyczył kogoś innego a ja byłam tylko obserwatorem i dobrze... a mimo wszystko teraz wspominam go ze śmiechem, że tak krzyczałam
Wszystko będzie dobrze i szybko minie. A jak już Wasze maleństwa będą z wami... wtedy dopiero się zacznie przygoda :-)
To jak bolało szybko się zapomina Ja też pamiętam poród trochę przez mgłę i jakby dotyczył kogoś innego a ja byłam tylko obserwatorem i dobrze... a mimo wszystko teraz wspominam go ze śmiechem, że tak krzyczałam
Wszystko będzie dobrze i szybko minie. A jak już Wasze maleństwa będą z wami... wtedy dopiero się zacznie przygoda :-)
- Dołączył(a)
- 27 Sierpień 2012
- Postów
- 14
Wiecie, do mnie to jeszcze nie dociera... nie mogę sobie wyobrazić jak to będzie w szpitalu i jak w domu po, z tym małym brzdącem...
Wpadłam w panikę jak tylko poczułam nowe objawy - dopiero przepowiadające. Rozmawiałam z moim gin z tego szpitala o znieczuleniu, że boję się tej igły i że uszkodzi mi kręgosłup - powiedział, żeby nie przekreślać znieczulenia, bo wtedy jest lepszy kontakt z pacjentką - a jak boli to trudno jej się skupić na poleceniach.
Mnie chyba powinni coś dać na wstrzymanie, bo jak się nakręce to mnie paraliżuje strach. Na szczęście od następnego tygodnia mąż będzie mógł się zerwać o każdej porze z pracy, tylko jeszcze dojdzie dojazd, może to mnie stresowało - poczucie, że jestem sama. Jutro robimy generalne porządki, w poniedziałek mam książkowy temin - będę się nastawiać na to co nieuniknione i na nowego domownika tylko psiukus taki, że nie wiadomo kiedy zechce przyjść na ten świat )) no ale mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu
Wpadłam w panikę jak tylko poczułam nowe objawy - dopiero przepowiadające. Rozmawiałam z moim gin z tego szpitala o znieczuleniu, że boję się tej igły i że uszkodzi mi kręgosłup - powiedział, żeby nie przekreślać znieczulenia, bo wtedy jest lepszy kontakt z pacjentką - a jak boli to trudno jej się skupić na poleceniach.
Mnie chyba powinni coś dać na wstrzymanie, bo jak się nakręce to mnie paraliżuje strach. Na szczęście od następnego tygodnia mąż będzie mógł się zerwać o każdej porze z pracy, tylko jeszcze dojdzie dojazd, może to mnie stresowało - poczucie, że jestem sama. Jutro robimy generalne porządki, w poniedziałek mam książkowy temin - będę się nastawiać na to co nieuniknione i na nowego domownika tylko psiukus taki, że nie wiadomo kiedy zechce przyjść na ten świat )) no ale mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu
Sloneczko, juz to gdzies pisalam, ale napisze jeszcze raz. Moj prog bolu oceniam na sredni. Przed porodem zdecydowalam, ze jak juz faktycznie nie dam rady to poprosze o gaz rozweselajacy. Wyszlam z zalozenia, ze skoro miliony kobiet rodza i to bez zadnych znieczulen to ja tez dam rade, a co :-) Przeciez dla maluszka zrobie wszystko. To byl moj pierwszy porod, wiec zadnego porownania. Mialam indukcje, bo ciaza 11 dni po terminie. Podobno po oksy skurcze sa mocniejsze niz bez interwencji w nature. Jak tylko odeszly mi wody zaczelam czuc je bardzo mocno i niesamowity bol od srodka, wierzcie lub nie, ale naprawde czulam jak mi ta glowka schodzi coraz nizej. Od razu wykrzyczalam, ze chce ZZO. Bolalo tak mocno, ze polowy nie pamietam. Podczas skurczu nie bylam w stanie panowac nad cialem tzn. wyginalam sie strasznie. Igle wbili za drugim czy trzecim razem dopiero- z mojej winy, bo sie ruszalam, poprzeklinalismy troszke do siebie z panem anastezjologiem Wbicie igly w porownaniu z bolem porodowym nic nie boli. Jak juz zaczelo dzialac to naprawde super. U mnie akcja rozkrecila sie bardzo szybko i znieczulenie zaczelo dzialac w polowie partych. Po (tylko) dwoch godzinach cholernego bolu, bez sniadania czyt. energii, nie mialam sily przec. Personel mobilizowal i pomagal jak mogl. Jak juz dostalam malucha na brzuch to nic nie czulam, wazne bylo tylko to czy jest zdrowy. Podczas pobytu na sali poporodowej obiecywalam sama sobie, ze kolejne dziecko tylko przez cc. Ale jak wrocilam do domu pozszywana, obolala i wykonczona wystarczyl jedno spojrzenie na maly cud i spokojnie jesli bylo by trzeba moglabym rodzic codziennie. Powodzenia;-)
Hej dziewczyny!
Qrcze czasem to mam ochotę odciąć internet w domku Starałam się przeczytać cały wątek, ale przyznaję, iż nie uczyniłam tego...
Piszę o tym necie, bo już sama nie wiem co robić...Już byłam właściwie zdecydowana na poród w ujastku(wahając się wcześniej między ujastkiem a kopernika) a teraz znowu mi się zmieniło...i skłaniam się ku Kopernika.
Tak jak już któraś pisała, niektóre przyszłe mamy oczekują warunków hotelowych a tu nie o to chodzi, a i ja nie należę do takich osób. Kilka lat temu leżałam na Kopernika z powodu problemów hormonalnych i powiem szczerze, że nie miałam się do czego/kogo przyczepić. W tym roku w maju miałam zabieg również na Kopernika(byłam co prawda tylko jeden dzień,ale również nie mam się do czego przyczepić!). Panie były bardzo miłe i pomocne.
Tak sobie czytam wasze opinie i chyba jednak zostanę przy Kopernika..dla mnie dużym plusem jest personel(jakby nie patrzeć to szpital uniwersytecki), studenci chyba też nie stanowią dużej przeszkody-można ponoć na nich liczyć, zawsze popilnują dzieciaka w razie W, kilkuosobowe sale popor-jak dla mnie plus, przynajmniej jest się do kogo odezwać.
Jeszcze a propos "prezentów" dla szpitala, słyszałam że można zostawić jakieś pieluszki czy coś w tym stylu i to akurat uważam za całkiem fajny pomysł. W "łapę" bym w życiu nie dała, bo to tylko przyzwyczaja kadrę i niczego dobrego nie uczy, ale jakiś drobne podziękowanie w postaci czekoladek dla opiekunów-czemu nie
No to tyle...
Qrcze czasem to mam ochotę odciąć internet w domku Starałam się przeczytać cały wątek, ale przyznaję, iż nie uczyniłam tego...
Piszę o tym necie, bo już sama nie wiem co robić...Już byłam właściwie zdecydowana na poród w ujastku(wahając się wcześniej między ujastkiem a kopernika) a teraz znowu mi się zmieniło...i skłaniam się ku Kopernika.
Tak jak już któraś pisała, niektóre przyszłe mamy oczekują warunków hotelowych a tu nie o to chodzi, a i ja nie należę do takich osób. Kilka lat temu leżałam na Kopernika z powodu problemów hormonalnych i powiem szczerze, że nie miałam się do czego/kogo przyczepić. W tym roku w maju miałam zabieg również na Kopernika(byłam co prawda tylko jeden dzień,ale również nie mam się do czego przyczepić!). Panie były bardzo miłe i pomocne.
Tak sobie czytam wasze opinie i chyba jednak zostanę przy Kopernika..dla mnie dużym plusem jest personel(jakby nie patrzeć to szpital uniwersytecki), studenci chyba też nie stanowią dużej przeszkody-można ponoć na nich liczyć, zawsze popilnują dzieciaka w razie W, kilkuosobowe sale popor-jak dla mnie plus, przynajmniej jest się do kogo odezwać.
Jeszcze a propos "prezentów" dla szpitala, słyszałam że można zostawić jakieś pieluszki czy coś w tym stylu i to akurat uważam za całkiem fajny pomysł. W "łapę" bym w życiu nie dała, bo to tylko przyzwyczaja kadrę i niczego dobrego nie uczy, ale jakiś drobne podziękowanie w postaci czekoladek dla opiekunów-czemu nie
No to tyle...
- Dołączył(a)
- 15 Wrzesień 2012
- Postów
- 1
hej, Słoneczko83,
robienie generalnych porządków to niezawodny objaw zbliżającego się wielkimi krokami rozwiązania :-), znaczy mam na myśli poród, a nie szukanie pani do sprzątania . Piszesz o swoim strachu - jestem doulą, może mogłabym Ci pomóc?
robienie generalnych porządków to niezawodny objaw zbliżającego się wielkimi krokami rozwiązania :-), znaczy mam na myśli poród, a nie szukanie pani do sprzątania . Piszesz o swoim strachu - jestem doulą, może mogłabym Ci pomóc?
Cześć dziewczyny. Odzywam się dopiero teraz ponieważ mieliśmy i nadal mamy z maluchem ciężki okres. Moje dziecko poważnie zachorowało i wiele czasu spędziliśmy w szpitalu....
Wracając do porodu, wrażeń, opinii.
Rodziłam przez cc, które było planowane. Czas w szpitalu mogę podzielić na ten do operacji i czas po operacji.
Przed samą cesarką wszystko jak najbardziej w porządku. Personel miły i pomocny. Dostałam szpitalną koszulę, zrobiono mi ktg. Później mogłam wyjść na korytarz aby przytulić męża i powrót na salę...
Personel, lekarze i pielęgniarki obecni na sali podczas samego cięcia - bardzo pomocni, ciepli. Cały czas ktoś do mnie mówił, głaskał po twarzy, uspokajał, wyciszał, informował co się dzieje.
Na sali pooperacyjnej 3 osoby, a sama opieka jak najbardziej na plus. Pielęgniarka dbała o to aby zmniejszyć ból i pilnie obserwowała wszystkie dziewczyny po cięciu. Na przewiezienie na salę pooperacyjną, już na oddziale, czekałam około 7 godzin. To naprawdę mało, biorąc pod uwagę to, co działo się przy moim wypisie (wstrzymywano cesarki, bo dziewczyny leżały na salach pooperacyjnych 24 h, nie mogły zostać przewiezione na sale pooperacyjne z powodu braku miejsc..).
Po 3 h przywieziono mi dziecko na 10 minut i pozwolono przytulić malucha.
Trafiłam na II piętro. Leżałam na sali która docelowo (tak mi się wydaje) powinna być 5 osobowa. Na sali było nas 7. Wiedziałam, że pobyt tam po prostu trzeba przetrzymać, że to tylko 3 -4 dni.
Po przewiezieniu na salę (ok 20:00) i podłączeniu kroplówki znów przywieziono mi dziecko na jakąś godzinkę. Nie przystawiałam go do piersi, nie było takiej możliwości...
Wiedziałam, że kolejny raz zobaczę syna dopiero następnego dnia, po tym jak zostanę "postawiona na nogi".
Następnego dnia przeżyłam pierwszą nieprzyjemną dla mnie sytuację. Pielęgniarka która mnie pionizowała była koszmarna. Na sali panowała grobowa cisza kiedy ja wyłam z bólu, a ona, wyraźnie poirytowana tym, że w ogóle mnie boli - głośno wyrażała swoje zniecierpliwienie i zdziwienie, że ten ból czuję.
Była bardzo niedelikatna, nieuprzejma i po prostu wredna. Miałam wrażenie, że przyjemność sprawia jej to, że cierpię. Płakałam potem jak dziecko i miałam nadzieję, że nigdy więcej jej nie spotkam.
Tego samego dnia przywieziono mi dziecko i maluch był ze mną już do końca, do wyjścia ze szpitala.
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Lekko nie było, ból po cesarce okropny, ale patrząc na mojego malucha zaciskałam zęby i starałam się skupić tylko na nim i jego potrzebach. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Co do personelu. Niektóre pielęgniarki noworodkowe były bardzo miłe, ciepłe i pomocne - inne mniej. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Jedna była bardzo nieprzyjemna nie tylko dla mnie lecz dla reszty dziewczyn również. Teraz wydaje mi się, że taki miała sposób bycia. Jej wyraz twarzy i ton głosu wyprowadzał mnie z równowagi. Początkowo myślałam, że jestem przewrażliwiona, ale przy wyjściu ze szpitala trafiliśmy z mężem na nią, ubierała naszego syna przed wejściem i robiła nieprzyjemne komentarze na temat nieodpowiedniego ubioru malucha.... Wtedy nawet mój mąż prawie stracił panowanie nad sobą [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]
[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Stresowało mnie proszenie o butelkę dla syna. Laktacja rozkręcała mi się bardzo długo, siara nie wystarczała maluchowi. Mleko pojawiło się właściwie w dniu wypisu. Maluch płakał i zaproponowano mi butelkę. W nocy zawsze starałam się go dokarmić i bardzo stresowały mnie wycieczki po butelkę do pielęgniarek noworodkowych - zawsze musiałam się tłumaczyć z tego dlaczego ją chcę. Każda z pań pytała jak karmię, ile czasu to robię... i każda dawała zupełnie inne rady w tym kierunku. Były momenty, że nie wiedziałam już co robię nie tak i co powinnam zmienić. Generalnie atmosfera napięta. Jednego dnia trafiła się bardzo miła pielęgniarka noworodkowa która stwierdziła, że mamy po cesarce nie chodzić przez cały korytarz do ich pokoju tylko od razu dzwonić w razie potrzeby (w sali był telefon) i ona przyniesie nam butelki. Byłam w szoku :-) Naprawdę była bardzo, bardzo miła i pomocna. Przychodziła w nocy na salę i pomagała każdej dziewczynie która tego potrzebowała. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]
[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Nie czułam się "zaopiekowana" leżąc na sali przez kolejne 3 dni, ale nie nastawiałam się też na to.[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Wiedziałam, że to tylko kilka dni i wychodzimy do domu. Jeśli czegoś potrzebowałam, to po prostu o to prosiłam.Wiedziałam, że sobie poradzimy, cokolwiek się będzie działo. Nie spodziewałam się szczególnej uwagi, opieki czy troski.. Trochę szkoda, że jest tego tak mało ze strony personelu. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]
[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Sami lekarze bardzo mili, delikatni podczas codziennych badań.[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Nie martwcie się dziewczyny, sam poród jest najważniejszy, a na salach porodowych opieka jest naprawdę super. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]To co jest później, jakie osoby nas będą otaczać, jak się do nas odnosić - to chyba trochę loteria, ale najważniejsze jest to, że to faktycznie tylko kilka dni i wychodzimy do domu[/FONT]
Wracając do porodu, wrażeń, opinii.
Rodziłam przez cc, które było planowane. Czas w szpitalu mogę podzielić na ten do operacji i czas po operacji.
Przed samą cesarką wszystko jak najbardziej w porządku. Personel miły i pomocny. Dostałam szpitalną koszulę, zrobiono mi ktg. Później mogłam wyjść na korytarz aby przytulić męża i powrót na salę...
Personel, lekarze i pielęgniarki obecni na sali podczas samego cięcia - bardzo pomocni, ciepli. Cały czas ktoś do mnie mówił, głaskał po twarzy, uspokajał, wyciszał, informował co się dzieje.
Na sali pooperacyjnej 3 osoby, a sama opieka jak najbardziej na plus. Pielęgniarka dbała o to aby zmniejszyć ból i pilnie obserwowała wszystkie dziewczyny po cięciu. Na przewiezienie na salę pooperacyjną, już na oddziale, czekałam około 7 godzin. To naprawdę mało, biorąc pod uwagę to, co działo się przy moim wypisie (wstrzymywano cesarki, bo dziewczyny leżały na salach pooperacyjnych 24 h, nie mogły zostać przewiezione na sale pooperacyjne z powodu braku miejsc..).
Po 3 h przywieziono mi dziecko na 10 minut i pozwolono przytulić malucha.
Trafiłam na II piętro. Leżałam na sali która docelowo (tak mi się wydaje) powinna być 5 osobowa. Na sali było nas 7. Wiedziałam, że pobyt tam po prostu trzeba przetrzymać, że to tylko 3 -4 dni.
Po przewiezieniu na salę (ok 20:00) i podłączeniu kroplówki znów przywieziono mi dziecko na jakąś godzinkę. Nie przystawiałam go do piersi, nie było takiej możliwości...
Wiedziałam, że kolejny raz zobaczę syna dopiero następnego dnia, po tym jak zostanę "postawiona na nogi".
Następnego dnia przeżyłam pierwszą nieprzyjemną dla mnie sytuację. Pielęgniarka która mnie pionizowała była koszmarna. Na sali panowała grobowa cisza kiedy ja wyłam z bólu, a ona, wyraźnie poirytowana tym, że w ogóle mnie boli - głośno wyrażała swoje zniecierpliwienie i zdziwienie, że ten ból czuję.
Była bardzo niedelikatna, nieuprzejma i po prostu wredna. Miałam wrażenie, że przyjemność sprawia jej to, że cierpię. Płakałam potem jak dziecko i miałam nadzieję, że nigdy więcej jej nie spotkam.
Tego samego dnia przywieziono mi dziecko i maluch był ze mną już do końca, do wyjścia ze szpitala.
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Lekko nie było, ból po cesarce okropny, ale patrząc na mojego malucha zaciskałam zęby i starałam się skupić tylko na nim i jego potrzebach. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Co do personelu. Niektóre pielęgniarki noworodkowe były bardzo miłe, ciepłe i pomocne - inne mniej. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Jedna była bardzo nieprzyjemna nie tylko dla mnie lecz dla reszty dziewczyn również. Teraz wydaje mi się, że taki miała sposób bycia. Jej wyraz twarzy i ton głosu wyprowadzał mnie z równowagi. Początkowo myślałam, że jestem przewrażliwiona, ale przy wyjściu ze szpitala trafiliśmy z mężem na nią, ubierała naszego syna przed wejściem i robiła nieprzyjemne komentarze na temat nieodpowiedniego ubioru malucha.... Wtedy nawet mój mąż prawie stracił panowanie nad sobą [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]
[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Stresowało mnie proszenie o butelkę dla syna. Laktacja rozkręcała mi się bardzo długo, siara nie wystarczała maluchowi. Mleko pojawiło się właściwie w dniu wypisu. Maluch płakał i zaproponowano mi butelkę. W nocy zawsze starałam się go dokarmić i bardzo stresowały mnie wycieczki po butelkę do pielęgniarek noworodkowych - zawsze musiałam się tłumaczyć z tego dlaczego ją chcę. Każda z pań pytała jak karmię, ile czasu to robię... i każda dawała zupełnie inne rady w tym kierunku. Były momenty, że nie wiedziałam już co robię nie tak i co powinnam zmienić. Generalnie atmosfera napięta. Jednego dnia trafiła się bardzo miła pielęgniarka noworodkowa która stwierdziła, że mamy po cesarce nie chodzić przez cały korytarz do ich pokoju tylko od razu dzwonić w razie potrzeby (w sali był telefon) i ona przyniesie nam butelki. Byłam w szoku :-) Naprawdę była bardzo, bardzo miła i pomocna. Przychodziła w nocy na salę i pomagała każdej dziewczynie która tego potrzebowała. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]
[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Nie czułam się "zaopiekowana" leżąc na sali przez kolejne 3 dni, ale nie nastawiałam się też na to.[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Wiedziałam, że to tylko kilka dni i wychodzimy do domu. Jeśli czegoś potrzebowałam, to po prostu o to prosiłam.Wiedziałam, że sobie poradzimy, cokolwiek się będzie działo. Nie spodziewałam się szczególnej uwagi, opieki czy troski.. Trochę szkoda, że jest tego tak mało ze strony personelu. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]
[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Sami lekarze bardzo mili, delikatni podczas codziennych badań.[/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]Nie martwcie się dziewczyny, sam poród jest najważniejszy, a na salach porodowych opieka jest naprawdę super. [/FONT]
[FONT=Verdana, Arial, Tahoma, Calibri, Geneva, sans-serif]To co jest później, jakie osoby nas będą otaczać, jak się do nas odnosić - to chyba trochę loteria, ale najważniejsze jest to, że to faktycznie tylko kilka dni i wychodzimy do domu[/FONT]
- Dołączył(a)
- 27 Sierpień 2012
- Postów
- 14
Dzięki dziewczyny za wsparcie.
Nestka czytałam Twój opis porodu oraz innych dziewczyn na Kopernika i tak sobie myślę, że chyba przechodzę nastroje jak każda dziewczyna przed „finałem”. U mnie dopiero zaczęło się takie rwanie w pachwinach, jakbym sobie ponaciągała ścięgna, gdy chodzę lub siedzę. Poza tym nic więcej, czopu jeszcze nie widziałam, brzuch się stawia od ok. 26 t.c. Dziś mam termin, jutro będę rozmawiała z lekarzem co robimy w związku z "przekroczeniem terminu". Chciałabym jednak uniknąć tego co wy - wywoływania porodu oksytocyną, bo schemat w mojej głowie jest jeden "silne skurcze, brak rozwarcia, coś się dzieje i kończy się cesarką". Wtedy od razu proszę o zzo. Zdałam sobie sprawę, że chcę jednak aby wszystko samo się zaczęło i będę prosić lekarza by dał nam jeszcze czas (ja się urodziłam też po terminie) - nie będę panikowała jak się zacznie (poukładałam sobie trochę to w głowie), poczekam na męża albo wezmę taksówkę - mam taką małą torbę na tę ewentualność. Mój mąż też mnie pocieszył, że zostanie ze mną do końca, bo musi mieć wszystko pod kontrolą (opowiedziałam co się zdarzyło jednej z nas - jak położna wyszła w trakcie parcia i ogólnie o moich „obawach”).
Doula poród mnie tak już nie przeraża, zdam się w ręce „fachowców”, i mąż będzie przy mnie, ale czasem mam myśli czy sobie poradzę z pielęgnacją maluszka. W sobotę byliśmy na zakupach i spotkałam znajomych z 2,5 miesięcznym synkiem. Widziałam, że oni sobie świetnie radzą i pomyślałam, że i my damy radę (znaczy mój mąż pomoże, nie spadnie to tylko na mnie). Mam umówioną już położną środowiskową, która przyjdzie na drugi dzień po wyjściu ze szpitala i nam jeszcze wszystko pokaże.
Znów mam "lepsze dni", ach te hormony… ale to chyba dlatego, że zaakceptowałam „nowe objawy” i ze „rozwiązanie” jest nieuniknione, no i że powiedziałam na głos czego się boję i ze nie ja jedyna mam takie obawy. Fajnie, ze ten wątek o szpitalu na Kopernika powstał, bo lepiej można się przygotować – przynajmniej wiemy czego się spodziewać od personelu.
Nestka czytałam Twój opis porodu oraz innych dziewczyn na Kopernika i tak sobie myślę, że chyba przechodzę nastroje jak każda dziewczyna przed „finałem”. U mnie dopiero zaczęło się takie rwanie w pachwinach, jakbym sobie ponaciągała ścięgna, gdy chodzę lub siedzę. Poza tym nic więcej, czopu jeszcze nie widziałam, brzuch się stawia od ok. 26 t.c. Dziś mam termin, jutro będę rozmawiała z lekarzem co robimy w związku z "przekroczeniem terminu". Chciałabym jednak uniknąć tego co wy - wywoływania porodu oksytocyną, bo schemat w mojej głowie jest jeden "silne skurcze, brak rozwarcia, coś się dzieje i kończy się cesarką". Wtedy od razu proszę o zzo. Zdałam sobie sprawę, że chcę jednak aby wszystko samo się zaczęło i będę prosić lekarza by dał nam jeszcze czas (ja się urodziłam też po terminie) - nie będę panikowała jak się zacznie (poukładałam sobie trochę to w głowie), poczekam na męża albo wezmę taksówkę - mam taką małą torbę na tę ewentualność. Mój mąż też mnie pocieszył, że zostanie ze mną do końca, bo musi mieć wszystko pod kontrolą (opowiedziałam co się zdarzyło jednej z nas - jak położna wyszła w trakcie parcia i ogólnie o moich „obawach”).
Doula poród mnie tak już nie przeraża, zdam się w ręce „fachowców”, i mąż będzie przy mnie, ale czasem mam myśli czy sobie poradzę z pielęgnacją maluszka. W sobotę byliśmy na zakupach i spotkałam znajomych z 2,5 miesięcznym synkiem. Widziałam, że oni sobie świetnie radzą i pomyślałam, że i my damy radę (znaczy mój mąż pomoże, nie spadnie to tylko na mnie). Mam umówioną już położną środowiskową, która przyjdzie na drugi dzień po wyjściu ze szpitala i nam jeszcze wszystko pokaże.
Znów mam "lepsze dni", ach te hormony… ale to chyba dlatego, że zaakceptowałam „nowe objawy” i ze „rozwiązanie” jest nieuniknione, no i że powiedziałam na głos czego się boję i ze nie ja jedyna mam takie obawy. Fajnie, ze ten wątek o szpitalu na Kopernika powstał, bo lepiej można się przygotować – przynajmniej wiemy czego się spodziewać od personelu.
reklama
lea83 dzięki za wyczerpujący opis z pobytu już jesteście w domku cali i zdrowi i to jest najważniejsze Panie rzeczywiście średnio miłe z tego co piszesz,ale chyba do przeżycia Pamiętasz może jak się nazywali lekarze bądź pielęgniarki, które się Tobą "opiekowały"?
Podziel się: