Droga Jaheira1
Rodziłam w sierpniu cc. Odniosę się do Twoich wątpliwości/zastrzeżeń, bo niektóre są niezgodne z prawdą:
1. Mąż rzeczywiście nie może przebywać na pooperacyjnej - sala jest 4-łóżkowa, położne podmywają Cię co jakiś czas, opróżniają worki z moczem, więc musiałyby wypraszać tatusiów? to jest tylko 12 h. Ja przebywałam na pooperacyjnej aż 36h (brak miejsc na położnictwie) więc gdy była chwila, że leżałam sama mąż został wpuszczony, posiedział ponad pół godziny, akurat przywieźli córkę, Niestety został poproszony o opuszczenie sali, gdy położne dostały sygnał o kończącej się właśnie cesarce.
2. Jak się moja cesarka skończyła, mąż poszedł zobaczyć córkę. Nie było problemu. Ale chyba nie ma możliwości brania udziału w kąpaniu i ubieraniu.
3. "Prawo do jednego telefonu" znaczy, że możesz zadzwonić zaraz po przywiezieniu na pooperacyjną, jednak położne proszą, żeby to był krótki telefon i ściszonym głosem. Smsy do woli, ale na wyciszonym sygnale. Gdy położna przynosiła mi torebkę, sama nawet pytała czy wyciągnąć mi telefon. Podpięła mi nawet ładowarkę. Chodzi o to, żeby nie przeszkadzać innym. Gdy Cię boli naprawdę wystarczy niewielki hałas, by wybudzić ze snu.
4. PIerwsze słyszę, by wizyty męża były niemile widziane. Nikt nam nie ograniczał wizyt - ani w ilości odwiedzających (choć tu uważam, że czasami by się przydało), ani w długości, ani godziny. Mój mąż odwiedzał mnie o 18. Jedynie co, to wypraszali z pokoju podczas obchodu, ale to przecież rozumie się samo przez się.
Co do studentów. Jak byłam przyjmowana to jeszcze w ambulatorium miałam robione usg - lekarka miała dwóch studentów pod opieką i zapytała czy jeden z nich może zrobić mi badanie, i czy drugi może być przy tym obecny. Gdy on skończył, to ona jeszcze raz wykonała badanie, żeby nie było wątpliwości. Następnego dnia, gdy pojechałam na porodówkę i leżałam pod oksytocyną (próba wywołania) przyszła ta sama pani doktor i zapytała czy zgodziłabym się na badanie przez studenta. No cóż, tyle "palcy" zdążyło mnie tam przebadać, ze było mi już wszystko jedno. A też przed porodem zarzekałam się, że nie zgodzę się na studentów. Ale zaznaczam, że to był sierpień, więc okres wakacyjny. Nie wiem, jak to jest w roku akademickim, znaczy ilu się kręci studentów na porodówce.
Sądzę, że nie taki diabeł straszny jak opisujesz. Personel jest tam miły i pomocny.
Rodziłam w sierpniu cc. Odniosę się do Twoich wątpliwości/zastrzeżeń, bo niektóre są niezgodne z prawdą:
1. Mąż rzeczywiście nie może przebywać na pooperacyjnej - sala jest 4-łóżkowa, położne podmywają Cię co jakiś czas, opróżniają worki z moczem, więc musiałyby wypraszać tatusiów? to jest tylko 12 h. Ja przebywałam na pooperacyjnej aż 36h (brak miejsc na położnictwie) więc gdy była chwila, że leżałam sama mąż został wpuszczony, posiedział ponad pół godziny, akurat przywieźli córkę, Niestety został poproszony o opuszczenie sali, gdy położne dostały sygnał o kończącej się właśnie cesarce.
2. Jak się moja cesarka skończyła, mąż poszedł zobaczyć córkę. Nie było problemu. Ale chyba nie ma możliwości brania udziału w kąpaniu i ubieraniu.
3. "Prawo do jednego telefonu" znaczy, że możesz zadzwonić zaraz po przywiezieniu na pooperacyjną, jednak położne proszą, żeby to był krótki telefon i ściszonym głosem. Smsy do woli, ale na wyciszonym sygnale. Gdy położna przynosiła mi torebkę, sama nawet pytała czy wyciągnąć mi telefon. Podpięła mi nawet ładowarkę. Chodzi o to, żeby nie przeszkadzać innym. Gdy Cię boli naprawdę wystarczy niewielki hałas, by wybudzić ze snu.
4. PIerwsze słyszę, by wizyty męża były niemile widziane. Nikt nam nie ograniczał wizyt - ani w ilości odwiedzających (choć tu uważam, że czasami by się przydało), ani w długości, ani godziny. Mój mąż odwiedzał mnie o 18. Jedynie co, to wypraszali z pokoju podczas obchodu, ale to przecież rozumie się samo przez się.
Co do studentów. Jak byłam przyjmowana to jeszcze w ambulatorium miałam robione usg - lekarka miała dwóch studentów pod opieką i zapytała czy jeden z nich może zrobić mi badanie, i czy drugi może być przy tym obecny. Gdy on skończył, to ona jeszcze raz wykonała badanie, żeby nie było wątpliwości. Następnego dnia, gdy pojechałam na porodówkę i leżałam pod oksytocyną (próba wywołania) przyszła ta sama pani doktor i zapytała czy zgodziłabym się na badanie przez studenta. No cóż, tyle "palcy" zdążyło mnie tam przebadać, ze było mi już wszystko jedno. A też przed porodem zarzekałam się, że nie zgodzę się na studentów. Ale zaznaczam, że to był sierpień, więc okres wakacyjny. Nie wiem, jak to jest w roku akademickim, znaczy ilu się kręci studentów na porodówce.
Sądzę, że nie taki diabeł straszny jak opisujesz. Personel jest tam miły i pomocny.