Relacja z pierwszych (z 6-ciu) zajęć szkoły rodzenia.
Prowadziły je - psychoterapeuta i położna.
Zaczęły od tego, że nie planują nas namawiać na poród naturalny ani żaden inny - w ogóle raczej nie będą nas do niczego namawiać. Nie planują również uczyć nas oddychania, bo wiedzą doskonale że to w pełni naturalny odruch i nauki nie wymaga (tu zastosowały analogię do stosunku płciowego - ponoć schemat oddechu jest dokładnie ten sam - a skoro go przeżyłyśmy ;-) to i podczas porodu się nie podusimy ;-)).
Zrodziło się więc pytanie - to czego nas nauczą? Otóż chcą nam przekazać WIARĘ, taką na poziomie podstawowym, niemalże fizjologicznym, w to że DAMY RADĘ i MOŻEMY urodzić. Kiedyś tę rolę spełniały rodziny wielopokoleniowe - dziewczynka obserwowała ciocie, siostry i sąsiadki, które "dawały radę". Dziś tego brak i trochę stąd ten powszechny paniczny strach przed porodem - za którym kryje się brak wiary we własne siły.
No to git - może przestanę marzyć o cesarce ;-)
Potem trochę poćwiczyliśmy - ale spokojnie i bardziej "poglądowo", tzn. wyczuwaliśmy granice kanału rodnego, relaksowaliśmy nogi, uczyliśmy się ćwiczenia mięśni Kegla.
Następnie tatusiowe uczyli się lokalizować dziecko w brzuchu - nazywa się to badanie-kogoś-tam (nie pamiętam
![zawstydzony :zawstydzona/y: :zawstydzona/y:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/embarrassed.gif)
) a polega na dokładnym obmacaniu brzucha. Pozwala określić położenie dziecka. Oj różnie im to szło - sporo było "ciąż urojonych"
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
A finałem było namalowanie swojego "odkrycia" na brzuchu - sądząc po efektach, powstanie nowy gatunek człowieka
A na sam koniec prowadząca opowiadała o współodczuwaniu ciąży przez tatę. Interesujące.
I to tyle z najciekawszych rzeczy. Jeśli będziecie chciały, będę opisywać co się dalej będzie działo :-)