reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Szczepienia na COVID a ciąża !

Ja też się bałam. Zwłaszcza, że koleżanka miała naprawdę ciężkie powikłania po 1 dawce AZ. W sumie leżenia pod respiratorem też się bałam. Jednak postanowiłam zaufać lekarzom i zaryzykować. Jestem zdrowa, powikłania ustąpiły, nie zachorowałam a wróciłam do pracy i normalnego życia.
To nie jest wyświechtany frazes - owszem, jest to banał, ale jak to banał prawdziwy.
Wydaje mi się, że ulegasz temu lękowi, bo w Twojej ocenie masz mało do zyskania. Nie byłabyś taka sceptyczna wobec eksperymentalnej terapii raka, SMA, czy innej choroby albo metody leczenia niepłodności, gdyby problem dotyczył Ciebie lub Twoich bliskich.
Tak, uważam,że mam mało do zyskania a zbyt wiele do stracenia. A porównania do eksperymentalnych metod leczenia jest tutaj nie ma miejscu.
 
reklama
Znajomy wojskowy to oficer czy szwejk z zielonego garnizonu? Bo to serio ma znaczenie. U nas też były takie teksty (podobnie jak żarty typu „jesteśmy normalni więc wszyscy w jednostce się szczepimy”), ale to nie ma nic wspólnego z prawdą. Nie ma możliwości nieawansować kogoś ze względu na nieszczepienie (do awansu w stopniu wystarczy odsłużyć swoje i nie mieć dyscyplinarek). Natomiast można (a nawet trzeba) nie wysłać niezaszczepionego na misję (co jest super awansem finansowym) czy do struktur i jest to dbanie o interes podatnika, bo później zachoruje taki na Covid i będzie odbywał kwarantannę na pulkownikowknetacie strefy wojny. Albo wróci jako weteran i przejdzie na utrzymanie nas wszystkich. A mógł się zaszczepić. Raczej spotykam się z tym, że nasi lekarze dyskwalifikują ze szczepień niż szczepią na siłę.
Wiesz co, stopnia Ci nie podam. Nie przywiązywałam do tego nigdy większej wagi. mąż pewnie będzie wiedział, to później dopytam. Natomiast, na pewno nie jeździ na misje. Nie wiem, może był to żart. On nam tego w ten sposób nie przekazał. A ja nie mam podstaw by mu nie wierzyć.

Ja nie mówię o naciskach ze strony lekarzy, a przełożonych.
 
To i ja się włączę do dyskusji.
Ogólnie rzecz biorąc, szczepienia pomogły światu w zapanowaniu nad wieloma chorobami i sama idea jest bardzo na plus. W tym wypadku, pewne wątpliwości może budzić jedynie fakt jak szybko powstała szczepionka przeciw COVID. Z jedej strony niby bardzo logicznie skrócono czas badań, żeby jak najszybciej zapanować nad koronawirusem, z drugiej jednak strony pośpiech i krótszy czas poświęcony badaniom zawsze zwiększa ryzyko błędu lub pewnych przeoczeń. Nie ważne jak szczytny jest cel.
Druga sprawa to porównania, które stosujemy. Od dawna żyjemy w nowej, a więc początkowo wywołującej ogromny strach, rzeczywistości zwanej pandemią, więc niejako automatycznie porównujemy ją do tego co już było. I w tentez sposób z jednej strony jesteśmy bombardowani informacjami o bardzo zaraźliwym i wysoce śmiertelnym koronawirusie, a z drugiej sięgamy do historii i porównujemy dane np do pandemii hiszpanki, gdzie w 1,5 roku do 2 lat zaraziło się 500 mln ludzi (33% ludności), z czego zmarło 5-20% (robieżność ogromna, ale nie sposób stwierdzić, które źródło jest rzetelniejsze). Koronawirus to obecnie 175 mln przypadków i śmiertelność ok 2%. I znów masa wątpliwości - bo może tak wysoka śmiertelność hiszpanki była w głównej mierze wynikiem słabo rozwiniętej "służby zdrowia", a dużo mniejsza zachorowalność na aktualnego koronawirusa to wynik higieny, maseczek i lockdownów? Czy może jednak koronawirus nie jest aż tak zaraźliwy jak jest to przedstawiane, a pandemię sztucznie wyolbrzymiono np dla pieniędzy. Bo w końcu na hiszpankę zachorowało aż 33% ludności, a na koronawirusa ok 2,5% mimo większej gęstości zaludnienia, ale z kolei przy wprowadzeniu wielu środków ostrożności. Same liczby coś nam sugerują, ale trzeba także sprawdzić czy jesteśmy w stanie odpowiednio je skorygować, aby móc porównywać obie sytuacje z jak najmniejszym błędem? Bo ilość zmiennych jest duża, ale w jaki sposób wiarygodnie zmierzyć ich wpływ na dane, żeby móc wyciągnąć poprawne wnioski?
Kolejna sprawa to Chiny. Od nich wszystko się zaczęło, nikt dokładnie nie wie jak, bo teorii było tyle, że trudno je wszystkie zweryfikować, ale jest jeden fakt, który powinien zmuszać do myślenia. Chiny pokonały koronawirusa bez szczepionek, dlaczego zatem inne kraje nie mogą tego dokonać? Czy Chiny są rzeczywiście aż tak wyjątkowe, że żaden inny kraj nie jest w stanie im dorównać? Albo czy to raczej błędy na początku rozprzestrzeniania się wirusa zdefiniowały dalszą sytuację w Europie czy Amerykach, tak różną od Chin? A może znowu chodzi o pieniądze i sprzedaż szczepionek, które w przypadku innej strategii walki z koronawirusem mogłyby okazać się zbędne, gdyż cały świat mogłby opanować pandemię tak jak Chiny?
No i kolejna sprawa - dezorientacja. Z jednej strony trudno mówić coś na pewno przy wirusie, z którym spotykamy się po raz pierwszy, ale z drugiej, po prawie 2 latach obcowania z koronawirusem, środowisko medyczne wciąż jest okropnie podzielone. Statystyczny Kowalski chciałby zaufać lekarzom, którzy w tym aspekcie mają zdecydowanie większą wiedzę niż on sam, ale dopadają go wątpliwości, gdyż nawet w środowisku medycznym zdania są mocno podzielone i często najzwyczajniej w świecie zupełnie sprzeczne. Zarówno w stosunku do samego koronawirusa, jak i do szczepionek. Co ambitniejsi będą próbowali szukać wyników badań, żeby odrzucić kompletne herezje od prawdopodobnie prawdziwych informacji, ale w dzisiejszych czasach, rzetelność badań jest nie do zweryfikowania przez statystycznego Kowalskiego. Bo skąd on ma wiedzieć, czy jakiś amerykański wirusolog z mnóstwem mądrze wyglądających publikacji, znany i szanowany, nie jest np. współudziałowcem firmy farmaceutycznej, która zarobi miliardy na dystrybucji szczepionek? Lekarz ten wie, że one ani nie pomogą, ani nie zaszkodzą, ale może na tym skorzystać i bez mrugnięcia okiem to robi, bo lepiej przeciez być miliarderem niż milionerem. Albo zupełnie odwrotnie - skąd mamy wiedzieć, że niegdyś wybitny europejski wirusolog nie został "podpłacony", żeby wyniki jego badań zniechęcały do szczepień w ogóle lub wskazywały konkretną szczepionkę jako gorszą lub bardziej niebezpieczną? Nasuwa mi się tu skojarzenie z Pfizerem/Moderna i późniejszymi Astrą/J&J. Początkowo pół Polski "krzyczało", że nie będzie się szczepić tymi eksperymentalnymi szczepionkami, bo nie dość, że tak szybko powstały, to jeszcze jest to nowy typ szczepionek mRNA (co ponoć nie jest do końca prawdą), który nie wiadomo jak działa, a w ogóle, to pewnie wpływa na ludzkie DNA. Pomijam już sensowność takich twierdzeń i brak jakiejkolwiek wiedzy nt transkrypcji i translacji, ale tak było rzeczywiście i nawet zgodne wypowiedzi mnóstwa lekarzy, nie przekonywały części Polaków aż do momentu pojawienia się informacji, że Astra i J&J są mniej skuteczne, a poza tym Astra może powodować zwiększone ryzyko zakrzepów. Inne kraje wstrzymały szczepienia tym preparatem, Polska wręcz przeciwnie, ze względu na braki szczepionek odkupiła od kogoś Astrę, i nagle mnóstwo osób stwierdza, że w życiu nie zaszczepi się tym "badziewiem" i w popłochu szukają punktów szczepień, które dysponują tymi nowymi, "modyfikującymi DNA" szczepionkami.
A może po prostu opłaca się siać zamęt, bo takimi ludźmi łatwiej jest manipulować?
Wg mnie pytań jest wiele, a odpowiedzi zbyt mało. Ja, choćbym chciała, nigdy nie zweryfikuje na 100% która informacja jest prawdziwa, a która nagina rzeczywistość dla czyichś korzyści, a niezgodność środowiska medycznego w tym temacie, tylko pogłębia wątpliwości. A dodając do tego kretyństwa, które wyprawia nasz rząd, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane. Bo niby oficjalnie szczepionki są dobrowolne i każdy ma prawo zdecydować osobiście czy się szczepi, czy nie, ale z drugiej strony zmienianie ustaw o ochronie zdrowia w taki sposób, aby pozostawić sobie furtkę na wprowadzenie obowiązku szczepień, mnie osobiście trochę zastanawia. A dodając do tego jakieś loterie, prezenty, dodatkowe pieniądze czy przywileje tylko dla zaszczepionych, nasuwa się pytanie, jaki cel ma tak nachalna, a jednocześnie bardzo specyficzna promocja tych szczepień? Bo ja tego nie rozumiem. A w to, co mówią w telewizji nie wierzę, bo rzeczy, które jestem w stanie zweryfikować to w większości kłamstwa i propaganda, więc automatycznie informacje o sprawach dla mnie obcych, przepuszczam przez taki sam filtr - większość to kłamstwa i propaganda.
A najgorsze jest to, że najbardziej cierpi na tym wszystkim statystyczny Polak, który chciałby spokojnie żyć i móc zaufać specjalistom bez wielogodzinnego analizowania czy dane słowa to brednie, czy nie.
 
To i ja się włączę do dyskusji.
Ogólnie rzecz biorąc, szczepienia pomogły światu w zapanowaniu nad wieloma chorobami i sama idea jest bardzo na plus. W tym wypadku, pewne wątpliwości może budzić jedynie fakt jak szybko powstała szczepionka przeciw COVID. Z jedej strony niby bardzo logicznie skrócono czas badań, żeby jak najszybciej zapanować nad koronawirusem, z drugiej jednak strony pośpiech i krótszy czas poświęcony badaniom zawsze zwiększa ryzyko błędu lub pewnych przeoczeń. Nie ważne jak szczytny jest cel.
Druga sprawa to porównania, które stosujemy. Od dawna żyjemy w nowej, a więc początkowo wywołującej ogromny strach, rzeczywistości zwanej pandemią, więc niejako automatycznie porównujemy ją do tego co już było. I w tentez sposób z jednej strony jesteśmy bombardowani informacjami o bardzo zaraźliwym i wysoce śmiertelnym koronawirusie, a z drugiej sięgamy do historii i porównujemy dane np do pandemii hiszpanki, gdzie w 1,5 roku do 2 lat zaraziło się 500 mln ludzi (33% ludności), z czego zmarło 5-20% (robieżność ogromna, ale nie sposób stwierdzić, które źródło jest rzetelniejsze). Koronawirus to obecnie 175 mln przypadków i śmiertelność ok 2%. I znów masa wątpliwości - bo może tak wysoka śmiertelność hiszpanki była w głównej mierze wynikiem słabo rozwiniętej "służby zdrowia", a dużo mniejsza zachorowalność na aktualnego koronawirusa to wynik higieny, maseczek i lockdownów? Czy może jednak koronawirus nie jest aż tak zaraźliwy jak jest to przedstawiane, a pandemię sztucznie wyolbrzymiono np dla pieniędzy. Bo w końcu na hiszpankę zachorowało aż 33% ludności, a na koronawirusa ok 2,5% mimo większej gęstości zaludnienia, ale z kolei przy wprowadzeniu wielu środków ostrożności. Same liczby coś nam sugerują, ale trzeba także sprawdzić czy jesteśmy w stanie odpowiednio je skorygować, aby móc porównywać obie sytuacje z jak najmniejszym błędem? Bo ilość zmiennych jest duża, ale w jaki sposób wiarygodnie zmierzyć ich wpływ na dane, żeby móc wyciągnąć poprawne wnioski?
Kolejna sprawa to Chiny. Od nich wszystko się zaczęło, nikt dokładnie nie wie jak, bo teorii było tyle, że trudno je wszystkie zweryfikować, ale jest jeden fakt, który powinien zmuszać do myślenia. Chiny pokonały koronawirusa bez szczepionek, dlaczego zatem inne kraje nie mogą tego dokonać? Czy Chiny są rzeczywiście aż tak wyjątkowe, że żaden inny kraj nie jest w stanie im dorównać? Albo czy to raczej błędy na początku rozprzestrzeniania się wirusa zdefiniowały dalszą sytuację w Europie czy Amerykach, tak różną od Chin? A może znowu chodzi o pieniądze i sprzedaż szczepionek, które w przypadku innej strategii walki z koronawirusem mogłyby okazać się zbędne, gdyż cały świat mogłby opanować pandemię tak jak Chiny?
No i kolejna sprawa - dezorientacja. Z jednej strony trudno mówić coś na pewno przy wirusie, z którym spotykamy się po raz pierwszy, ale z drugiej, po prawie 2 latach obcowania z koronawirusem, środowisko medyczne wciąż jest okropnie podzielone. Statystyczny Kowalski chciałby zaufać lekarzom, którzy w tym aspekcie mają zdecydowanie większą wiedzę niż on sam, ale dopadają go wątpliwości, gdyż nawet w środowisku medycznym zdania są mocno podzielone i często najzwyczajniej w świecie zupełnie sprzeczne. Zarówno w stosunku do samego koronawirusa, jak i do szczepionek. Co ambitniejsi będą próbowali szukać wyników badań, żeby odrzucić kompletne herezje od prawdopodobnie prawdziwych informacji, ale w dzisiejszych czasach, rzetelność badań jest nie do zweryfikowania przez statystycznego Kowalskiego. Bo skąd on ma wiedzieć, czy jakiś amerykański wirusolog z mnóstwem mądrze wyglądających publikacji, znany i szanowany, nie jest np. współudziałowcem firmy farmaceutycznej, która zarobi miliardy na dystrybucji szczepionek? Lekarz ten wie, że one ani nie pomogą, ani nie zaszkodzą, ale może na tym skorzystać i bez mrugnięcia okiem to robi, bo lepiej przeciez być miliarderem niż milionerem. Albo zupełnie odwrotnie - skąd mamy wiedzieć, że niegdyś wybitny europejski wirusolog nie został "podpłacony", żeby wyniki jego badań zniechęcały do szczepień w ogóle lub wskazywały konkretną szczepionkę jako gorszą lub bardziej niebezpieczną? Nasuwa mi się tu skojarzenie z Pfizerem/Moderna i późniejszymi Astrą/J&J. Początkowo pół Polski "krzyczało", że nie będzie się szczepić tymi eksperymentalnymi szczepionkami, bo nie dość, że tak szybko powstały, to jeszcze jest to nowy typ szczepionek mRNA (co ponoć nie jest do końca prawdą), który nie wiadomo jak działa, a w ogóle, to pewnie wpływa na ludzkie DNA. Pomijam już sensowność takich twierdzeń i brak jakiejkolwiek wiedzy nt transkrypcji i translacji, ale tak było rzeczywiście i nawet zgodne wypowiedzi mnóstwa lekarzy, nie przekonywały części Polaków aż do momentu pojawienia się informacji, że Astra i J&J są mniej skuteczne, a poza tym Astra może powodować zwiększone ryzyko zakrzepów. Inne kraje wstrzymały szczepienia tym preparatem, Polska wręcz przeciwnie, ze względu na braki szczepionek odkupiła od kogoś Astrę, i nagle mnóstwo osób stwierdza, że w życiu nie zaszczepi się tym "badziewiem" i w popłochu szukają punktów szczepień, które dysponują tymi nowymi, "modyfikującymi DNA" szczepionkami.
A może po prostu opłaca się siać zamęt, bo takimi ludźmi łatwiej jest manipulować?
Wg mnie pytań jest wiele, a odpowiedzi zbyt mało. Ja, choćbym chciała, nigdy nie zweryfikuje na 100% która informacja jest prawdziwa, a która nagina rzeczywistość dla czyichś korzyści, a niezgodność środowiska medycznego w tym temacie, tylko pogłębia wątpliwości. A dodając do tego kretyństwa, które wyprawia nasz rząd, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane. Bo niby oficjalnie szczepionki są dobrowolne i każdy ma prawo zdecydować osobiście czy się szczepi, czy nie, ale z drugiej strony zmienianie ustaw o ochronie zdrowia w taki sposób, aby pozostawić sobie furtkę na wprowadzenie obowiązku szczepień, mnie osobiście trochę zastanawia. A dodając do tego jakieś loterie, prezenty, dodatkowe pieniądze czy przywileje tylko dla zaszczepionych, nasuwa się pytanie, jaki cel ma tak nachalna, a jednocześnie bardzo specyficzna promocja tych szczepień? Bo ja tego nie rozumiem. A w to, co mówią w telewizji nie wierzę, bo rzeczy, które jestem w stanie zweryfikować to w większości kłamstwa i propaganda, więc automatycznie informacje o sprawach dla mnie obcych, przepuszczam przez taki sam filtr - większość to kłamstwa i propaganda.
A najgorsze jest to, że najbardziej cierpi na tym wszystkim statystyczny Polak, który chciałby spokojnie żyć i móc zaufać specjalistom bez wielogodzinnego analizowania czy dane słowa to brednie, czy nie.

Zgodze się ze wszystkim powyższym ale chce zaakcentować jedna rzecz.
Chiny. To państwo niezwykle specyficzne. Zamordyzm zaawansowany, stosowany. Niektórzy nadal wierzą, ze ich lider został im zesłany z nieba i on się wszystkim zajmie. To tylko jeden z wielu aspektów tego społeczeństwa.
Nie dawałabym wiary ani jednej liczbie, która podają Chiny bo nie ma żadnej metody weryfikacji.
Ilosc zgonów, infekcji, szczepień itd. Chiny mogą nam podać co zechcą a my musimy udawać, ze w to wierzymy, bo nie ma tam żadnych przedstawicieli czy specjalistów nie związanych z „Partia”, którzy mogli by te dane potwierdzic.
Moze i udało im się pokonać pandemie bez szczepionek a może nie. Nie wiadomo.
Wiem jedno. Jak w UK i innych państwach europejskich rządy kłóciły się o maseczki, fartuchy, żele dezynfekujące i inny szeroko pojęty sprzęt PPE to w Japonii do każdego zakażonego lekarz podchodził ubrany w pełen kombinezon ochronny. Taki, w ktorym nawet tlen jest doprowadzany przez rurkę.
A angielskie pielęgniarki były dziko zadowolone jak udało im się założyć maseczkę i pare rękawiczek medycznych. Rząd Japonii postawił swoich obywateli na pierwszym miejscu. Rządy innych państw postawiły na pierwszym miejscu biznes i zyski. Taka drobna roznica, która najprawdopodobniej się przełożyła na liczbę dalszych infekcji.
 
„Tak grube składki” czyli około 400 złotych? Taka jest idea ubezpieczenia, że płacimy je „na wypadek”. Nie chcę się nad tym zbytnio rozwodzić, bo naprawdę mam o systemie opieki zdrowotnej w Polsce jak najgorsze zdanie i nie musisz mi udowadniać, że jest fatalny. Jednak nie będę podważać założenia słuszności ubezpieczenia społecznego, bo jest ono po prostu konieczne. Bo ja z płaconych latami składek skorzystałam tylko przy okazji fizjologicznego porodu i wyszłam po dwóch dniach. Nie każdy ma tyle szczęścia. Dzieci niektórych miesiącami nie opuszczają szpitala. Niektórzy całe życie spędzają w DPS.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ze wysokość składki zdrowotnej uzależniona jest od dochodu. Owszem może wynosić 400 zł, ale może też 1000. I nie płacimy go "na wypadek" tylko aby móc korzystać z opieki zdrowotnej.
Ubezpieczenie społeczne zaś to zupełnie inna para kaloszy i z bezpłatną opieką zdrowotną nie ma kompletnie nic wspólnego.
 
Dziewczyny mam problem, może Wy pomożecie. W listopadzie miałam 1sze podejście do in vitro i zaszłam w ciążę. Niestety tydzień później okazało się że razem z mężem mamy covid. Przeszliśmy go średnio ale obyło się bez szpitala. Jak wyszłam z kwarantanny zrobiłam betę, ale niestety nie rosła dobrze. Przeżyłam horror, 2 razy szpital, usunięcie jajowodu bo lekarz podejrzewał że pozamaciczna (okazało się że jajowód czysty), beta po zabiegu cały czas rosła, wreszcie krwawienie 2 tyg po i chyba wtedy poroniłam bo beta zaczęła spadać. Jak organizm wrócił do normy zrobiłam wszystkie badania i w kwietniu miałam podchodzić do 2 transferu. Moja gin nalegała żeby się zaszczepić. Transfer przełożony z tego powodu już 2krotnie. 1 dawka w połowie maja, teraz druga jutro. Transfer miałby być w pt-sob w następnym tyg, ale gin dopiero teraz mi powiedziała że przerwa między szczepionką a transferem a będzie za krótka (u mnie ok 11 dni a musi być 14 wg niej).
Nie wiem co robić. Z jednej strony po przechorowaniu i 1szej dawce na pewno mam przeciwciała (zresztą mogę zrobić test na ich poziom) i myślę że miałabym ochronę na czas ciąży. Nie chce po raz trzeci przekładać transferu bo psychicznie jest to bardzo trudne a we wrześniu kończę 41lat. Nie wiem czy mogę przełożyć szczepionkę na późniejszy okres, czy będzie jeszcze wtedy ważna, czy będę musiała się szczepić od nowa, np. po ciąży...Poradźcie coś...
 
Dziewczyny mam problem, może Wy pomożecie. W listopadzie miałam 1sze podejście do in vitro i zaszłam w ciążę. Niestety tydzień później okazało się że razem z mężem mamy covid. Przeszliśmy go średnio ale obyło się bez szpitala. Jak wyszłam z kwarantanny zrobiłam betę, ale niestety nie rosła dobrze. Przeżyłam horror, 2 razy szpital, usunięcie jajowodu bo lekarz podejrzewał że pozamaciczna (okazało się że jajowód czysty), beta po zabiegu cały czas rosła, wreszcie krwawienie 2 tyg po i chyba wtedy poroniłam bo beta zaczęła spadać. Jak organizm wrócił do normy zrobiłam wszystkie badania i w kwietniu miałam podchodzić do 2 transferu. Moja gin nalegała żeby się zaszczepić. Transfer przełożony z tego powodu już 2krotnie. 1 dawka w połowie maja, teraz druga jutro. Transfer miałby być w pt-sob w następnym tyg, ale gin dopiero teraz mi powiedziała że przerwa między szczepionką a transferem a będzie za krótka (u mnie ok 11 dni a musi być 14 wg niej).
Nie wiem co robić. Z jednej strony po przechorowaniu i 1szej dawce na pewno mam przeciwciała (zresztą mogę zrobić test na ich poziom) i myślę że miałabym ochronę na czas ciąży. Nie chce po raz trzeci przekładać transferu bo psychicznie jest to bardzo trudne a we wrześniu kończę 41lat. Nie wiem czy mogę przełożyć szczepionkę na późniejszy okres, czy będzie jeszcze wtedy ważna, czy będę musiała się szczepić od nowa, np. po ciąży...Poradźcie coś...
Wiesz co nie wiem co ci doradzić, bo ogólnie temat szczepień jest dla mnie ciężki. Powiem Ci tylko, może to ci ułatwi podjąć decyzję. Moja teściowa mieszka w Holandii. Była chora, później się szcxepila i u nich ozdrowieńców szczepi się tylko jedną dawką. Szczepionka miała moderny.
 
Wiesz co nie wiem co ci doradzić, bo ogólnie temat szczepień jest dla mnie ciężki. Powiem Ci tylko, może to ci ułatwi podjąć decyzję. Moja teściowa mieszka w Holandii. Była chora, później się szcxepila i u nich ozdrowieńców szczepi się tylko jedną dawką. Szczepionka miała moderny.
Dzięki za odpowiedź. Już podjęłam decyzję. Przełożę lub raczej odwołam 2 dawkę bo w ciąży nie chcę się szczepić nie ważne w którym trymestrze. Dziś zrobię poziom przeciwciał i zobaczymy co wyjdzie. A najwyżej zaczepię się ponownie 'od początku' po ciąży.
 
Dzięki za odpowiedź. Już podjęłam decyzję. Przełożę lub raczej odwołam 2 dawkę bo w ciąży nie chcę się szczepić nie ważne w którym trymestrze. Dziś zrobię poziom przeciwciał i zobaczymy co wyjdzie. A najwyżej zaczepię się ponownie 'od początku' po ciąży.
Powodzenia 🤞 oby transfer był owocny ❤️
 
reklama
Dziewczyny mam problem, może Wy pomożecie. W listopadzie miałam 1sze podejście do in vitro i zaszłam w ciążę. Niestety tydzień później okazało się że razem z mężem mamy covid. Przeszliśmy go średnio ale obyło się bez szpitala. Jak wyszłam z kwarantanny zrobiłam betę, ale niestety nie rosła dobrze. Przeżyłam horror, 2 razy szpital, usunięcie jajowodu bo lekarz podejrzewał że pozamaciczna (okazało się że jajowód czysty), beta po zabiegu cały czas rosła, wreszcie krwawienie 2 tyg po i chyba wtedy poroniłam bo beta zaczęła spadać. Jak organizm wrócił do normy zrobiłam wszystkie badania i w kwietniu miałam podchodzić do 2 transferu. Moja gin nalegała żeby się zaszczepić. Transfer przełożony z tego powodu już 2krotnie. 1 dawka w połowie maja, teraz druga jutro. Transfer miałby być w pt-sob w następnym tyg, ale gin dopiero teraz mi powiedziała że przerwa między szczepionką a transferem a będzie za krótka (u mnie ok 11 dni a musi być 14 wg niej).
Nie wiem co robić. Z jednej strony po przechorowaniu i 1szej dawce na pewno mam przeciwciała (zresztą mogę zrobić test na ich poziom) i myślę że miałabym ochronę na czas ciąży. Nie chce po raz trzeci przekładać transferu bo psychicznie jest to bardzo trudne a we wrześniu kończę 41lat. Nie wiem czy mogę przełożyć szczepionkę na późniejszy okres, czy będzie jeszcze wtedy ważna, czy będę musiała się szczepić od nowa, np. po ciąży...Poradźcie coś...
Myślę,że bardziej przechorowanie dało Ci przeciwciała niż 1 dawka. Mam znajomego który dokładnie w dniu w którym miał mieć 2 dawkę szczepienia dowiedział się,że ma covida. Więc 1 dawka moim zdaniem nie chroni w ogóle. Ja bym zrobiła dokładnie tak jak Ty. Przełozyłabym wszystko na czas po transferze lub ewentualnej ciazy jak się uda 🙂
 
Do góry