To i ja się włączę do dyskusji.
Ogólnie rzecz biorąc, szczepienia pomogły światu w zapanowaniu nad wieloma chorobami i sama idea jest bardzo na plus. W tym wypadku, pewne wątpliwości może budzić jedynie fakt jak szybko powstała szczepionka przeciw COVID. Z jedej strony niby bardzo logicznie skrócono czas badań, żeby jak najszybciej zapanować nad koronawirusem, z drugiej jednak strony pośpiech i krótszy czas poświęcony badaniom zawsze zwiększa ryzyko błędu lub pewnych przeoczeń. Nie ważne jak szczytny jest cel.
Druga sprawa to porównania, które stosujemy. Od dawna żyjemy w nowej, a więc początkowo wywołującej ogromny strach, rzeczywistości zwanej pandemią, więc niejako automatycznie porównujemy ją do tego co już było. I w tentez sposób z jednej strony jesteśmy bombardowani informacjami o bardzo zaraźliwym i wysoce śmiertelnym koronawirusie, a z drugiej sięgamy do historii i porównujemy dane np do pandemii hiszpanki, gdzie w 1,5 roku do 2 lat zaraziło się 500 mln ludzi (33% ludności), z czego zmarło 5-20% (robieżność ogromna, ale nie sposób stwierdzić, które źródło jest rzetelniejsze). Koronawirus to obecnie 175 mln przypadków i śmiertelność ok 2%. I znów masa wątpliwości - bo może tak wysoka śmiertelność hiszpanki była w głównej mierze wynikiem słabo rozwiniętej "służby zdrowia", a dużo mniejsza zachorowalność na aktualnego koronawirusa to wynik higieny, maseczek i lockdownów? Czy może jednak koronawirus nie jest aż tak zaraźliwy jak jest to przedstawiane, a pandemię sztucznie wyolbrzymiono np dla pieniędzy. Bo w końcu na hiszpankę zachorowało aż 33% ludności, a na koronawirusa ok 2,5% mimo większej gęstości zaludnienia, ale z kolei przy wprowadzeniu wielu środków ostrożności. Same liczby coś nam sugerują, ale trzeba także sprawdzić czy jesteśmy w stanie odpowiednio je skorygować, aby móc porównywać obie sytuacje z jak najmniejszym błędem? Bo ilość zmiennych jest duża, ale w jaki sposób wiarygodnie zmierzyć ich wpływ na dane, żeby móc wyciągnąć poprawne wnioski?
Kolejna sprawa to Chiny. Od nich wszystko się zaczęło, nikt dokładnie nie wie jak, bo teorii było tyle, że trudno je wszystkie zweryfikować, ale jest jeden fakt, który powinien zmuszać do myślenia. Chiny pokonały koronawirusa bez szczepionek, dlaczego zatem inne kraje nie mogą tego dokonać? Czy Chiny są rzeczywiście aż tak wyjątkowe, że żaden inny kraj nie jest w stanie im dorównać? Albo czy to raczej błędy na początku rozprzestrzeniania się wirusa zdefiniowały dalszą sytuację w Europie czy Amerykach, tak różną od Chin? A może znowu chodzi o pieniądze i sprzedaż szczepionek, które w przypadku innej strategii walki z koronawirusem mogłyby okazać się zbędne, gdyż cały świat mogłby opanować pandemię tak jak Chiny?
No i kolejna sprawa - dezorientacja. Z jednej strony trudno mówić coś na pewno przy wirusie, z którym spotykamy się po raz pierwszy, ale z drugiej, po prawie 2 latach obcowania z koronawirusem, środowisko medyczne wciąż jest okropnie podzielone. Statystyczny Kowalski chciałby zaufać lekarzom, którzy w tym aspekcie mają zdecydowanie większą wiedzę niż on sam, ale dopadają go wątpliwości, gdyż nawet w środowisku medycznym zdania są mocno podzielone i często najzwyczajniej w świecie zupełnie sprzeczne. Zarówno w stosunku do samego koronawirusa, jak i do szczepionek. Co ambitniejsi będą próbowali szukać wyników badań, żeby odrzucić kompletne herezje od prawdopodobnie prawdziwych informacji, ale w dzisiejszych czasach, rzetelność badań jest nie do zweryfikowania przez statystycznego Kowalskiego. Bo skąd on ma wiedzieć, czy jakiś amerykański wirusolog z mnóstwem mądrze wyglądających publikacji, znany i szanowany, nie jest np. współudziałowcem firmy farmaceutycznej, która zarobi miliardy na dystrybucji szczepionek? Lekarz ten wie, że one ani nie pomogą, ani nie zaszkodzą, ale może na tym skorzystać i bez mrugnięcia okiem to robi, bo lepiej przeciez być miliarderem niż milionerem. Albo zupełnie odwrotnie - skąd mamy wiedzieć, że niegdyś wybitny europejski wirusolog nie został "podpłacony", żeby wyniki jego badań zniechęcały do szczepień w ogóle lub wskazywały konkretną szczepionkę jako gorszą lub bardziej niebezpieczną? Nasuwa mi się tu skojarzenie z Pfizerem/Moderna i późniejszymi Astrą/J&J. Początkowo pół Polski "krzyczało", że nie będzie się szczepić tymi eksperymentalnymi szczepionkami, bo nie dość, że tak szybko powstały, to jeszcze jest to nowy typ szczepionek mRNA (co ponoć nie jest do końca prawdą), który nie wiadomo jak działa, a w ogóle, to pewnie wpływa na ludzkie DNA. Pomijam już sensowność takich twierdzeń i brak jakiejkolwiek wiedzy nt transkrypcji i translacji, ale tak było rzeczywiście i nawet zgodne wypowiedzi mnóstwa lekarzy, nie przekonywały części Polaków aż do momentu pojawienia się informacji, że Astra i J&J są mniej skuteczne, a poza tym Astra może powodować zwiększone ryzyko zakrzepów. Inne kraje wstrzymały szczepienia tym preparatem, Polska wręcz przeciwnie, ze względu na braki szczepionek odkupiła od kogoś Astrę, i nagle mnóstwo osób stwierdza, że w życiu nie zaszczepi się tym "badziewiem" i w popłochu szukają punktów szczepień, które dysponują tymi nowymi, "modyfikującymi DNA" szczepionkami.
A może po prostu opłaca się siać zamęt, bo takimi ludźmi łatwiej jest manipulować?
Wg mnie pytań jest wiele, a odpowiedzi zbyt mało. Ja, choćbym chciała, nigdy nie zweryfikuje na 100% która informacja jest prawdziwa, a która nagina rzeczywistość dla czyichś korzyści, a niezgodność środowiska medycznego w tym temacie, tylko pogłębia wątpliwości. A dodając do tego kretyństwa, które wyprawia nasz rząd, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane. Bo niby oficjalnie szczepionki są dobrowolne i każdy ma prawo zdecydować osobiście czy się szczepi, czy nie, ale z drugiej strony zmienianie ustaw o ochronie zdrowia w taki sposób, aby pozostawić sobie furtkę na wprowadzenie obowiązku szczepień, mnie osobiście trochę zastanawia. A dodając do tego jakieś loterie, prezenty, dodatkowe pieniądze czy przywileje tylko dla zaszczepionych, nasuwa się pytanie, jaki cel ma tak nachalna, a jednocześnie bardzo specyficzna promocja tych szczepień? Bo ja tego nie rozumiem. A w to, co mówią w telewizji nie wierzę, bo rzeczy, które jestem w stanie zweryfikować to w większości kłamstwa i propaganda, więc automatycznie informacje o sprawach dla mnie obcych, przepuszczam przez taki sam filtr - większość to kłamstwa i propaganda.
A najgorsze jest to, że najbardziej cierpi na tym wszystkim statystyczny Polak, który chciałby spokojnie żyć i móc zaufać specjalistom bez wielogodzinnego analizowania czy dane słowa to brednie, czy nie.