Niech mój przypadek będzie ostrzeżeniem. Zaraziłam się covidem w ciąży, pierwsze objawy miałam 28kwietnia byłam wtedy w 6tyg. Lekarz rodzinny kazał mi się zgłosić na sor na kroplówkę bo nic nie jadłam kilka dni tylko zwracałam, w szpitalu zrobili mi test, wyszedł pozytywny, zamknęli mnie w zimnej izolatce na 12h bez wody i kroplówki, w końcu ją dostałam i wywalili mnie do domu z gorączka.
Kolejne 6dni w domu były okropne, gorączka powyżej 39stopni, najgorsze były duszności. Czułam się fatalnie, miałam problemy z oddychaniem, mąż wezwał w nocy 5 maja karetkę. Było źle, od razu podpięli mnie do tlenu. Jeden szpital nie chciał mnie przyjąć, czekałam w karetce pod tlenem 3h pod szpitalem, zawieźli mnie do innego. Tam na szczęście od razu okazali wielką pomoc.
Covid niszczył mi płuca, lekarze mówili, że w takim tempie będą zmuszeni podłączyć mnie do respiratora. Musiałam zgodzić się na niebezpieczne leczenie zagrażające ciąży, żeby ratować siebie. Łącznie pod tlenem w szpitalu leżałam 12dni, wyszłam w tym tygodniu. Teraz nie wiem co będzie z dzieckiem, czy nie będzie uszkodzeń. Mam 30lat, jestem wysportowana, a teraz ledwo chodzę, wejście na 1pietro jest możliwe tylko na raty, płuca mam wciąż zniszczone, mają się zacząć regenerowac za kilka miesięcy.
Na pewno zaszczepię się w 3trymestrze, jeśli tylko będzie mi dane być dalej w ciąży (teraz jestem w 9tc+5). Wolę mieć NOP przez chwilę niż przechodzić covida jeszcze raz, choroba jest większym zagrożeniem dla dziecka niż szczepienie. Niestety przed ciążą nie miałam możliwości zaszczepienia się, skierowanie na gov dostałam jak już leżałam w szpitalu pod tlenem.