Ja jakoś nigdy się w Wigilię nie przejadam. Może dlatego, że zazwyczaj spędzam wcześniej kupę czasu w kuchni, nawącham się i czuję się potem najedzona. A na samej wieczerzy jem wszystko, ale w maleńkich ilościach. No może poza karpiem, bo nie lubię.
U mnie w domu zawsze jest barszcz czerwony z domowego zakwasu z małymi pierogami z grzybami i kapustą (jakoś nikt nie ma cierpliwości do lepienia uszek) - to jest coś co absolutnie uwielbiam!!! A zaczynamy zazwyczaj od kompotu z suszu z maleńką ilością klusek. Potem jest zazwyczaj ryba po grecku, karp smażony, dla mnie jakaś inna ryba (w tym roku chcę flądrę!), jakaś sałatka do tego. Potem kilka rodzajów śledzi: pod pierzynką, klasyczne z cebulką i jabłkiem, mama lubi po żydowsku. Od paru lat na stole nie może zabraknąć tatara z łososia. Kończymy kluskami z makiem i różnymi ciastami - obowiązkowo jest piernik. Jako że w tym roku na Wigilii będzie moja teściowa do zestawu dań, które jada się w mojej rodzinie, dołączą barszcz czerwony z fasolką, groch z kapustą i kapusta z grzybami. Co jak co, ale dania z kapusty mojej teściowej wychodzą znakomite.
Mam ochotę wprowadzić jeszcze jakieś zupełnie nowe danie, które będzie moją specjalnością. Albo wyciągnę od ciotki tajemny przepis na grzybową na zakwasie z krupami (wszyscy w rodzinie o tej zupie słyszeliśmy, a nikt nie jadł, bo ciotka robi tylko raz w roku na Wigilię, a tej nigdy razem nie spędzamy), albo wreszcie wypróbuję przepis na zupę śledziową na zimno z gorącymi ziemniakami.