Cześć dziewczyny! Że też ja dopiero teraz znalazłam takie miejsce.. Tak pokrótce to dziś wypada mi z OM 7t6d i jestem z tych co martwią się po stokroć. Jedną ciążę straciłam w 10 tyg (puste jajo), więc w tej dostaję głupawki. Badałam betę na początku i wzrastała super, a potem w 5tyg zaniepokoiłam się tym, że ból piersi mi ustal i po raz kolejny zrobiłam betę. Pokazala przyrost 53% i prawie zeszłam na zawał. Tego samego dnia (5t5d) pojechałam do lekarza i zobaczyłam pecherzyk z pęcherzykiem żółtkowym. Równo tydzień później maleńkie maleństwo i usłyszałam (ale nie udało mi się zobaczyć) bicie serducha. Lekarz nie dokonał żadnych pomiarów i ogólnie niewiele mówił poza tym, że bardzo mały zarodek - 2 do 3mm. Na koniec zaczęłam go trochę wypytywać, aż w końcu wprost zapytałam czy to zdjęcie które mam przed sobą można nazwać zdjęciem z prawidłowo rozwijającej się ciąży. Powiedział, że nie bardzo, bo zarodek powinien być większy. Dał luteinę i kazał przyjść za 2 tyg, czyli w kolejny czwartek
i teraz dluzy mi się jak wieczność.. Postanowiłam się nie nastawiać, a nawet przez brak bolesnych piersi stwierdziłam, że raczej wątpię, że będzie dobrze, a jednak każdego dnia myślę co innego i umieram z niecierpliwości
myślę, że tu u was będzie mi trochę raźniej ❤