Witajcie Kochane,
moja walka z infekcją na nic się zdała......Nie jestem w stanie wytrzymać......W końcu udało mi się zapisać do jakiegoś gina w przychodni rejonowej, mój (pryw.) niestety na jakims wyjeździe służbowym......Mam nadzieję, że ten państwowy nie potraktuje mnie spychologicznie.... Bo niestety zauważyłam, że lekarze mają takie podejście - ze wszystkim kierują do gina, który prowadzi ciążę. A mój lekarz z kolei twierdzi, że jak się coś dzieje to nie czeka się na swojego lekarza, tylko wali jak w dym gdziekolwiek, żeby uzyskać jak najszybciej pomoc. On sam nie byłby w stanie być na każde wezwanie swojej pacjentki.... Nie wiem co o tym myśleć ale uprzedził mnie o tym od początku więc nie mogę mieć do niego pretensji. No i efekt widać - jak jest potrzebny to go nie ma. Muszę lecieć gdziekolwiek. Zaraz zmykam i mam nadzieję, że w końcu dostanę coś co mi ulży i że nie będzie to jednak coś groźnego co zaszkodzi maleństwu, bo męczę się w sumie już od czwartku. W piątek jak byłam na tej "nocnej pomocy lekarskiej" to ten lekarz to był jedna wielka porażka..... Weekend ledwo przeżyłam.
Co do ciuszków i rzeczy dla synusia: pierwsze ciuszki (body, kaftaniczek i śpioszki, łapki - niedrapki) zakupiła moja córeczka i jeszcze namówiła babcię. Uległy jednak szaleństwu....:-) Ja mam upatrzone już łóżeczko, wózeczek i karuzelkę na pierwsze miesiące. Chciałabym już w sumie kupić ale NA RAZ się nie da.... Trzeba jakoś podzielić te finanse. Ale już bliżej niż dalej, chociaż z cierpliwością u mnie nie najlepiej:-)