Dziewczyny, urodziłam. Chyba mąż pomógł
Mąż pomagał po 15, a od 17 miałam bezbolesne skurcze, jakie miewałam od dawna, ale dość częste. Potem czasem trochę pobolewały, więc już nawet zaczęłam się zastanawiać, że może coś się dzieje. Ale mój pierworodny zwymiotował na świeżo wyprana pościel i się wkurzyłam, aż mi to wszystko ustąpiło i poszłam spać po 22. Ok 2 obudził mnie już konkretniejszy ból. Przeczyszcilo mnie, mąż w międzyczasie odwiózł synka do babci i pojechaliśmy do szpitala. Ja standardowo zaczęłam chodzić na czworaka po korytarzu, więc szybko mnie na porodówkę, bo się wystraszyli, że na korytarzu im urodzę. Mąż też dzięki temu wszedł bez testu na COVID, ale to tajemnica
Po dotarciu na salę porodową położna zbadała rozwarcie, mówi, że 6cm. Przy kolejnym skurczu odeszły mi wody i miałam już parte. To zbadała jeszcze raz i jednak pełne rozwarcie. Po kilku kolejnych skurczach Gabryś był już na świecie (3:50). Czyli ledwo zdążyliśmy do szpitala. Obyło się bez oxy i o dziwo bez nacinania. Ale pękłam i mnie trochę szyli.
Poród wspominam trochę gorzej niż poprzedni, bo mimo że błyskawiczny (2h) to intensywny, a i sama wypierałam dziecko (poprzednie wypychali ręcznie, bo miałam słabe parte), więc ta faza parta też bolesna. Nie mam ochoty na powtórkę (poprzedni poród mi się wręcz podobał), ale jestem szczęśliwa że obyło się bez CC.
Mój skarbek 3,5kg, 55 cm.
Fajnie jest być po
Super gratulacje