Aga_bb2 Nie denerwuj się i nie obrażaj na nas za nasze wypowiedzi. Forum właśnie jest od tego by dyskutować o różnych sprawach i szanować się za inne poglądy.
Ja nie mam pojęcia co zrobiłabym będąc na miejscu tej dziewczyny
Każdy z nas jest tylko człowiekiem i sam musi podejmować swoje decyzje i ponosić za nie konsekwencje. Nie nam wszystkim to oceniać i negować kogoś. Z twoich wypowiedzi odniosłam wrażenie, że jesteś wierząca, więc powinnaś wiedzieć, że to Bóg będzie tą kobietę rozliczał z jej decyzji, a nie my ludzie. Bez względu na to jaką decyzję kobieta podjęła powinno się jej pomóc uporać się z myślami i żalem jaki ma.
Ja życzę jej oby doszła do siebie i żyła najlepiej jak tylko umie.
.
Widzę, że mnie nie zrozumiałyście, może to moja wina, bo pisałam najpierw tu, żeby nie napisać tej Marcie czegoś, co by jej bardziej zaszkodziło niż mogło pomóc, potem w jednym z jej wątków, bo powklejała swojego posta do różnych.
Przyznaję, że w pierwszym odruchu chciałam jej nawrzucać. Dlatego wyżyłam się tu. Stało się, nie odstanie się już. Dziecku życia się już nie wróci, teraz trzeba zająć się matką. I nie, nie chodzi mi o wtrącanie jej do więzienia czy kamienowanie - trzeba jej pomóc sobie z tym poradzić, tylko że większość piszących do niej ludzi pisze, że jej współczuje i potakuje, że dobrze zrobiła. Ja uważam, że zrobiła źle, bo zabójstwo jest zabójstwem, z jakichkolwiek by nie było powodów, i ciąży na sumieniu i psychice. To już u niej widać, nie może się pozbierać. A wierzę, że pomóc może najpierw uświadomienie sobie prawdy, a potem pokuta. I nie chodzi mi tylko i wyłącznie o katolickie rozumienie pokuty, także o to z psychologicznego punktu widzenia. Chodzi o to, żeby spojrzeć na siebie w prawdzie, tak jak jest, i sobie przebaczyć. To bardzo trudne, ale wmawianie sobie, że jest inaczej niż jest, wcale na dłuższą metę nie pomoże. Nie jestem wykształconym psychologiem, więc nie starałam się udzielać jej jakichś poważniejszych rad. Czytałam jednak trochę na temat roli poczucia winy w życiu i wiem, że trzeba się przed sobą przyznać nawet do niezamierzonej winy, ona to w końcu zrobiła z troski o dziecko. Obiecałam jej modlitwę i poprosiłam o modlitwę za nią innych ludzi, wierzę, że to pomoże jej się pozbierać i nie zwariować.
Było mi bardzo smutno, że wszyscy lub zdecydowana większość tych, których opinie czytałam, byli zdania, że ona tak powinna była zrobić i że oni zrobiliby pewnie tak samo.
Od rana jest mi trochę lepiej, bo znalazłam na tym forum świadectwa dziewczyn będące w takiej samej sytuacji jak ona - części udało się je urodzić i potrzymać przez chwilę na rękach, inne umarły przed urodzeniem. Ale one same pisały, że choćby jeszcze raz zdarzyła im się taka sama choroba, zachowają się tak samo. To mnie trochę podniosło na duchu.
Może się gdzieśtam zapędziłam, jeśli tak to przepraszam, ale kiedy widzę, jak bardzo daleko posunięta jest propaganda aborcji, tak głęboko weszło to do wszystkich głów, to się przerażam. No bo pomyślcie same: teraz szokuje Was pytanie, czy zabiłybyście swoje 2-letnie dziecko gdyby miało wadę serca lub zespół downa. No oczywiście że nie! Ale jeśli chodzi o dziecko jeszcze nie urodzone, to bardzo wiele ludzi decyduje, że takich dzieci rodzić nie chcą.
Mam niesłychany szacunek dla tych, którzy potrafią zdecydować się na czasem trwającą całe życie opiekę nad chorym dzieckiem. I wiem, że to nie dla wszystkich wykonalne. Ale nie mamy prawa decydować o jego życiu lub śmierci. Jeśli ktoś czuje, że to nad jego siły, niech się zrzeknie praw rodzicielskich i umożliwi adopcję chorego dziecka. Jest wielu ludzi, którzy mają pieniądze i siłę i szukają takich dzieci, którym mogliby pomóc. Oddanie dziecka jest trudne, ale chyba nie bardziej niż zabicie go.
Mam nadzieję, że nie zagmatwałam za bardzo, jeśli któraś z Was dobrnęła do końca, to przy odrobinie dobrej woli zrozumie o co mi chodzi. Jeszcze raz: nie chcę kamienować Marty, chcę jej pomóc. I uświadomić problem tym, którzy w tej chwili nie muszą się z nim borykać.