joasia - współczuję, że Wiki znów chora... biedactwo. Tak większość mam mówi - że pierwszy rok w przedszkolu chodzi się 2 tygodnie, a kolejne 2 się nie chodzi, bo dziecko wiecznie chore... a jeszcze okres grypowy się zbliża... dużo zdrówka i cierpliwości do tych chorób życzę...
Jasiek na szczęście póki co nie choruje...ale pewnie do czasu aż też pójdzie do przedszkola...
damqelle - a pewnie!!! trzeba od czasu do czasu coś z tego życia mieć i zrobić coś dla siebie, zaszaleć!
a co do
warzyw - to mój synek może codziennie całego surowego ogórka wtrząchnąć. w lato pomidory tez jadł, teraz coś nie bardzo. kukurydzę uwielbia, tylko daję mu malutko, bo to ciężkostrawne i wolno się trawi i jego mały brzuszek nie nadąża - czasami całe ziarna kukurydzy w kupie wychodzą
paprykę też lubi.
także póki co nie narzekam. mam nadzieję, że mu się nie odmieni
o chuście to pewnie też pomyślę - ale na wiosnę... :-)
obawiam się, że w styczniu, lutym czy marcu może być ciężko ubrać kurtkę, zawiązać chustę, małego ubrać w kombinezon i jeszcze zapakować go do tej chusty
do marca - kwietnia zostanę przy wózku :-)
fogia - super sen!!!!
monia-t - witaj!!! :-)
ja z synkiem w poprzedniej ciąży czasami czułam takie rytmiczne podskakiwanie w brzuchu - to była czkawka - często miał czkawkę jak byłam z nim w ciąży, szczególnie w ostatnich 3 miesiącach ciąży :-) może u Ciebie to samo?
co do puzli - to w poprzedniej ciąży układaliśmy z mężem w 2 tygodnie takie 1500 lub 2000 kawałków - 4 zestawy ułożyliśmy :-) leżą złożone w większych kawałkach w pudełkach. może kiedyś zrobimy jakąś galerię.
teraz rozłożyłam z miesiąc temu takie 1000 kawałków - kupiliśmy w kwietniu w paryżu w luwrze reprodukcję jednego obrazu, ale jakoś nie mam weny do układania i kurzą się częściowo posegregowane na regale :-)
ja dziś po raz 3-ci piłam rano glukozę 75mg - fuj... teraz to myślałam, że zwymiotuję, okropieństwo. ale jakoś przeżyłam na szczęście. po tych 2 godzinach już się ledwo doczołgałam do domu (w deszczu, w jednej ręce wózek z Jaśkiem, który folię przeciwdeszczową ściągał bez przerwy w drugiej ręce z prasolką. Doszliśmy obydwoje cali mokrzy, a ja dodatkowo cała potem zlana).
Nie dość, że bez śniadania, potem glukoza, potem 2 godziny znów nie można jeść, potem lek na tarczycę, potem znów pół godziny jeść nie można... także wstałam o 6:30, a śniadanie o 10, no ale nic, chyba ta adrenalina działała jak walczyłam z Jaskiem i wózkiem i nie zemdlałam;-)
za godzinkę jade odebrac wyniki, a potem na 18:15 na wizytę i dziś mam usg :-) :-) już się nie mogę doczekać!!!!