reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Straty Naszych Aniołków

Witam wszystkie panie serdecznie ,6-lat temu zrobilam test ciazowy wyszedl pozytywnie ,po kilku dniach stalo sie to co najgorsze lekarz powiedzial mi ze stracilam dzidziusia byl to dopiero poczatek ,ale bol byl okropny .Pobrao mi wymaz do badania ,lekarz powiedzial ze wszystko juz jet dobrze -ALE NIE BYLO -mysl ze stracilam swoje malenstwo dobijal mnie .Po 4latach ponownie zaszlam w ciaze ,bedac u lekarza na wizycie w innym miescie bo sie przeprowadzilam ,powiedzialam o poronieniu pokazalam ten sam wynik lekarce a ona mi powiedziala ze ja wcale nie bylam W CIAZY po prostu mnie zamurowalo ,z jednej strony radosc a z drogiej gniew dlaczego wtedy nikt mi tego nie powiedzial .Dzis jestem mamom 2-letniej Wiki ii jestem najszczesliwszom osobom .Lacze sie z wami w bolu bo wiem i czuje wasz smutek zal ,rady na to nie ma poprostu trzeba dalej zyc i sprubowac sie z tym pogodzic choc napewno jest to bardzo trudne .POZDRAWIAM
 
reklama
jesli wszystko było oki na badaniu histo to zrob sobie badania na toxoplazmoze i cytomegalie bo one nie wychodza po badaniu histopatologicznym
u mnie powodem była toxoplazmoza i tez badanie histo było oki
 
Mam zlecone już badania, ale dzięki. Wczoraj dowiedziałam się, że moja koleżanka jest w ciąży. Trochę mnie to załamało. Byliśmy zaproszeni do nich na Sylwka ale nie niejestem w stanie iść i patrzeć na ich szczęście. Myslałam, że już mi przeszło, myliłam się :(
 
hej dobrze wiem co czujesz ja poronilam dwu krotnie pierwszy raz w szpitalu nie pomoglo leczenie , bylam zalamana ale wierzylam ze drugim razem bedzie juz ok .Po roku zaszlam znowu w ciaze i znowu leczenie ktore rowniez nie przynioslo efektow ciaza obumarla w 9 tyg .Zalamanie , stres lzy ,ale niespodzianka losu bylo to ze po miesiacu od poronienia znow bylam w ciazy,to bylo zaskoczenie ,zaczelam wowczas jezdzic do pewnego profesora ginekologii z wroclawia ktory wspaniale poprowadzil moja ciaze ,nie obylo sie bez nerwow ,nie przespanych nocy ,snow ze krwawie ze poronilam itp.Naszczescie urodzilam chlopca ktory ma teraz 4 latka porod odbyl przez cc .ta ciaza nas zaskoczyla ale niewiem czy zdecydowalabym sie wtedy na ponowna ciaze .wlistopadzie 2006r urodzilam corcie,porod obyl sie droga naturalna bez komplikacji . jestem teraz mama 2 dzieciaczkow ale jeszcze pare lat temu bylam kompletnie zalamanai bez nadzieji .Wiesz trzeba miec nadzieje i byc dobrej mysli ze nastepnym razem bedzie ok,chociarz trzeba miec duzo sily w sobie a co najwazniejsze wsparcie ukochanej osoby .ZYCZE CI WSZYSTKIEGO DOBREGO.POZDRAWIAM
 
Witam wszystkich serdecznie.Mam na imie Monika i mam 28 lat.poltora roku temu bylam bardzo szczesliwa kiedy test ciazowy wyszedl pozytywnie.to szczescie jednak nie trwalo zbyt dlugo bo zaledwie 7 tygodni kiedy to zaczelam krwawic i lekarz stwierdzil martwa ciaze.niestety musialam sie poddac zabiegowi co nie bylo dla mnie latwe.pstke ktora zaistniala wtedy we mnie czuje do dzis dnia.po wykonaniu badan na toxoplazmoze okazalo sie ze to ona byla przyczyna tego ze czastka mnie odeszla na zawsze.do tej pory nie moge sie z tym pogodzic.jest jednak cos co sobie dopiero teraz zaczynam uswiadamiac.a mianowicie dlaczego tak musialo sie stac.dlaczego ciaza musiala byc martwa i dlaczego musieli ja usunac.......poniewaz jestem katoliczka zaczynam wierzyc w to ze Bog chcial ustrzec moje dziecko od cierpienia ktore moglo je spotkac(mam tu na mysle jakies nieuleczalne choroby czy nagla smierc)a przy tym mnie i mojego meza przed cierpieniem patrzenia na krzywde i bol naszego kochanego dzieciatka.tylko w ten sposob moge sobie tlumaczyc to co nas spotkalo.Bog wie co robi ale nie potrafilam tego zrozumiec do tej pory.ciagle Go o to obwinialam.dlaczego nas to musialo spotkac?????dlaczego????????!!!!!!!!!!!!
poziom toxoplazmozy na poczatku wynosil 213 a jak robilam badania w pazdzirniku zeszlego roku spadly do 63.moj lekarz twierdzi, ze powinnismy sie z mezem starac o kolejne dzieciatko bo nie jest powiedziane ze stanie sie to samo,jednak strach przed kolejna strata mnie przeraza.raz mysle ze bedzie dobrze innym razem ze co ma byc to bedzie a jeszcze innym razem czuje wielki strach.
wspolczuje wam wszystkim bardzo bo wiem co przechodzicie.pomimo tego ze moja ciaza trwala tak krotko,to zdazylam sie przyzwyczaic do obecnosci naszego dzieciaczka przy mnie.nawet z nim/nia rozmawialam.moze to szalone ale tak bylo.tak bardzo pragnelam dzieciaczka ze robilam wszystko aby od samego poczatku czulo sie kochane i potrzebne.
zycze wszystkim szybkiego dojscia do siebie.nigdy nie zastapicie tej pustki ktora jest w waszych sercach ale z czasem zrozumiecie dlaczego strata dzieciatka miala miejsce i czemu sluzyla.Pozdrawiam serdecznie
 
Czesc Monia!

I ja Tobie bardzo wspolczuje, tez poronilam, miala puste jajo plodowe, 21 grudnia zabieg:-( Wiem,ze to lepiej nie widziec dziecka, ze latwiej,bo juz mam jedno, zdrowe, kochane,ale tez ciezko mi jest. Do tego jeszcze wciaz problemy jakies i ciagle krwawienie, mam nadzieje,ze teraz to od anty na wyregulowanie cykli. Ja nie boje sie o kolejna ciaze, pewnie dlatego,ze narazie w niej nie jestem,a jak zajde to sie zacznie. Z Mikim tez strasznie sie balam choc wczensiej nie stracilam dziecka. Wierze,ze teraz musi sie udac!!Musi i juz!!I Tobie i nie!!I innym dziewczyna, ktore tak pragna dziecka.
Przytulam cie mocno!!
Buzka!
 
Witam Was wszystkie bardzo serdecznie. Przeczytałam wiele Waszych opowieści i zwierzeń i choć moja również jest smutna chciałabym się nią z Wami podzielić.
Dzień 6 marca miał należeć do jednego ze szczęśliwszych dni w moim życiu. Pierwsze usg, pierwszy raz jak miałam zobaczyć moje Maleństwo, usłyszeć bicie jego serduszka...
Tego dnia towarzyszyła mi wielka radość a jednocześnie jeszcze większy niepokój, którego żadną siłą nie mogłam w sobie zagłuszyć. Może dlatego że tej nocy obudziłam się ze strasznym bólem podbrzusza...może przez ten sen z którym obudziłam się nad ranem... nie wiem ale byłam niespokojna. Nadeszła chwila badania. Z niecierpliwością patrzałam na monitor. Jest! Widzę moje Maleństwo - główka, ciałko, maleńkie rączki i nóżki. Moja wewnętrzna radość trwała jednak krótko. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy i oczu położnej która z wielkim smutkiem powiedziała że ma dla nas bardzo smutną wiadomość, że serduszko naszego dzieciątka przestało bić...nie docierało to do mnie...czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce ale tkwiłam w szoku który zablokował mi wszystkie emocje i odruchy oprócz tego że rozumiałam co się do mnie mówi. Wróciliśmy do domu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać...wszystko do mnie dotarło. Przed oczami miałam tylko ten monitor a na nim moje Maleństwo...było takie malutkie...i tak cichutko sobie leżało... To najsmutniejszy dzień w moim życiu...
Siedziałam w tym samym mieszkaniu, na tej samej kanapie na której jeszcze wczoraj siedziałam i głaszcząc się po brzuchu mówiłam do Fasolki, że to co prawda jeszcze sporo czasu ale nie mogę się doczekać jak będzie z nami...jak go po raz pierwszy przytulę... Teraz siedziałam, głaskałam się po mokrym od łez brzuchu i wiedziałam że ta chwila nie będzie mi już dana...
Następnego dnia wizyta w głównym szpitalu bo diagnoza musi być potwierdzona. Diagnoza taka sama...serduszko nie bije...
Wiek dzidziusia 8 i pół tygodnia, 22mm
Zostałam zapisana na poniedziałek na zabieg czyszczenia. Oswajałam sie z tą myślą ale codziennie modliłam się o to żebym poroniła naturalnie.
W sobotę zaczęły się bóle. W części udawało mi się je zagłuszyć tabletkami i obecnością bliskich osób.
11 marzec, niedziela...
Obudziłam się z potwornym bólem, prawie na czworaka doszłam do drugiego pokoju, tabletki już nie pomagały. Po prawie dwóch godzinach cierpienia puściły wody płodowe a po minucie poroniłam moje Maleństwo... wzięłam i położyłam je na dłoni...tak bardzo chciałam je jakoś przytulić...było takie maleńkie...
Dusiłam się prawie łzami...ból fizyczny już dla mnie w tym momencie nie istniał, bolała pustka pod sercem...
Wieczorem pojechaliśmy z przyjaciółmi nad ocean i tam pochowaliśmy malutkie ciałko naszego dziecka...na kolanach, zgięta z bólu modliłam się za duszyczkę mojego Aniołka...
Ten tydzień był dla mnie ogromnym cierpieniem i wiem że jeszcze długo będzie...ale po tym co się stało w niedzielę czuję się jednak dużo spokojniejsza. Cieszę się że jeśli w ogóle musiało się tak stać, to że stało się to w domu, że mogłam w ciszy i z kochaną osobą przejść przez ten ból, że mogłam potrzymać i na swój sposób przytulić tą malutką istotkę...tak delikatną i kruchą jak skrzydełka motyla...
Ta chwila która miała być największym cierpieniem stała się dla mnie ukojeniem...
Boże, i w tym całym cierpieniu dziękuję Ci za to...


Aniołku!
Żyłeś pod moim serduszkiem tylko 8 tygodni ale w sercu zostaniesz na zawsze! Kocham Cię. Mama
[*]

[FONT=&quot]
[/FONT]

[FONT=&quot][/FONT]
[FONT=&quot]
[/FONT]

[FONT=&quot][/FONT]
[FONT=&quot]
[/FONT]
[FONT=&quot] [/FONT]

[FONT=&quot][/FONT]
 
wee gir--lacze sie z Toba w bolu.Dzieki Bogu moglas w ciszy i z ukochana osoba pozegnac sie za swoim malenstwem.DZIELNA Z CIEBIE DZIEWCZYNA.
Pozdrawiam serdecznie ,powodzenia.
 
reklama
Witam wszystkich,
Stalo sie, ciaza obumarla 12/7, wywolanie poronienia, zabieg...jestem ponad 3 tygodnie na zwolnieniu i naprawde boje sie wrocic do pracy, a to juz wkrotce, tam wszyscy wiedzieli o mojej ciazy, a teraz beda zdumione spojrzenia :-( . Dzis przeplakalam caly dzien, wpadlam w wielki dol. Staramy sie o maluszka od paru lat, istotne jest to, ze przekroczylam 40-tke, wiec praktycznie szanse juz zanikaja i nie ma znaczenia, ze wcale nie wygladam na swoj wiek i tez tak sie nie czuje. Bylo kilka inseminacji, potem jedno in-vitro i nagle po odstawieniu lekow... bum ! ciaza...w cyklu naturalnym, bez zadnej stymulacji. Po poronieniu moj gin nie zalecil mi zadnych badan, czekam na miesiaczke, owulacja chyba byla tydzien temu, obfity sluz ze sladami krwi. Najpierw mowil zeby odczekac 3 m-ce. a pozniej ze moge probowac nawet po pierwszej miesiaczce...chyba widzial, ze bardzo chce tego maluszka, naciskalam go o badania, ktore powinnam zrobic, ale niczego nie zalecil, czy to normalne? To jest profesor ze sporym doswiadczeniem, ale teraz niczego nie jestem juz pewna. Dziewczyny, czy znacie jakiegos naprawde dobrego gina z Lodzi ( moj pracuje w Madurowiczu i tam tez mialam robiony zabieg lyzeczkowania, wrazenia niezbyt pozytywne, wciaz krecili sie studenci i jestes traktowana jak "przypadek", a nie czlowiek z krwi i kosci, ktory przezywa tragedie i cierpi ). Pomyslalam, ze moze teraz poszlabym do kobiety-gienkologa, kogos doswiadczonego, kto ma sympatyczne podejscie i potrafi dac nadzieje, zasiac optymizmem. BARDZO PROSZE o jakies namiary. Czuje sie okropnie i sama nie wiem co robic...nigdy nie bylam zbyt pewna siebie, a teraz podkopana jestem bardzo mocno. Z gory dziekuje za wszelka pomoc ! Pozdrawiam serdecznie.
 
Do góry