Witaj Magda. Mój mąż upił się w dzień w który dostałam skierowanie do szpitala i potem drugi raz dwa dni po zabiegu. A ja wróciłam do palenia. Znowu kopcę jak smok. Teściu w dzień zabiegu strzelił "setę" bo na trzeźwo niebył w stanie przyjechać, a teściowa z babcią i moja matką ryczały cały ubiegły tydzień. Ja już niechciałam im dokładać. Niepłaczę, ale nic mnie nie interesuje. Żyje nadzieją, że w marcu zajde w ciążę i wszystko będzie wspaniale. Cały czas myślę tylko o tym. Jeśli nam i tym razem niewyjdzie nie wiem co zrobię. Nawet niechcę dopuścić do siebie tej myśli, że coś może być nie tak.
Madziu niewiem co moge Ci powiedzieć aby było lepiej. Wszystkie słowa brzmią jak frazesy po takim czymś...
Osobiście boję się jednego - jak pójdę do pracy??? Te spojżenia pełne litości. Niemogę o tym rozmawiać i niechcę. Gdy tylko ktoś wspomina to zaraz ryczę. A chcę stanąć na nogi. Niechcę się załamywać. Muszę wierzyć, że tym razem się to dobrze skończy. Powtarzam to sobie cały czas. I już prawie zaczynam w to wierzyć
.
Mogę Ci tylko powiedzieć, iż Twój mąż też to wszystko bardzo przeżywa. Może tego nieokazuje, ale strata dziecka była dla niego również tragedią. Mam nadzieję, że się niegniewasz na mnie że to mówię.
Gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami mój mąż przyjął to bardzo spokojnie. Później po wyjściu od lekarza, gdy usłyszeliśmy tą straszną nowinę, myślałam iż po nim to lekko "spłynęło". Tak samo było w dzień zabiegu. Dopiero później moja teściowa mi powiedziała co się z nim działo...
Faceci to taka dziwna "rasa" która myśli, że niemożna okazywać uczuć, a z tragedią trzeba się szybko pogodzić i żyć dalej. Wierz mi w nim też to tkwi.
Jednak teraz jest Ci trudno dojść do ładu z sobą i cokolwiek on powie nic niezmieni.
Trzymaj się cieplutko. Duże uściski (Wyrycz się póki nikogo niema
)