Pewnie nie byłam/nie jestem sama z takimi przemyśleniami. Osobiście leczę się, a raczej leczyłam (chorobę dwubiegunową + depresja lękowa) bo na rzecz ciąży zrezygnowałam z leków, co było z perspektywy czasu ogromnym błędem, chociaż zależało mi na tym by brać jak najmniej lekarstw, dzidziuś miał podejrzenie hipotrofii, a ja przy lekach miałam słabszy apetyt. Całą ciąże przeszłam dość ciężko, zagrożenie przedwczesnym porodem, ale też moje problemy zdrowotne, nocne wyjazdy do szpitala, ciągły strach o siebie i dziecko, w zasadzie jestem uwięziona w czterech ścianach od kilku miesięcy i bardzo pogorszyło to mój stan psychiczny, nie widzę nic więcej jak pokój/lekarz/szpital. Obecnie skończyłam 37 tydzień, czasu do końca zostało niewiele i do pewnego momentu byłam, że sobie poradzę, ale jednak jak zwykle mój lęk jest ponad to, ponad sytuacje, której nie znam, w której nie wiem czego mam się spodziewać, bo to mój pierwszy poród. Wiem, że wiele kobiet ma obawy, ale to już nie jest zwyczajny strach, a codzienna panika i nie poznaję samej siebie, jest mi zwyczajnie przykro, że to tak rzutuje na wszystko, na dziecko. W życiu codziennym, przed ciążą, byłam również osobą często chorującą, od dziecka miałam częste wizyty w szpitalu, w ciąży wiele dolegliwości przybrało na sile, fizycznie czuję się fatalnie, mam spore problemy z przejściem kilka kroków do łazienki i chyba to mnie lekko mówiąc „przerosło” ponieważ moje lęki każdą już dolegliwość biorą jako wypadek śmiertelny i chociaż świetnie sobie zdaje z tego sprawę to nie umiem nic z tym zrobić. Nie chciałabym nigdy w życiu tak myśleć i czuć, ale razem z ciążą przyszło mi tyle złego, ważne znajomości się zupełnie zatraciły, bo wcześniej byłam osobą, z którą można było wyjść, a odkąd leżę sama w pokoju i jestem w ciąży to nikt nie wyraził chęci, żeby mnie odwiedzić, chociaż rodzina wie jak obecnie ciężko mi psychicznie i jak ważna byłaby dla mnie rozmowa z drugim człowiekiem, ale momentami słyszę też, że inni jakoś sobie dają radę. Mam wrażenie, że wszyscy czekają tylko na dziecko, a nikt nie widzi w tym mnie i jak ważne jest to, że dla dziecka i ja muszę być w pełni sił psychicznie, mieć siłę aby urodzić. Codziennie budzi mnie płacz, ataki paniki, duszności, przez 2 tygodnie wypłakałam tyle, ile w całym swoim życiu i dalej ogromnie boli mnie serce, że odbija się to na moim dziecku. Przeraża mnie fakt, że nie wiem kiedy poród się zacznie, w jaki sposób, czy będzie z nami wszystko w porządku, jak sobie poradzę z porodem w obecnym stanie psychicznym, z dnia na dzień jest coraz gorzej, w głowie okropne scenariusze, które staram się od siebie odsuwać, a mimo to wraca. Dziś wiem, że z moimi problemami, nie nadaję się do tego, że jest to zbyt duże wyzwanie i szczerze podziwiam kobiety, które posiadają więcej dzieci, bo również zawsze myślałam nad nieco większą rodziną, ale nie podołałabym temu po raz kolejny. Wiem, że do porodu i tak będzie musiało dojść i tylko marzę o tym by mieć to już za sobą, napisać, że niepotrzebnie się bałam, że wszystko jest dobrze, nie chcę już czuć niepokoju, tak bardzo tęsknię za normalnością
Dziękuję jeśli ktokolwiek przeczytał do końca.