a najgorsze, że taka koleżanka sobie nawet sprawy nie zdaje jak mi jest źle... każde słowo o dziecku... ehhh... szkoda gadać... wiecie przecież o czym mówię...
Ale
Lusia swoją drogą to cudownie, że u Ciebie tak się zdrówko poprawiło. A powiedz jak to się stało, że lekarze stwierdzili to kończące się coś tam jajników... no wesz co mam na myśli a nie pamiętam jak dokładnie to nazwałaś
Jaieś badania miałaś robione, przy okazji czegoś innego? jak to można sprawdzić?
Już piszę
Zaczęlo się od tego, że w wieku 17 lat zaczęłam mieć nieregularne miesiączki, zdażało się, że przerwy były kilkumiesięczne. W końcu zdecydowałam się na wizytę u ginekologa (zresztą moją pierwszą).
Początkowo wszyscy uważali że to z powodu nerwicy na którą się leczę. Ogólnie chodziłam do wielu lekarzy, do psychologa, do endokrynologa itd. Poza nerwicą stwierdzono u mnie po badaniach w szpitalu (po zbyt wysokich wynikach którychś z hormonów, niestety nie pamiętam których, musiała bym spojrzeć na wypis) przedwczesne wygasanie czynności jajników a także osteoporozę. Okres miałam wywoływany lekami, lekarze mowili że owulacja u nie to byłby cud. W międzyczasie mama zapisala mnie do poradni genetycznej, bylam tak kilkakrotnie jednak okazało się jedynie, że mam jakiś dodatkowy marker, który nie wpływa na moją płodność.
Później kolejna wizyta w szpitalu (już 3), okazało się, że nagle pęcherzyki się pojawiły ( wcześniej jeśli były to tylko pojedyńcze i malutkie i na pewno by nie pękły), wyniki są naprawdę dobre i... okazało się, że owulacja wraca
Oczywiście nie obeszło się bez leków, w ciągu tych trzech lat brałam duphaston, femoston i estrofem.
To co przeszłam bardzo mnie wzmocniło, bo choć wylałam naprawdę wiele łez, przechodziłam już nawet przez lekką depresję (poza nerwicą) to nagle...stał się cud i wierzę, że wszystko się jakoś uloży.
Gdy slyszłam wtedy że na dziecko mam jedynie 5% szans, byłam załamana...jednak ciągle wierzyłam i robiłam testy ciążowe...bo może akurat była ta jedna owulacja... i powiem Ci, że w momencie gdy już calkiem zwątpiłam i zaczęłam się godzić z własnym losem, okazalo się, że stał się cud, bo dla mnie to naprawdę cud. Teraz wierzę, że wszystko będzie dobrze, jestem spokojniejsza i choć czekam na ciąże to...nie mówię sobie "muszę zajść w ciążę", nie myślę, że jeśli nie wyjdzie znow zawiodę siebie i narzeczonego, teraz wiem, że na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Miałam przez cały czas ogromne wsparcie w moim ukochanym i rodzinie i to dodawało mi sił, nie wiem czy bez nich dałabym sobie radę.
Więc kochana, nie załamuj się tym, że jeszcze Ci się nie udało zajść w ciążę, wiem, to trudne ale pamiętaj że na wszystko przyjdzie odpowiedni moment, a my wszystkie z tego wątku na pewno już niedługo usłyszymy, że mamy w brzuszku małego skarbka :*