I ja jestem zakochana w imieniu Marcel
Igor miał się tak nazywać ale ustąpiłam mężowi
Magda, Bafinka ciąża po poronieniu nie była taka cudowna i beztroska jak u dziewczyn, które nie doświadczyły tego co my... od momentu, w którym dowiedziałam się o ciąży (zrobiłam bete z krwi, w dzień który miałam dostać okresu - miałam jakieś przeczucie, które się sprawdziło
) pojawił się ogromny strach... nie był większy od radości ale był silniejszy. Niektóre kobiety po kilku latach od urodzenia dziecka mówią, że już swojej ciąży nie pamiętają - ja swojej nei zapomnę chyba do końca życia... najtrudniejsze były pierwsze tyg, w 7 tc zaczełam plamić - trwało to prawie tydz, brałam leki ale na wizytę szłam jak na ścięcie tylko z jedną myślą w głowie... lekarz widząc mój stan, postanowił zrobić mi usg. Kiedy zobaczyłam na ekranie ruszającą się rączkę zamarłam - nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa... aż lekarz zapytał czy się nie cieszę.. a ja po prostu nie wierzyłam w to co widzę... to był 8tc - Igor miał wtedy 2,1 cm
i było już dalej niż poprzednio. W pierwszej ciąży nie wiedziałam, ze poroniłam, to było tzw.poronienie zatrzymane. Na usg w 12 tyg dowiedziałam się, że "płód obumarł ok 7 tc"... nigdy nie zapomnę też tamtego widoku na monitorze... dlatego w drugiej ciąży tak strasznie ciężkie były dla mnie te terminy... ogromnie baliśmy się z mężem tego usg w 12 tyg... do tej pory jak sobie to przypominam lecą mi łzy... i znowu okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku...
oczywiście cały czas przy siłach podtrzymywały mnie dziewczyny tutaj na forum
za co chyba już milion razy dziękowałam
najgorzej było do momentu wyczuwania ruchów... taka niepewność w każdej minucie czy wszystko jest ok. Niby człowiek normalnie funkcjonuje, rozmawia z ludźmi, itp. ale w głowie jest tylko jedna myśl.. ciągle bałam się kupować czegokolwiek dla malucha... ruchy zaczęłam czuć w 18 tyg. Doskonale wiedziałam, że to za wcześnie na regularne kopniaki ale kilka razy do końca ciąży w środku nocy jechałam na Izbę przyjęć pod różnymi pretekstami - oby tylko zrobili mi usg, żebym mogła zobaczyć i usłyszeń malucha... to było silniejsze ode mnie... po prostu łapały mnie takie ataki paniki, mimo, że o dziwo gdzieś z tyłu wiedziałam że tym razem będzie - ale potrzebowałam potwierdzenia...
czasem zazdrościłam dziewczynom, które przypadkowo zachodziły w ciążę takiej beztroski, radości... ja tak nie potrafiłam... chyba cudem wytrzymałam całą ciążę i cudem wytrzymały ze mną dziewczyny na forum
ale tylko one rozumiały co czuję, tylko im mogłam powiedzieć o wszystkich obawach, które dla nich były przecież uzasadnione. Bliscy pocieszali, byli przy mnie ale nie rozumieli do końca, mogli się tylko domyślać, a przecież to nie wystarcza. Nawet jak już tuliłam Igora do siebie, nie wierzyłam, ze to "już", że się udało... chyba dopiero teraz zaczyna do mnie to docierać, a ma już 13 mies
Kiedyś nawet myślałam, że pewnie następna ciąża będzie już spokojniejsza, inna ale chyba będzie jeszcze gorsza niż poprzednia. Teraz już wiem, co znaczy być mamą... stracić kolejne maleństwo - niewyobrażalne... ale przecież nie można do końca życia żyć strachem... przecież już wiem, że może być dobrze
mimo to pewnie strach nie zniknie... będę chciała mieć drugie dziecko - kiedy...? jeszcze nie wiem... może zaraz, może za jakiś czas... zobaczymy co przyniesie los - już wiem, ze nic nie można sobie do końca planować.