Hej,
Nie było mnie.. nie mam siły ostatnio, tak bardzo chciałabym być już po prenatalnych. Boję się, strasznie. I to nawet nie tylko tego, że coś będzie nie tak, a tego, że usłyszę że serduszko nie bije... im więcej o tym wszystkim myślę, tym bardziej wydaje mi się, że wszystko mnie boli, a to brzuch, a to dół pleców... Boże, jaka ja kiedyś byłam naiwna, myśląc, że jak coś będzie nie tak, to będzie plamienie, krawawienie, cokolwiek... teraz już wiem, że nie, że może nie być żadnych objawów a serduszko się zatrzyma. Ta myśl mnie paraliżuje... idę dziś na rozeznanie do sklepów medycznych, może uda się gdzieś kupić detektor tętna. A jak nie to wieczorem zamawiam na necie, bo zwariuję, nie jem, nie śpię. No masakra... Jak ja tęsknię za tym beztroskim przeżywaniem początków pierwszej ciąży...
Jeśli chodzi o moment straty, to nie ma znaczenia czy był to tydzień 5 czy 30... dla mnie i tak to było DZIECKO. Od samego początku. Choć przyznam, tak jak pisały niektóre z Was, że zdecydowanie lepiej przeżyłam wcześniejsze straty (w moim przypadku biochemiczne), niż śmierć Małgosi...
Magda ja również przeczytałam Twoją historię... jesteś bardzo silną kobietą! I masz wspaniałą, wspierającą rodzinę!
Ale też to prawda, co napisałaś w którymś ze swoich postów tutaj- że jak czyta się po czasie to, co się samemu przeżyło to chwilami trudno jest uwierzyć, że udało się nam to przetrwać. Ja nie tak dawno czytałam pamiętnik, który pisałam odkąd dowiedziałam się, że z Małgosią jest coś nie tak. Czytałam i czytałam i nie mogłam uwierzyć, że to przeżyłam. Choć przyznam, że było bardzo dużo chwil zwątpienia, kilka razy naprawdę byłam bliska zrobienia bardzo głupich rzeczy... ale jestem tu, więc można powiedzieć, że jakoś to wszystko przetrwałam. Do dziś nie wiem jak.
Kamkaz ja z zatorem Ci nie pomogę. Wiem tylko, że silny ból może na to wskazywać, choć oczywiście nie musi. Spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze.
Dziewczyny piękne te Wasze maluchy!