Nasza historia trochę długa i niestety smutna....
2011 ślub, a za kilka miesięcy szczęście bo na teście dwie krechy, niestety radość nie trwała długo. 12 tc krew, izba przyjęć i okazało się, że serduszko nie bije....tragedia, rozpacz, wiele pytań.. Pewnie same wiecie.
Przez rok nie chciałam słuchać o ciąży, moja psychika się zablokowała i koniec. Kiedy znowu zaczeliśmy starania w 2012 okazało się, że nie będzie tak łatwo. Miesiące mijały i nic, okazało się że lekarz do którego chodziłam faszerował mnie w ciemno tabletkani i tyle-wtedy mu ufałam. W pewnym momencie wywaliłam wszystkie leki, odpoczynek dla organizmu i po pół roku w 2015 w końcu trafiliśmy na wspaniałą panią doktor. Szybkie badania, monitoringi i nic. Badanie na wrogość śluzu i tu tkwił problem. Przez ten czas starań po prostu stosunek był jedym wielkim stresem i myśleniem no i mój śluz bardzo się zniechęcił. Decyzja o inseminacji, pierwsze podejście i bach, beta rosła. Znowu szczęście plus strach, minął felerny 12 tydzień i odetchneliśmy jednak w 19 tygodniu okazało się, że Dzidzia ma wadę letalną...no i znowu płacz, rozpacz itd. Decyzja przed nami, prowadzić ciążę czy przerwać. Postanowiliśmy dać naszemu Maluchowi tyle życia na ile będzie gotów i tak dotarliśmy do 32 tc. Pojawiły się skurcze, poród -Synuś postanowił się z nami pożegnać. Tuliłam mojego Anioła w ramionach, tak "spał" jakby po prostu odpoczywał...pogrzeb, wizyty u psychiatry i radzenie sobie z każdym dniem. Nie wiem skąd mieliśmy i mamy siły, ale kiedy po porodzie dostaliśmy zielone światło powalczyliśmy. Pierwszy cykl i ciąża, kolejna radość i strach. W każdej ciąży pojawiały się krwawienia więc leżenie, hospitalizacja. W tej trzeciej ciąży dostałam raz ogromnego krwawienia, jechaliśmy na IP już bez nadzieji jednak okazało się, że z Maluchem wszystko ok. Przy kolejnych wizytach dowiedzieliśmy się, że to Córcia, nie miała wady tej co Braciszek więc serce nam urosło-na krótko...kilka dni potrm skurcze, szpital, kolejne poronienie....po badaniach okazało się, że ropne zapalenie łożyska...
Tak to w skrócie wygląda...jednak nie poddamy się, pokaże jeszcze temu pieprzonemu pechowi środkowy palec z naszym Maleństwem na rękach...walczymy, walczymy, walczymy!!!! Terapia z psychiatrą meeega dużo mi dała, niedawno nawet wróciłam do pracy i mam całkiem inne podejście do życia. Zaglądałam do Was od jakiegoś czasu i tak jakoś mnie naszło aby dołączyć. Za nami pierwszy miesiąc starań-nieudany, i co z tego!? Nie ten to kolejny :-)
-----------------------------
Musisz być silna (mamusiu)....masz dla kogo żyć !!!
A[*] S[*] E[*]