Witam Kochane...
martaha strasznie mi przykro. Niestety wiem co teraz przeżywasz. Tyle człowiek ma planów, marzeń i nagle wszystko się wali... Tego nie da się tak po prostu zrozumieć jeżeli samemu tego się nie doświadczyło. Tulę Cię mocno i zapalam światełko dla Twojego Aniołka[*], teraz są tam razem mój i Twój, na pewno razem będzie im tam raźniej. Napisz jak będziesz już po zabiegu i będziesz mieć na to siłę, bo martwię się o Ciebie.
buterflay dziękuje za wywołanie. U mnie tak sobie. Myślałam, że najgorsze za mną, ale od kilku dni mam niezłego doła. Mam wraźenie, że robię jeden krok w przód, a dwa do tyłu. Jest mi ciężko. Wiem, że muszę żyć dalej, ale jak na razie to nie potrafię żyć tak jakby nic się nie stało. Z mężem też jakoś nam się ostatnio nie układa. Nie potrafimy się jakoś dogadać. Tak szczerze mówiąc to nawet go rozumiem, bo czasem jestem nie do wytrzymania. Zamykam właśnie sprawy z pracą, teraz jak nie muszę tam chodzić to przynajmniej to mi zeszło z serca. Teraz dopiero zrozumiałam jaki okropny wpływ miała na mnie i na moją rodzinę ta praca, ile stresu mi dostarczała. Teraz przynajmniej z tego się cieszę, że mam już ten etap za sobą. Jeszcze po tym co wygadywała żona jedngo z właścicieli, to najchętniej bym już nigdy bym ich nie oglądała. Niestety muszę jeszcze 11 października.
Szkoda tylko, że przez ich pazerność nie dostanę nawet zasiłku dla bezrobotnych.
Najgorszy jest ten stan zawieszenia. Nie wiem co dalej, nie mam planów, mam tylko marzenia, ale nawet nie wiem czy będę mogła je przynajmniej po części zrealizować. I to boli chyba najbardziej.
A tak poza tym, to zajmuje się moimi chłopakami, wożę ich na treningi, dzisiaj jedziemy na ich mecz
Zaczęły nam się przygotowania do 1 Komunii starszego syna. Mamy już salę na przyjęcie, a teraz poszukujemy kucharki. Naliczyliśmy razem z wszystkimi dziećmi ok. 50 osób, masakra
No i tak życie płynie dalej, tylko, że Ja jakoś straciłam sens...