Elph
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 7 Luty 2021
- Postów
- 3 859
Hej, czy mogę dołączyć?
Mamy synka, skończył dzisiaj 13 miesięcy. Staraliśmy się o niego ponad rok, gdzie nie miałam naturalnych owulacji i dopiero po drugiej stymulacji się udało.
Zawsze chcieliśmy mieć dwójkę dzieci, ale tuż po porodzie stwierdzilam że nigdy w życiu i drugiego nie chcę ale po kilku miesiącach gdy się przyzwyczaiłam do nowej rzeczywistości to jednak wrócił temat drugiego dziecka, tym razem mąż miał wątpliwości. Miałam kilka cykli w miarę regularnych 30-32 dni, i raz w 29dc mówię mężowi że w sumie nie musimy się zabezpieczać bo za 2 dni dostanę okres. A ten nie przychodzi i nie przychodzi, dwa testy zrobiłam w odstępie kilku dni ale były negatywne. W końcu w 44dc poszłam na betę i jaki szok - wyszła pozytywna. Myślę sobie co to za zbieg okoliczności, akurat raz jedyny jak odważyliśmy się skorzystać z dni niepłodnych to owu się przesunęła, i że w ogóle była owulacja bo przecież przed ciążą nie miałam. Mimo wszystko się ucieszyliśmy że los zdecydował za nas, ale po 3 dniach powtórzyłam betę i niestety była niższa niż poprzednia. Nie było dla nas nadziei, ciąża biochemiczna. Ale poszłam do gin ustalić plan działania, bo uznaliśmy że idziemy za ciosem i zaczynamy staranja. Miałam przyjść w kolejnym cyklu sprawdzić czy jest owu, jak nie to w następnym zaczniemy stymulację.
I znowu czekam i czekam na okres a tu nic, co chwilę testy bo kto wie czy owu była normalnie czy znowu w 30dc. Raz fałszywy alarm bo test jakby pozytywny a beta negatywna (w 41dc). Myślę no to już nie ma szans że będzie ciąża, czekam na okres dalej, aż w 48dc test pozytywny, na drugi dzień beta też pozytywna, dwa dni później wzrosła dwukrotnie więc już się zaczęłam cieszyć. To było w zeszłym tygodniu.
Dzień przed wizytą dla formalności jeszcze raz zrobiłam betę i szok - powinna wynieść koło 800, a było niecałe 300. Niby wzrosła ale za mało. Załamałam się, czemu znowu nas to spotyka poszłam mimo wszystko do gin, po poronieniu mam zrobić badania genetyczne i biopsję endometrium. Zakaz starań w następnym cyklu bo przy biopsji nie można. Mimo wszystko zrobimy stymulację żeby jakoś zapanować nad owu i zobaczyć jak zareaguję na leki.
Za to znowu wczoraj miałam zrobić kolejną betę a ta zamiast spadać, dalej rośnie... W dwa dni z 287 do 357. Boję się że to ciąża pozamaciczna. Byłam nawet w szpitalu ale nic nie znaleźli na USG, muszę dalej czekać i sprawdzać betę. W poniedziałek idę też do mojej gin na USG bo musimy regularnie szukać czy nie ma CP.
I powiem Wam że to jest wszystko takie okropne, niby wiem że z ciąży nic nie wyjdzie no ale jednak jeśli by miał być pozytywny scenariusz to muszę się traktować jakbym w tej ciąży była. I to oczekiwanie, takiego czekania jeszcze w życiu nie przechodziłam, że muszę co chwilę chodzić na badanie krwi ze świadomością że w każdej chwili mogę dostać wewnętrznego krwotoku i modlić się żebym bardzo przy tym nie ucierpiała. Już bym chciała mieć to za sobą, zacząć kolejny cykl, zrobić badania ale muszę czekać jak na ścięcie aż mój organizm postanowi sam odpuścić tą ciążę albo aż nie będziemy mogli dłużej czekać i trzeba będzie wywoływać poronienie.
Ech chciałam się wyżalić na dodatek w grudniu czeka mnie powrót do pracy po macierzyńskim, ale już jednak postanowiliśmy z mężem że w takim razie idę na wychowawczy. Co finansowo nas trochę dobije bo kilka tysięcy teraz wydam na wizyty plus badania.
Mamy synka, skończył dzisiaj 13 miesięcy. Staraliśmy się o niego ponad rok, gdzie nie miałam naturalnych owulacji i dopiero po drugiej stymulacji się udało.
Zawsze chcieliśmy mieć dwójkę dzieci, ale tuż po porodzie stwierdzilam że nigdy w życiu i drugiego nie chcę ale po kilku miesiącach gdy się przyzwyczaiłam do nowej rzeczywistości to jednak wrócił temat drugiego dziecka, tym razem mąż miał wątpliwości. Miałam kilka cykli w miarę regularnych 30-32 dni, i raz w 29dc mówię mężowi że w sumie nie musimy się zabezpieczać bo za 2 dni dostanę okres. A ten nie przychodzi i nie przychodzi, dwa testy zrobiłam w odstępie kilku dni ale były negatywne. W końcu w 44dc poszłam na betę i jaki szok - wyszła pozytywna. Myślę sobie co to za zbieg okoliczności, akurat raz jedyny jak odważyliśmy się skorzystać z dni niepłodnych to owu się przesunęła, i że w ogóle była owulacja bo przecież przed ciążą nie miałam. Mimo wszystko się ucieszyliśmy że los zdecydował za nas, ale po 3 dniach powtórzyłam betę i niestety była niższa niż poprzednia. Nie było dla nas nadziei, ciąża biochemiczna. Ale poszłam do gin ustalić plan działania, bo uznaliśmy że idziemy za ciosem i zaczynamy staranja. Miałam przyjść w kolejnym cyklu sprawdzić czy jest owu, jak nie to w następnym zaczniemy stymulację.
I znowu czekam i czekam na okres a tu nic, co chwilę testy bo kto wie czy owu była normalnie czy znowu w 30dc. Raz fałszywy alarm bo test jakby pozytywny a beta negatywna (w 41dc). Myślę no to już nie ma szans że będzie ciąża, czekam na okres dalej, aż w 48dc test pozytywny, na drugi dzień beta też pozytywna, dwa dni później wzrosła dwukrotnie więc już się zaczęłam cieszyć. To było w zeszłym tygodniu.
Dzień przed wizytą dla formalności jeszcze raz zrobiłam betę i szok - powinna wynieść koło 800, a było niecałe 300. Niby wzrosła ale za mało. Załamałam się, czemu znowu nas to spotyka poszłam mimo wszystko do gin, po poronieniu mam zrobić badania genetyczne i biopsję endometrium. Zakaz starań w następnym cyklu bo przy biopsji nie można. Mimo wszystko zrobimy stymulację żeby jakoś zapanować nad owu i zobaczyć jak zareaguję na leki.
Za to znowu wczoraj miałam zrobić kolejną betę a ta zamiast spadać, dalej rośnie... W dwa dni z 287 do 357. Boję się że to ciąża pozamaciczna. Byłam nawet w szpitalu ale nic nie znaleźli na USG, muszę dalej czekać i sprawdzać betę. W poniedziałek idę też do mojej gin na USG bo musimy regularnie szukać czy nie ma CP.
I powiem Wam że to jest wszystko takie okropne, niby wiem że z ciąży nic nie wyjdzie no ale jednak jeśli by miał być pozytywny scenariusz to muszę się traktować jakbym w tej ciąży była. I to oczekiwanie, takiego czekania jeszcze w życiu nie przechodziłam, że muszę co chwilę chodzić na badanie krwi ze świadomością że w każdej chwili mogę dostać wewnętrznego krwotoku i modlić się żebym bardzo przy tym nie ucierpiała. Już bym chciała mieć to za sobą, zacząć kolejny cykl, zrobić badania ale muszę czekać jak na ścięcie aż mój organizm postanowi sam odpuścić tą ciążę albo aż nie będziemy mogli dłużej czekać i trzeba będzie wywoływać poronienie.
Ech chciałam się wyżalić na dodatek w grudniu czeka mnie powrót do pracy po macierzyńskim, ale już jednak postanowiliśmy z mężem że w takim razie idę na wychowawczy. Co finansowo nas trochę dobije bo kilka tysięcy teraz wydam na wizyty plus badania.