Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś
Mój mąż zawsze chce ze mną jeździć do lekarza, ale uważam, że na razie to bez sens, żeby brał wolne w pracy skoro miałam sam monitoring. Mimo wszystko, to bardzo miłe, że moje wizyty u gina uważa za NASZ obowiązek i bardzo się w to wczuwa. Każdy mój okres przeżywa bardzo, widzę, że się smuci, przynosi mi termofory, herbatki i leki przeciwbólowe, żeby trochę ulżyć.
A niektórzy myślą, że bycie facetem kończy się na, za przeproszeniem, spuszczeniu się w kobietę.
A propos ginekologów. Ostatnio trochę umarłam, kiedy znajoma (34 lata) powiedziała mi, że nigdy nie była u ginekologa bo się wstydzi. Rozmowa wywiązała się z tego, że zapytała mnie o leczenie nawracających zapaleń pęcherza moczowego, ja spytałam co na to lekarz, skoro ma co miesiąc to raczej nie jest normalne. Ona na to, że u lekarza nie była, że kupuje sobie furaginę i leczy się sama. O tym jak wygląda badanie ginekologiczne dowiedziała się ode mnie, przy czym cały czas głupio chichotała jak dzieciaki na lekcji biologii. Zapytałam, czemu nigdy nie była u ginekologa, to powiedziała, że się wstydzi, bo to takie intymne sprawy i "miejsca" i nie chce, żeby je ktoś obcy oglądał.
Prawdę mówiąc jestem w szoku. Dla nikogo wizyta na tym fotelu nie jest miła ani przyjemna, ale aż tak? żeby nigdy nie pójść nawet, jeśli ma się problemy?