Ogólnie nie jest jakaś zła, ale bywa bardzo nietaktowna i tym samym wkurzająca. Nie przyjmuje do wiadomości, że jesteśmy dorośli, mamy jakiś tam swój plan na życie, który niekoniecznie pokrywa się z jej planem na nasze życie. Poza tym ma dwóch synów i mam wrażenie, że od zawsze jestem tą gorszą synową. Zgorszyłam ją na starcie mówiąc, że nie chcę wystawnego wesela, potem, że idę do ślubu w krótkiej sukience. Oliwy do ognia dolały czerwone buty "DO ŚLUBU?!?!?!?!??!?!". Kością niezgody była moja niechęć do mieszkania po ślubie ze szwagrem i jego narzeczoną (ostatecznie sprawę przemyślała i dorzuciła się do naszego mieszkania, ale ile się nasłuchałam, że rodzina jest najważniejsza, to moje).
Nie przyjmuje odmowy- namawia mnie usilnie na wizytę u lekarza, którego widziała kilka razy w TV, bo uważa, że jest super specjalistą. Poczytałam o gościu, bo nigdy nie neguję pomysłów z góry- poza tym, że za to, co mi inni robili na NFZ, bierze wielką (zabiegi od 10 tys wzwyż), nie ma żadnych informacji, które świadczyłyby że warto te pieniądze wydać i jechać na drugi koniec Polski. To się nasłuchałam, że jestem nieodpowiedzialna i przez takie podejście stracę kiedyś nerki i inne narządy (endometrioza).
Kiedy byłam po operacji w szpitalu i mogła do mnie przyjść tylko jedna osoba- wygryzła moją własną mamę!!! po prostu zadzwoniła i poinformowała, że jedzie do mnie, bo się "martwi".
Jak miała urlop i odwiedziła mojego męża (pracował wtedy w mieszkaniu) i przy okazji "posprzątała" nam mieszkanie- przestawiając naczynia w szafkach lub układając moją bieliznę w kosteczkę w komodzie- tego nie zdzierżyłam i zrobiłam o to awanturę mężowi, że na to pozwala a potem grzecznie porozmawiałam z teściową, która nie rozumie, że ja się na to nie zgadzam. Że to mój dom i ona tam jest gościem a ja sobie nie życzę żeby mi w bieliznę zaglądała lub przestawiała rzeczy w szafkach.
Jak się nie wtrąca w nasze życie, jest spoko.