Witam, witam, witam, w ten słoneczny, acz mroźny dzionek. U nas wszyściutko w porządku, byłyśmy dziś na małych zakupkach i nakupiła róznego rodzaju dekoracji wielkanocnych - malowanych jajeczek do powieszenia na gałązkach, witrazyków na okno, itp. Teraz trza tylko poczekac na ładną pogodę, pomyć okna, poprać firanki, wysprzątać chatke i można porozwieszać te cacuszka:-)
. Eh, głupie jajka, a ile radości człowiekowi dają ;-):-)
Po raz kolejny potwierdziło sie....kiedy wszyscy zawiodą...mąż jest tą osoba na którą zawsze możesz liczyć...i chwała Ci Boże że go mam :-)
Dokładnie, u mnie tez tak zawsze jest... Ale ja o tym od dawna wiem i juz wieki temu wyciągnęłam z tego wnioski. Moja Mama zawsze mi mawiała : "Umiesz liczyc? Licz na siebie"... I tak robię, lecz wiem, ze ponadto ZAWSZE mogę polegać na Mężu i naszych Rodzicach. I to Oni sa osobami, dla których zawsze staram się miec czas i dawać calą siebie... Wiem, że nie zadowolę całego swiata, wszystkich moich znajomych.... Więc wolę dać wiecej siebie tym, którzy na to zasługują, niż dać każdemu po trochę i w ten sposób zaniedbać bliskich kosztem kogoś tam, kto i tak się na mnie wypnie, gdy bede Go potrzebowała. Brutralne, ale prawdziwe...
Kochane witajcie! W imieniu Loretki dziękuję Wam za cieple słowa... Wczoraj dostałam od niej wiadomość...alez to wszystko jest niesprawiedliwe. Jeszcze cos bolesnego wydarzyło się w życiu naszej Kochanej Loretki i jej bliskich...Nie dostałam prawa by upubliczniać ta sprawę...Ale bardzo Was wszystkie proszę-pomódlcie się dziś za jej całą rodzinę...Wiem,że to bardzo potrzebne...Dziękuję...(Loretka do nas wróci-potrzebuje troszke czasu...ja to doskonale rozumiem... )
Bardzo się o Nią martwię... I chciałabym napisac Jej smska, w jakiś sposób być z Nią w tych trudnych chwilach... Ale nie byłam z Nią tak blisko jak Ty, Majeczko.... Nie chciałabym byc nachalna, nie wiem, czy nie sprawię Jej dodatkowego bólu...
Maggie - kuruj się, Kochana i nie daj się zimie!
ale może po prostu nic jeszcze nie wiadomo. Ja po plamieniu miałam zalecone leżenie + leki na podtrzymanie i w zasadzie przez 2 tygodnie nic się nie działo - tzn. nic nowego nie wiedziałam. Tyle tylko, że ja byłam w domciu (do szpitala trafiłam po tych 2 tygodniach)
Mam nadzieje, że wszystko jest ok, a lekarze trzymają Dorotkę w szpitalu tak na wszelki wypadek.
I ja mam taką nadzieje. Wierzę, ze wkrótce do nas wróci i sama poopowiada co i jak i pochwali się maleńkim serdusiem, bijącym pod Jej sercem...
Buziam, buziam i do poczytania pozniej!