dziewczynki a to coś o serkach pleśniowych, w fajny i zartobliwy sposób autorka wyjaśnia o co chodzi z serami.....
"Czy w ciąży można jeść sery?"
Wydawać by się mogło, że pytanie bzdurne, bo przecież już każde dziecko wie, że ser to nabiał i samo zdrowie. Nie w ciąży jednak. Na forum pojawiła się informacja, że we Francji sery pleśniowe są na długiej liście produktów zakazanych w stanie błogosławionym. Większość przyjęła tę informację od razu, stwierdzając, że "co za kraj, ta Polska – żadnych rzetelnych ostrzeżeń” i na wszelki wypadek też sobie serków odmówiły. Jednak jakaś bardziej poinformowana wyjaśniła, że w serach czai się bakteria listeria, która wyrządza makabryczne rzeczy kobietom w ciąży. Jako że mój lekarz powiedział mi, że mam jeść co chcę i o serach nawet się nie zająknął, zaintrygował mnie ten problem. Można nawet śmiało powiedzieć, że uległam panice. Skonsultowałam się więc przy okazji z moją ciotką – lekarką z 30-letnim stażem – i zapytałam, co to jest ta cała listerioza. Ciocia powiedziała, że to taka choroba, o której czytała w podręczniku na II roku medycyny i nigdy w życiu nie spotkała się z takim przypadkiem. Bakteria owa tkwi w mleku niepasteryzowanym, z którego robi się serki tylko za granicą, bo w Polsce nie jest ono dopuszczone do obrotu. Oświeciło mnie światło jasniejsze od słonecznego i wyjaśniłam koleżankom na forum, że nic dziwnego, że we Francji się o tym mówi, u nas nie ma po prostu powodu, bo mamy inne zasady żywieniowe. Moje słowa zostały przyjęte z dużą nieufnością, a informacja na opakowaniach serów (skład: mleko pasteryzowane) poddane wątpliwościom. Zrezygnowałam ze śledzenia wątku w momencie, gdy do dyskusji dołączyła się córka właściciela mleczarni. ...
"Czy w ciąży można jeść sery?"
Wydawać by się mogło, że pytanie bzdurne, bo przecież już każde dziecko wie, że ser to nabiał i samo zdrowie. Nie w ciąży jednak. Na forum pojawiła się informacja, że we Francji sery pleśniowe są na długiej liście produktów zakazanych w stanie błogosławionym. Większość przyjęła tę informację od razu, stwierdzając, że "co za kraj, ta Polska – żadnych rzetelnych ostrzeżeń” i na wszelki wypadek też sobie serków odmówiły. Jednak jakaś bardziej poinformowana wyjaśniła, że w serach czai się bakteria listeria, która wyrządza makabryczne rzeczy kobietom w ciąży. Jako że mój lekarz powiedział mi, że mam jeść co chcę i o serach nawet się nie zająknął, zaintrygował mnie ten problem. Można nawet śmiało powiedzieć, że uległam panice. Skonsultowałam się więc przy okazji z moją ciotką – lekarką z 30-letnim stażem – i zapytałam, co to jest ta cała listerioza. Ciocia powiedziała, że to taka choroba, o której czytała w podręczniku na II roku medycyny i nigdy w życiu nie spotkała się z takim przypadkiem. Bakteria owa tkwi w mleku niepasteryzowanym, z którego robi się serki tylko za granicą, bo w Polsce nie jest ono dopuszczone do obrotu. Oświeciło mnie światło jasniejsze od słonecznego i wyjaśniłam koleżankom na forum, że nic dziwnego, że we Francji się o tym mówi, u nas nie ma po prostu powodu, bo mamy inne zasady żywieniowe. Moje słowa zostały przyjęte z dużą nieufnością, a informacja na opakowaniach serów (skład: mleko pasteryzowane) poddane wątpliwościom. Zrezygnowałam ze śledzenia wątku w momencie, gdy do dyskusji dołączyła się córka właściciela mleczarni. ...