Na co dzień o tym nie myślę, Dziś mnie naszło tak... Staram się nie stresować, dlatego nie zawsze robię testy owulacyjne i unikam ciążowych. Z mężem się kochamy, przede wszystkim kiedy mamy ochotę (nawet jeśli jest to 2-3x dziennie lub jeśli nie mamy ochoty do dajemy sobie wolne), a nie współżyjemy na zawołanie, aczkolwiek pilnujemy, aby było to dość często i regularnie. Staramy się być dla siebie i "stworzyć" dzidziusia z prawdziwej miłości, a nie z obowiązku "bo trzeba"... Zmieniliśmy mieszkanie, gdzie czujemy się lepiej i odpadł stres związany z warunkami lokalowymi (poprzednie mieszkanie było ciasne i na 4 piętrze bez windy). Na dziś zostaje robić swoje, kochać się i tylko czekać na @ lub jej brak, a potem na kolejną wizytę u ginekologa w kwietniu... Dobrze mówię?