Hej - miałam pisać wcześniej ale byłam zrypana po całym tym szaleństwie. 54 godziny poza domem, w tym: 36h w środkach transportu (samochody, autokary, metra, tramwaje, pociągi i samoloty), 10 godzin snu, 5 godzin w sądzie i u prawnika przed rozprawą i 3 godziny dla mnie - czyli zakupy, przemieszczanie się między lokacjami. Zaczęło się od tego że zebranie danych osobowych od 24 oskarżonych zajmuje ok 1.5 h przy czym pani sędzina się rypnęła i musiała potem zczytywać wszystkich czy są prawidłowo spisani
Wszyscy jednogłośnie odmówiliśmy składania zeznań w dniu 1 czerwca, nie uznajemy się za winnych i będziemy zeznawać później. Więc zasadniczo tylko BABA zeznawała. I w sumie sama się pogrążyła, przyznała się że po złożeniu pisma do dyrektorki nie interesowała się SWOJĄ sprawą w ogóle, że nie miała z tego tytułu dyscyplinarki ani nie została zwolniona z pracy - sama odeszła. Przyznała się też sama że w 2009 miała sprawę o wyrwanie włosów z głowy dziecka w innym przedszkolu ale została uniewinniona z braku dowodów. Ogólnie nie musieliśmy jej pogrążać - sama to zrobiła. Widać było że sędzina ma ochotę już wydać wyrok uniewinniający po jej zeznaniu, ale musi się trzymać procedur. Ogólnie kabaret - 24 osoby z tyłu się śmiały (wszyscy oskarżeni) plus naszych dwóch obrońców - znaczy jeden mój a drugi pozostałych 23 osób. Mój się skupiał na mnie żeby nie płakać ze śmiechu chwilami ale że ja się też śmiałam to bidny musiał twarz w dłoniach chować bo śmiech oznacza obrazę sądu
Drugi w pewnym momencie skwitował jej odpowiedź "O ja pierd**e" :laugh: więc było wesoło. Następna sprawa jest 8 czerwca, mój prawnik ma mi zdać relację jak wyjdzie z rozprawy i złożyć mojej zeznania pisemne bo ani na 8 czerwca ani na 13 lipca nie dam rady przylecieć ze względów finansowych i logistycznych - mój chłop musiałby znowu wziąć 3 dni urlopu żeby dziećmi się zająć a dzieci ze sobą nie wezmę bo mają szkołę do 24 lipca. Pomijam że ogólnie ciężkawo u nas z kasą więc nie mam za co przylecieć
Więc mojemu prawnikowi wysłałam pełne, piękne zeznania w formie pisemnej i ma to złożyć. Podejrzewam że z nastawieniem pani sędziny do tej sprawy nie będzie to zbytnim problemem. Ale trzymajcie kciuki - w poniedziałek się dowiem czy nie muszę w lipcu znowu przylecieć :/ Oby nie!!! A ogólnie wyprawa... pojechałam z zawalonymi zatokami świerzo po antybiotyku więc zrypana... w samolocie do polski pompy były zrąbane i podczas lądowania i wyrównywania ciśnień w kabinie pół samolotu ryczało o uszy a ja wyłam bo zatkało mi i od zatok i od ciśnienia - ból jak cholera - wolę poród - serio! Straciłąm słuch na dobre kilka godzin. W drodze powrotnej - lepszy samolot - było lżej ale słuchu w prawym uchu mam ok 20% a w lewym ok 70%... więc jestem ciut przygłucha, zatoki zawalone nadal a zmęczenie dopiero dzisiaj mnie puściło - w sumie środę przespałam prawie całą a czwartek nie był lepszy o wiele. Ale przerażenie mnie dopadło jak weszłam do domu po powrocie... gary z soboty do mycia, salon i jadalnia... Sodoma i Gomora były czystsze... porażka... dopiero dzisiaj rano skończyłam sprzątać ten burdel! A mąż chciał sam z dziećmi zostać a żebym to ja poszła do pracy ... tia - 8 godzin w pracy a potem w całości zapierdzielaj w domu - podziękuję - udowodnił mi że nie mogę go samego z dziećmi na długo zostawić bo to będzie porażka
A i tak najbardziej ze wszystkiego to mnie dzieci rozwaliły:
Emilka jak mnie zobaczyła to zanim się przywitała czy buziaka dała to zapytała czy przywiozłam jajka niespodzianki od dziadków...
Kaja ... zero reakcji na mnie - olała że mnie nie było 3 dni, nawet się nie przywitała...
Kocham moje dzieci, ale kiedyś im się kuźwa odwdzięczę
mama - u nas słoneczko i ciepło, ale ten codziennie obecny wiatr psuje pogodę, a może dzięki tegu da się wytrzymać.. ale wkurza troszkę. Choć przyznaję, pranie mi w 2 godziny wyschło dzięki temu