Hej, proszę Was o opinię. Pisałam jakoś miesiąc temu, byłam wtedy w trakcie I cyklu po poronieniu, który skończył się torbielą 4x4 i niemożnością stosowania letrozolu w II cyklu. Wcześniej, przed I ciążą moje pęcherzyki bez stymulacji nie rosły w ogóle.
Więc rozpoczął się ten II cykl i od początku bolały mnie jajniki. Jak mnie bolał prawy - to odbierałam to jako to, że rośnie mi torbiel, a jak lewy - że tam chyba rośnie pęcherzyk, bo teraz byłaby jego kolej. Nie miałam możliwości podejrzeć wcześniej co się tam dzieje, dopiero dzisiaj 21dc byłam na wizycie.
Robiłam testy owulacyjne i w zasadzie raz wyszedł mi pozytywny w 16 dniu, trochę późno, bo mam cykle 28 dni, ale w tym miesiącu miałam trochę zupełnie inny tryb życia, miałam delegację łącznie ze zmiana czasu, bo była daleko, więc teoretyczna owulacja mogła się przesunąć.
U lekarza okazało się, że mam dwa "pęcherzyki" jeden 13mm i drugi 10,5mm po jednym w każdym jajniku i lekarka powiedziała, że to typowy obraz dla 21 dnia cyklu i ogólnie później spytałam się czy to jest pęcherzyk czy ciałko żółte? To moja lekarka powiedziała, że tak tak to ciałko żółte i że jest płyn w zatoce Douglasa, ale w zasadzie to nie zrozumiałam w końcu tego wszystkiego czy w takim razie to miałaby być owulacja i z jednego i z drugiego jajnika? Czy Wasz lekarz też nazywa ciałko żółte pęcherzykiem? Już nie wiem co o tym sądzić. Jak Wy byście to odebrały?
Ja nawet nie wiem jak wygląda ciałko żółte, bo wcześniej ciągle nie miałam owulacji, pęcherzyki się wchłaniały, a w cyklu w którym zaszłam w ciążę to byłam na wizycie tylko przed owulacją, a potem już w ciąży.
A torbiel całkowicie się wchłonęła
Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale na pewno mogę uspokoić wszystkie dziewczyny, którym również się to przydarzy, że rzeczywiście niecały jeden cykl wystarcza, aby po takiej torbieli nie było śladu