Często chyba przebiega to w podobny sposób... Ja nawet przed ślubem przegadałam z mężem fakt, że nie będę chciała w przyszłości podchodzić do in vitro, w razie czego... I że nie będę się kłuć, raczyć tonami hormonów i w ogóle, i w ogóle... Oto ja czekająca z utęsknieniem na mój drugi transfer
. Leczenie wciąga ;-)
Przy mojej pierwszej IUI rzeczywiście jakaś nadzieja się tliła, a gdy nie wyszło, to od razu w następnym cyklu podeszliśmy do kolejnej. Ale zanim to nastąpiło, umówiłam się w ogóle na inny zabieg, który byłby wykluczony przy ciąży. Także chyba wiary mi brakuje, bo nie zadziałało ;-)
Teraz widzę IVF jako leczenie jak każde inne, nie jako ostateczność. Znaczy fakt, że to ostateczne rozwiązanie. A potem już nie ma nic....
- tylko starość mi zostaje ;-)