mnie w sumie in vitro nie przeraża, ale też nie znam wszystkich szczegółów. Przyjaciele przechodzili i wlasnie choć nie znam większych szczegółów, bo nie chciałam aż tak ich wypytywać, to dzięki temu mi jakoś "znormalnialo". Tym bardziej, że wiem, że jeszcze znajomi mają wyczekane dziecko w ten sposób. Więc jakby przez to mam wrażenie, że to jest takie no normalne (nie wiem jak to ująć). Wiem, że jest ciężkie, ale jakby mam świadomość, że mam w otoczeniu swoim ludzi, którzy to przeszli, przez co to nie jest abstrakcyjne.
Bardziej mnie rusza temat mrożonek, które by zostały po udanym transerze - co później z tymi dziećmi na zimowisku. To jest ta jedyna kwestia, która akurat mnie martwi gdy patrzę na to teraz, z mojej obecnej perspektywy (która z czasem oczywiście ulega zmianom, więc może za jakiś czas by mnie nie już martwiła)