No widzę, że ciężko wbić się w temat [emoji6]
Pierwsza ciąża była mocno wyczekana i wystarana. Po pierwsze nie mogliśmy się starać przez jakieś 2 lata ze względu na moją borelioze. Poza tym mam hashimoto i niedoczynność, ale to teraz widzę, że już standard niestety u wielu kobiet.
Mam super ginekologa robił mi monitoring na 2 naturalnych cyklach i wyszło, że moje pęcherzyki rosną, ale nie pękają. Potem miałam 4 cykle monitorowane z letrozolem i zastrzykiem ovitrelle plus duphaston. Z tego też nic nie wyszło. Potem wyszło, że u męża też nie jest różowo i pamiętam, że stwierdziliśmy, że dajemy sobie ze 2 miesiące przerwy żeby odpocząć od wszystkiego i idziemy do jakiejś kliniki. Ku naszemu zaskoczeniu 3 tygodnie po tej rozmowie pozytywny test[emoji15][emoji44]. Cykl w 100% naturalny, bez monitoringu, ba nawet kwas foliowy przestałam brać, bo mi się już nawet tego nie chciało... To był czas święta - Nowy Rok, pamiętam że było trochę imprez a ja nawet pozwoliłam sobie na pare lampek wina [emoji87] także zero myślenia o dniach płodnych itp. jakieś przypadkowe seksy [emoji85] i się udało [emoji2368] a pamiętam jak mi koleżanki mówiły odpuść sobie, ale jak można odpuścić, tak się nie da jeśli czegoś się bardzo chce. Tu u nas zadziałało to, że myśleliśmy, że naturalnie u nas nie ma szans... A jednak mamy nasz mały cud[emoji7]