cheshire
Zaciekawiona BB
- Dołączył(a)
- 6 Luty 2022
- Postów
- 46
@hachette i @lady_in_blue dzięki za sugestie. Myślicie, że iść na własną rękę na te badania czy najpierw do ginekologa zajmującego się niepłodnością i dopiero po jego wskazowkach udać się do laboratorium? Lekarze też różnie podchodzą do robienia czegoś na własną rękę ale też czy jest sens iść z zupełnie pustymi rękoma? Może zrobić tę podstawę 3 dnia cyklu i umówić się w okolicy owulacji na wizytę?
Nie miałam monitoringów pod kątem starania się o dziecko ale w zeszłym roku praktycznie od stycznia do kwietnia raz w tygodniu lądowałam na fotelu ginekologicznym. Zajmowało sie mna trzech lekarzy. W ciągu 3/4 cykli na różnym etapie od każdego usłyszałam przy okazji, że wszystko poza zmianą nowotworową jest prawidłowo bo przy okazji mierzyli jajeczka, endometrium, informowali mnie, że jest po owulacji, mało mam opisów bo większość jest w systemie prywatnej przychodni ale dotyczy to pierwszego kwartału zeszłego roku kiedy jeszcze się nie staraliśmy i nie interesowała mnie akurat ta część badania. Czuję kiedy mam owulację, co się przy tych zeszłorocznych "monitoringach" potwierdzało. W ostatnim cyklu robiłam testy żeby zobaczyć jak to moje czucie i obserwacja śluzu przenosi się na testy. Śluz to ogólnie loteria ale ból jest w okolicy najciemniejszych kresek na testach. No ale mimo celowania od trzech miesięcy bardziej w czas owulacji metodą codziennie/co drugi dzień nic się nie zadziało, pomijając wcześniejsze pół roku na chybił trafił. Z jednej strony zastanawiam się czy nie przesadzam, może faktycznie trzeba czasu, spokoju i ten rok przeczekać. Z drugiej mam wizję, że może siedzę i czekam na cud a mam np. jakiś problem z tarczycą albo mąż ma problem z nasieniem i możnaby już coś polepszać, przy czym beztroskie starania w zasadzie już i tak pogrzebałam bo wsłuchując się w organizm i sięgając po testy zaczyna się mieć to wszystko z tyłu głowy non stop.
Nie miałam monitoringów pod kątem starania się o dziecko ale w zeszłym roku praktycznie od stycznia do kwietnia raz w tygodniu lądowałam na fotelu ginekologicznym. Zajmowało sie mna trzech lekarzy. W ciągu 3/4 cykli na różnym etapie od każdego usłyszałam przy okazji, że wszystko poza zmianą nowotworową jest prawidłowo bo przy okazji mierzyli jajeczka, endometrium, informowali mnie, że jest po owulacji, mało mam opisów bo większość jest w systemie prywatnej przychodni ale dotyczy to pierwszego kwartału zeszłego roku kiedy jeszcze się nie staraliśmy i nie interesowała mnie akurat ta część badania. Czuję kiedy mam owulację, co się przy tych zeszłorocznych "monitoringach" potwierdzało. W ostatnim cyklu robiłam testy żeby zobaczyć jak to moje czucie i obserwacja śluzu przenosi się na testy. Śluz to ogólnie loteria ale ból jest w okolicy najciemniejszych kresek na testach. No ale mimo celowania od trzech miesięcy bardziej w czas owulacji metodą codziennie/co drugi dzień nic się nie zadziało, pomijając wcześniejsze pół roku na chybił trafił. Z jednej strony zastanawiam się czy nie przesadzam, może faktycznie trzeba czasu, spokoju i ten rok przeczekać. Z drugiej mam wizję, że może siedzę i czekam na cud a mam np. jakiś problem z tarczycą albo mąż ma problem z nasieniem i możnaby już coś polepszać, przy czym beztroskie starania w zasadzie już i tak pogrzebałam bo wsłuchując się w organizm i sięgając po testy zaczyna się mieć to wszystko z tyłu głowy non stop.