reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Staraczki 2022

No u nas na poczatku z seksem bylo tak se wiec wolalabym do tego nie wracac :p może gdyby u nas normalna czestotliwosc byla co 2 dzień tez bym nie myslala, ale my mamy fazy, ze czasem codziennie, a czasem 1.5 tyg nic. Wiec sila rzeczy mysle o tym jak to logistycznie rozplanować xD
Dokładnie tak. I spróbuj nie myśleć, jak z częstotliwością jest kiepsko. Ja chrzanię, co za brednie
 
reklama
Nie było mnie przez cały dzień i widzę, że już trochę zmieniacie temat, ale muszę bo się uduszę.

Ja też czuję, że rozumiecie najlepiej to co aktualnie mam w głowie.
Wszyscy z mojego otoczenia przeszli już do normalności nad moim poronieniem. Nikt nie pyta, najwyraźniej uznali, że czas zaleczył ranę. Dzisiaj nawet szef przez telefon zasugerował, bym skróciła L4 i wróciła wcześniej.
A ja czuję się zawiedziona, smutna, zla. Czuję, że życie jest niesprawiedliwe. Widząc kobiety w ciąży ryczeć mi się chce.
Przez miesiąc od poronienia rozpacz przeszła w jakiś permanentny smutek, nostalgię.
Nie mam z kim o tym porozmawiać bo odsunęłam się od wszystkich. Niby jestem i funkcjonuje, ale tylko ciałem. Duchem jestem gdzie indziej.

Wczoraj byl dzień, na który umówione miałam badania prenatalne, których już nie było sensu robić bo nie ma już dziecka. I tego akurat dnia, w którym ja przeżywałam od nowa niesprawiedliwość straty ciąży mój kolega z pracy został ojcem i spamował zdjęciami ze szpitala, a dziewczyna z mojego zespołu zadzwoniła żeby mnie powiadomić, że jest w ciąży.
Jak bym zderzyła się ze ścianą - tak się czułam po tej pieprzon*j środzie.
To się chyba nigdy nie skończy. Wyć mi się momentami chce z bezsilności.
Hej, mimo ze u mnie był biochem i wiedziałam o tym jak tylko zobaczyłam wartość proga chyba trochę potrafię sobie wyobrazić to co czujesz. Ja do dziś chyba się z tą stratą nie pogodziłam (chociaż w ostatnim czasie MI pomogła wiara, Triduum i Wielkanoc i przerobienie tej straty kawałek po kawałku). Daj sobie czas, pozwól sobie na wszystkie emocje - bo tylko to pomoże ci je sobie poukładać. Nie daj sobie wmówić, ze jest jakiś określony czas żałoby albo że musisz być silna. Jedna z moich ulubionych instagramek mówi na to: odwalanie się od siebie. Nie jest to prosty proces - sama w nim jestem mocno raczkująca, ale tak: życzę ci z całego serca, żebyś „odwaliła się od siebie”. Żebyś przyjęła kazda swoją emocję i myśl i utuliła się od nas wszystkich. Dużo ciepła, siły i serdeczności ci życzę :*
 
Nie było mnie przez cały dzień i widzę, że już trochę zmieniacie temat, ale muszę bo się uduszę.

Ja też czuję, że rozumiecie najlepiej to co aktualnie mam w głowie.
Wszyscy z mojego otoczenia przeszli już do normalności nad moim poronieniem. Nikt nie pyta, najwyraźniej uznali, że czas zaleczył ranę. Dzisiaj nawet szef przez telefon zasugerował, bym skróciła L4 i wróciła wcześniej.
A ja czuję się zawiedziona, smutna, zla. Czuję, że życie jest niesprawiedliwe. Widząc kobiety w ciąży ryczeć mi się chce.
Przez miesiąc od poronienia rozpacz przeszła w jakiś permanentny smutek, nostalgię.
Nie mam z kim o tym porozmawiać bo odsunęłam się od wszystkich. Niby jestem i funkcjonuje, ale tylko ciałem. Duchem jestem gdzie indziej.

Wczoraj byl dzień, na który umówione miałam badania prenatalne, których już nie było sensu robić bo nie ma już dziecka. I tego akurat dnia, w którym ja przeżywałam od nowa niesprawiedliwość straty ciąży mój kolega z pracy został ojcem i spamował zdjęciami ze szpitala, a dziewczyna z mojego zespołu zadzwoniła żeby mnie powiadomić, że jest w ciąży.
Jak bym zderzyła się ze ścianą - tak się czułam po tej pieprzon*j środzie.
To się chyba nigdy nie skończy. Wyć mi się momentami chce z bezsilności.

Jedyne co mogę powiedzieć to to, że z pewnością czas leczy rany. Czy to znaczy, że zapomnimy? Pewnie nigdy. Chociaż jak ktoś mnie pyta ile razy straciła ciążę to czasem muszę policzyć, jakoś nie przychodzi mi to z automatu. Nie wiem czy to dlatego, że zapominam? Czy po prostu żyje z tym już tyle czasu, że stało się to częścią mnie, a przecież jak ktoś pyta ile mam lat to też muszę się chwilę zastanowić.
Aktualnie nie myślę już o datach związanych z pierwszym poronienieniem, ale to dlatego, że zastąpiłam to datami związanymi z drugim. Trzecie po prostu wyparłam.
Dokładnie tak samo bolała mnie data badań prenatalnych zwłaszcza, że odwołałam je mailowo kilka dni wcześniej, a i tak zadzwonili potwierdzić wizyte🙄
Teraz bolał mnie bardzo przełom 30.04/1.05... Równy rok temu 30.04 dowiedziałam się o zatrzymaniu ciąży, a 1.05 już wyszłam ze szpitala bez naszego dziecka.
Ale wiesz... Jakoś minął ten 1.05 o nawet za wiele tego dnia o tym nie myślałam. Zrobiliśmy sobie ze Starym super dzień i naprawdę było fajnie.
Więc tak, czas leczy rany. Obiecuję ❤️
Ale daj go sobie ❤️❤️❤️
 
@Carnation chciałam napisać coś mądrego, ale widzę, że dziewczyny napisały Ci rzeczy, których ja nigdy bym z siebie nie wykrzesała, bo nigdy nie straciłam ciąży. Jedyne co mogę powiedzieć, to, że jestem serduszkiem z Tobą i nawetnie mogę sobie wyobrazić jakie to są trudne sytuacje. Przytulam Cię wirtualnie najmocniej jak umiem.
 
U mnie już plamienie także końcówka okresu. Wykupuje globulki na grzybka i postuje 6 dni. Akurat patrząc na poprzedni monitoring skończę aplikować przed dniami płodnymi. Muszę liczyć na testy owu w tym cyklu bo Gin na urlopie. Liczę że te plemniki starego dostana super mocy przez tą abstynencje😁
 
Tak.. podpisuje się pod tym co pisze @Moonstone i @Zazuu
Nie ma terminu ważności smutku i przeżycia takiego wydarzenia.
Ja po miesiącu od zabiegu łyżeczkowania byłam pewna, że już jest ok, radzę sobie świetnie.. nawet umiałam o tym z ludźmi bardziej z zewnątrz rozmawiać. Jakie było moje zdziwienie jak minął kolejny miesiąc i wpadłam w szał smutku. Wyryczałam wszystko do ostatniej łzy i minęło.. trzeba dać sobie czas tyle ile te emocje tego potrzebują.
I też miałam telefon od genetyka, który potwierdzał prenatalne.. na bezdechu powiedziałam, że już nieaktualne ciąży już nie ma i się poryczałam, a on mnie pocieszył przez telefon ❤️, porozmawiał chwilę i użył takich słów, że mu dziękowałam i nawet się uśmiechnęłam.
Czas na pewno leczy rany, ale i przy wspomnieniach się płacze.
 
Nie było mnie przez cały dzień i widzę, że już trochę zmieniacie temat, ale muszę bo się uduszę.

Ja też czuję, że rozumiecie najlepiej to co aktualnie mam w głowie.
Wszyscy z mojego otoczenia przeszli już do normalności nad moim poronieniem. Nikt nie pyta, najwyraźniej uznali, że czas zaleczył ranę. Dzisiaj nawet szef przez telefon zasugerował, bym skróciła L4 i wróciła wcześniej.
A ja czuję się zawiedziona, smutna, zla. Czuję, że życie jest niesprawiedliwe. Widząc kobiety w ciąży ryczeć mi się chce.
Przez miesiąc od poronienia rozpacz przeszła w jakiś permanentny smutek, nostalgię.
Nie mam z kim o tym porozmawiać bo odsunęłam się od wszystkich. Niby jestem i funkcjonuje, ale tylko ciałem. Duchem jestem gdzie indziej.

Wczoraj byl dzień, na który umówione miałam badania prenatalne, których już nie było sensu robić bo nie ma już dziecka. I tego akurat dnia, w którym ja przeżywałam od nowa niesprawiedliwość straty ciąży mój kolega z pracy został ojcem i spamował zdjęciami ze szpitala, a dziewczyna z mojego zespołu zadzwoniła żeby mnie powiadomić, że jest w ciąży.
Jak bym zderzyła się ze ścianą - tak się czułam po tej pieprzon*j środzie.
To się chyba nigdy nie skończy. Wyć mi się momentami chce z bezsilności.
Naprawdę wiem co czujesz. Straciłam 8 ciąż. Ostatnią ciążę straciłam w dniu który miał być terminem porodu 7 ciąży. Bolało jak cholera ale dałam radę się podnieść, Tobie też się uda.
Ludzie nie rozpamiętują aż tak cudzych tragedii. Szczerze mówiąc mi to było na rękę bo nie chciałabym ciągle słuchać wyrazów współczucia czy wypytywania jak się czuje po tym. To też boli jeśli człowiek musi ciągle o tym mówić nawet jeśli nie ma ochoty. Podczas gdy ja traciłam ciążę wokół mnie wszyscy oznajmiali, że spodziewają się dziecka, to było bardzo dołujące ale przetrwałam. Wróciłam do pracy- tam informacje, że kilka osób spodziewa się dziecka i to z " wpadki ". To był ciężki czas dla mnie.
Teraz jestem 7 miesięcy po ostatnim poronieniu i szczerze mówiąc jest już lepiej, nie targają mną już takie emocje ale musiałam to przepracować sama ze sobą. Korzystałam też z pomocy psychologa/psychiatry i Tobie również polecam. Tak jest łatwiej sobie z tym poradzić.
Czasami się zdarza, że się rozklejam i pytam sama siebie dlaczego mnie to musiało spotkać? Dlaczego nie spotyka to patologii którzy mają po kilkoro dzieci o które nie potrafią zadbać bo nawet o siebie nie są w stanie zadbać? Ile jeszcze jestem w stanie znieść? Ale potem się podnoszę i mówię sobie, że muszę walczyć. Dla siebie. Dla partnera. Dla przyszłego dziecka bo wierzę, ze kiedyś mi się uda donosić zdrową ciążę. Jeszcze kiedyś będzie pięknie. Tylko musisz w to uwierzyć. 🙂
 
reklama
Do góry