Nie było mnie przez cały dzień i widzę, że już trochę zmieniacie temat, ale muszę bo się uduszę.
Ja też czuję, że rozumiecie najlepiej to co aktualnie mam w głowie.
Wszyscy z mojego otoczenia przeszli już do normalności nad moim poronieniem. Nikt nie pyta, najwyraźniej uznali, że czas zaleczył ranę. Dzisiaj nawet szef przez telefon zasugerował, bym skróciła L4 i wróciła wcześniej.
A ja czuję się zawiedziona, smutna, zla. Czuję, że życie jest niesprawiedliwe. Widząc kobiety w ciąży ryczeć mi się chce.
Przez miesiąc od poronienia rozpacz przeszła w jakiś permanentny smutek, nostalgię.
Nie mam z kim o tym porozmawiać bo odsunęłam się od wszystkich. Niby jestem i funkcjonuje, ale tylko ciałem. Duchem jestem gdzie indziej.
Wczoraj byl dzień, na który umówione miałam badania prenatalne, których już nie było sensu robić bo nie ma już dziecka. I tego akurat dnia, w którym ja przeżywałam od nowa niesprawiedliwość straty ciąży mój kolega z pracy został ojcem i spamował zdjęciami ze szpitala, a dziewczyna z mojego zespołu zadzwoniła żeby mnie powiadomić, że jest w ciąży.
Jak bym zderzyła się ze ścianą - tak się czułam po tej pieprzon*j środzie.
To się chyba nigdy nie skończy. Wyć mi się momentami chce z bezsilności.
Doskonale Cię rozumiem.
Ja oba poronienia przeżyłam zupełnie inaczej. Przy pierwszym wszystkie bliskie osoby od siebie odsunęłam, strasznie mnie irytowały ich „dobre rady”, w stylu następnym razem się uda, idź do psychologa, widocznie tak miało być itp.
Przy drugim poczułam, że potrzebuje moich przyjaciółek - jednocześnie powiedziałam im wprost, że wkurzają mnie ich rady. One maja przy mnie być i mnie wspierać, wysłuchać. I się udało i ich obecnosc i wsparcie było dla mnie bardzo ważne chociaż początkowo trudne. Dla mnie to było dobre doświadczenie.
Zrozumiałam, że ważnym elementem naszego życia jest przyjmowanie pomocy, wsparcia.
Jednocześnie masz prawo przeżywać swoje emocje tak długo jak tego potrzebujesz.
Pamiętaj, że jakkolwiek teraz wydaje Ci się to trudne - to złe samopoczucie minie. Mi ta myśl bardzo pomaga, że wszytskie złe rzeczy miną. Ale tak samo jest z tymi dobrymi - one też mijają.
Ja po bardzo trudnym roku zobaczyłam, że wypłaszczyły mi się pozytywne emocje, prawdziwie i głęboko zaczęłam odczuwać tylko smutek. I pracuje nad tym. Małymi krokami - przypominam sobie co wcześniej dawało mi dużo radości i to robię. Daje sobie czas bo wiem, że to wszytsko jest procesem. Ale z radością życie jest przyjemniejsze. Doceniam to co mam dobre obok siebie i nagle się okazuje, że jest tego całkiem sporo.
Trzymam za Ciebie kciuki! Bądź dla siebie wyrozumiała, dobra. Otocz się czułością. Zrób dla siebie coś dobrego - idź na masaż, zrób sobie coś dobrego do jedzenia, coś do daje Ci przyjemność - zasługujesz na to
A presja szefa nie powinnaś się przejmować - Ty jesteś najważniejsza i to w jakiej jesteś kondycji i tak odbije się na pracy.