Dobre podejście [emoji6] my po wynikach męża zalamalismy się i mieliśmy poczucie że chyba nam się nie uda, a dopiero rok nieudanych starań był za nami. Zmieniliśmy myślenie, zaczęliśmy korzystać z życia na 100%, pozapisywalismy się do specjalistów i stwierdziliśmy że co ma być to będzie, jak będziemy sami to będziemy za to rozpieszczać się na maksa, wyjazdy zagraniczne, spełnianie zachcianek itp. w lipcu stwierdziłam że wyciągamy wino i szalejemy [emoji16] najcieplejsza noc w roku, wino w ogrodzie nad stawem, wyluzdana bielizna, kompletny brak myślenia, może w tym miesiącu uda się. Nie, nie nie. Wcześniej czułam wyimagowana ciążę, interpretowałam wszystkie możliwe objawy jako ciążę, a później test biały, a wtedy brałam duphaston i wszystko tłumaczyłam sobie że to objawy niepożądane leku, zaczęłam mojemu gadać ze mam raka jajnika bo mnie kłuje, podbrzusze boli nie w czas itp. byłam już tak wkurzona że odgrazalam się że pieprzę te hormony, diagnozowanie, leczenie i próby i wybiorę do końca ten duphaston i pieprzę tego ginekologa. A okazało się że jednak musiałam być skazana na tego gina przez następny rok na comiesięcznych wizytach USG i badaniach gin, później pologowe i popologowe sprawy (dlatego piszę rok) [emoji6]
I może to dziwne, ale alkohol chyba pomaga w zapłodnieniu.. powoduje większe wyluzowanie i wyluzdanie, a wtedy łatwiej zajść. My nie pijemy, ten raz zaszalelismy po 2 kieliszki wina i trafiony, szwagierka przyznała się że im też po alkoholu udało się.. oni to próbowali chyba 7 lat, i już invitro wchodziło w grę, a tu jedną pijacka noc i ciąża [emoji6]