Wiesz, nawet nie o to chodzi, że mam wątpliwości, czy się nadaję, akurat wyznaję mocno teorię, że naprawdę wielu rzeczy w życiu można się nauczyć i je wypracować. Oczywiście, uczucia do dziecka się nie da wypracować, ale bardziej takie techniczne rzeczy bycia rodzicem
chodzi bardziej o to, że tak bardzo zakręciłam się w pragnieniu ciąży, że zapomniałam, że to się kończy dzieckiem, sama ciąża stała się celem, a nie jej efekt, czyli dziecko. Więc wieczorami siadam sobie na medytacji i po prostu afirmuję, że jestem warta bycia mamą, że cały ten czas oczekiwania na poczęcie, a później dziecko to czas na przygotowanie się do tej roli i że w żaden sposób ten czas nie jest stracony, że mam w sobie siłę, żeby czekać dalej i zapraszać bobo do swojego ciała i życia
tak jak mówisz - przypuszczam, że jak już będę trzymać swoje maleństwo w rękach, to to wszystko stanie się jasne, bez wątpliwości, ale zastanawiam się po prostu, czy takie afirmowanie jest w stanie cokolwiek pomóc... Ostatecznie wiele razy widziałyśmy przypadki, kiedy para 'odpuściła', zaakceptowała rzeczywistość, i dopiero wtedy maluch pojawiał się na świecie.