reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

śmietnik

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Ja i mój mężulek(wtedy jeszcze chłopak,później narzeczony) nigdy nie stosowaliśmy antykoncepcji,bo uzgodniliśmy,że jak zajdę w ciążę to tylko przyspieszy to nasz ślub.I tak minął rok,dwa,trzy,w trzecia rocznicę zaręczyny a rok później ślub i dalej nic.Postanowiłam sobie że jak do końca wakacji 2010 nie zajdę w ciążę w końcu pójdę do gina hehe trochę odwlekałam :) Testy robiłam raz na miesiąc i nic.A tu pod koniec marca umówiłam się z koleżanką na pourodzinowe piwko u mnie i powiedziałam jej że musze zrobić test bo dziwnie długo bolą mnie cycorki (ponad miesiąc) i nie zalało mnie w tym miesiącu(najbardziej oczywiście do myślenia dały mi te cyce:)) A test już jeden robiłam na początku marca(około 12) i nic nie wyszło.N o więc spotkałam się z koleżanką poszłyśmy po piwko i test.Piwko kupiłam że w razie jak by nic nie wyszło to żeby się nie wracać do sklepu,a jak wyjdzie test pozytywny to piwko będzie dla mena :)
Przyszłyśmy do domq zrobiłam test i czekam i czekam,ta chwila dłużyła się na maxa heh i zobaczyłam upragnione 2 kreski bardzo,bardzo wyraźne wyszłam z łazienki i radocha z kumpelą na maxa,z tym że ona bardziej piszczała i cieszyła się niż ja,bo mnie trochę zatkało i uwierzyć nie mogłam,więc kumpela poleciała po drugi test tylko innej firmy hehe i też wyszło,że jestem w ciaży :-))) Też przez lata myślałam sobie jak tu oznajmić ukochanemu te radosną nowinę i stanęło na tym,że kupię malusie buciki.
Ale w tym dniu nie było kiedy i gdzie kupić te buciki bo trzeba by jechać busem,a godzina powrotu męża z pracy zbliżała się wielkimi krokami.Więc jak przyszedł men z pracy to powiedziałam chodź pokaże ci co dostałam na urodzinki o kumpeli i kazałam mu zamknąć oczka i dać rękę i położyłam mu te testy.Zatkało go na maxa i całkiem inaczej wyobrażałam sobie jego reakcję,ale to chyba baby tylko tak się podniecają i skaczą z radości przy dobrych nowinach :)Ogólnie mówiąc jak już koleżanka poszła to mówił,że się cieszy itp. :-)))
 
reklama
Ciąża pierwsza:
Byliśmy na wakacjach w Bułagrii. Byliśmy po ślubie 2,5 roku, nie zabezpieczaliśmy się, ale też do tej pory nie staraliśmy. Ale pewnego dnia oznajmiłam mężowi że chyba już czas na dziecko. Zgodził się i popędziliśmy jak najprędzej do naszego pokoju.
Jak już byliśmy w samolocie, mąż się śmieje i kładzie rękę na moim brzuchu że pewnie jeszcze jeden pasażer z nami leci.
2 tygodnie póżniej:
6 rano, zwlekłam się po schodach i zrobiłam sikańca. Od razu pojawiły się 2 grube krechy. Doznałam wielkiego szoku, mimo że od dawna czułam się ciążowo, nie dowierzałam w wynik. Płakałam, zaczełam się malować, czesać, żeby ładnie wyglądać jak oznajmię tę wieść mężowi. Poszłam na górę. Mąż już otworzył oczy i poznał od razu po mnie. Nic nie musiałam mówić, a nawet gdybym chciała, to morze łez zatykało mi gardło.

Ciąża druga:
Mieliśmy się starać miesiąc później (marzyło mi się styczniowe dziecko). Ale mąż tak apetycznie wyglądał w ubraniu roboczym (czyściutkim jeszcze nie używanym). Budował taras, a ja patrzyłam na niego przez okno i nie wytrzymałam. Zaciągnełam go do komórki na narzędzia i tam to się właśnie zaczeło.
2 tygodnie póżniej znów test. 5:30 test w łazience. Widzę po 3 minutach jedną kreskę i myślę to nawet dobrze bo było by grudniowe dzieciątko. Wyszłam z łazienki, ale jeszcze na chwilkę wróciłam i spojrzałam przed wyrzceniem go do kosza. Nie wierzę coś tam bladego jeszcze jest. No jak jest bladzioch to i jest ciąża. Lecę do góry, budzę męża roztrzęsiona. Mąż mówi, pewnie jesteś w ciąży. Ja płaczę i jestem na niego zła, że zamknął oczy i próbował zasnąć. A on do mnie: "No co, przecież to już żadna nowość, raz to przeżywałem i teraz już nie ma takich emocji". Ech faceci.....
Mój to wyjątkowo anty-romantyczny.
 
My planowaliśmy dzieciątko już dobre 1,5 roku, ale na tej zasadzie, że odczekamy ze staraniami rok od chwili odstawienia pigułek. No i roczek minął a że jako metodę stosowaliśmy tak podobno zawodny kalendarzyk i nic nie zaskoczyło, to zaczęłam podejrzewać, że być może nie możemy mieć dzieci.
Podzieliłam się z Ł moimi obawami i podjęliśmy decyzję, że czas najwyższy spróbować. No to znowu zaczęłam odliczanie, ale tym razem żeby była dziewuszka:-) Wogóle nie zastanawialiśmy się z jakiego miesiąca chcemy dziecko, bo stwierdziliśmy, że to nie tak łatwo i troszkę może potrwać...
Po 3-4 dniach od owocnej nocy zaczęłam się strasznie źle czuć, całe dnie spałam, strasznie mnie plecy bolały i już w sumie czułam, że poszło szybko, no ale czekałam na @. W dniu, w którym miałam dostać zrobiłam test, ale wyszedł negatywny. Zdziwiłam się i zwaliłam złe samopoczucie na przemęczenie.
Ale @ się nie pokazywała przez tydzień, co mi się nigdy nie zdarzało, no i kupiłam inny test. W niedzielę z samiutkiego rana nie wytrzymałam, siknęłam i zobaczyłam piękne 2 kreski. Wróciłam do łóżka i szepnęłam śpiącemu Ł do uszka, że będzie tatusiem. Myślałam, że spał mocno i nie słyszał i planowałam na drugi dzień kupić paputki i zaszaleć romantyzmem...
No i nici, bo jak zszedł na dół na śniadanie, to zapytał, czy dobrze słyszał. Próbowałam skłamać, że mu się przyśniło, ale poznał po mnie i oszalał z radości :-)
 
No to ja tez napisze, ale troche opowiem co bylo przed.... Starania o dziecko zaczelismy w pazdzierniku/listopadzie 2008 roku. Polegaly glownie na przestaniu zabezpieczania sie i ja sobie liczylam, kiedy mi wypadaja dni plodne. W tym czasie robilam tez staz w pracy (pracowalam drugi rok) i mial sie on w czerwcu skonczyc. Wymyslilam wiec ze nawet w zaawansowanej ciazy dam rade go skonczyc. Przelecial juz prawie caly 2009 rok a tu nic. Czasem spoznial mi sie okres, raz nawet wyszlo ze jestem w ciazy na tescie, ale po dwoch tygodniach od czasu spodziewanej miesiaczki dostalam ja. No koszmar. Ile mozna ze wzgledu ze jest mozliwosc, ze jest sie w ciazy, nie pic alkoholu, unikac leczenia przeziebienia jakimis lekami i ciagle uwarzac na siebie. Jesienia 2009 roku bylam w szpitalu i ze wzgledu na to, ze mialam miec zabieg - robilam 3 testy. Wszystkie negatywne. A okres mi sie spoznil miesiac i dopiero po pobycie dostalam! Wczesna zima rok temu juz sie tak zirytowalam ze stwierdzilam, ze trzeba szczesciu pomoc i zaczelam rozmawiac z gin. Zrobilam sobie poziom hormonow. Zdecydowalam sie na tabletki cyklobegyt pomagajace owulacji (okazalo sie ze mam z tym problem) i po pierwszym cyklu z tabletkami, pelna nadziei i naczytania sie w Internecie, ze juz po pierwszym cyklu dziewczynom sie udaje... nie osiagnelam nic :-p Pamietam jak w lutym ryczałam idac ulicą (wracalam z usg). Nastepny cykl mial byc z tabletkami, ale lekarka mowila ze marne szanse moga byc i nie mozna tak w nieskonczonosc i moze operacja w przyszlosci na droznosc jajowodow moze byc konieczna. No i ja juz w sumie nie wierzylam ze cos sie uda. I udalo sie :-) Nawet jak juz mi sie spoznial okres poszlam wyrywac ząb i napomknelam dentyscie, ze moge byc w ciazy. On oczywiscie od razu stwierdzil ze nie rwiemy - a ja - no ale to malo prawdopodobne... Uparty byl :) Zyczyl mi powodzenia i sie przydalo ;-)
Z tego wzgledu, robiac juz chyba z 20 test w moim zyciu 21 kwietnia (stwierdzilam ze mniej wiecej 2 tygodnie po terminie zrobie dopiero - ale i tak tyle nie wytrzymalam:-) )nie moglam uwierzyc w dwie wyrazne kreski. Ale nic - poszlam do pracy tlumaczac sobie ze to jeszcze nic nie oznacza i ze moze byc roznie - ze poczekam do wizyty u gin. - No i tak sie caly dzien w pracy meczylam. Wiec wieczorem, okolo godziny 20:00, jak maz wrocil z pracy i zjadl obiad, ja juz nie wytrzymalam! Wywleklam go na srodek pokoju, przytulilam i oznajmilam ze chyba w ciazy jestem i ze test wyszedl pozytywnie. Przy grajacym tv i bez zadnych ozdabiaczy. Jaka ja romantyczna :confused2: No i hmm reakcja - oboje bylismy pozytywnie oglupieni, mąż mnie przytulił - a jak juz usiedlismy to powiedzial ze moglam mu to jakos ladniej powiedziec a nie przy wieczornym filmie :-p i dlugo trawo zanim zdalismy sobie sprawe z tego, ze to prawda. Rodzinie zaczelismy mowic ostroznie dopiero pod koniec maja... znajomym w czerwcu i to nie wszystkim... oj dlugo to trwalo - nadal nie mozemy uwierzyc i czekamy cierpliwie na maludę :sorry:
 
Pierwsza ciąża: To był sms: "Jak test nie kłamie to będziesz tatusiem"
Druga ciąża: Zapytał jaki wynik. To odpowiedziałam ,ze taki jak ostatnio.
Pierwszą ciążę planowaliśmy, ale po wiadomości powiedział,że dostał ADHD. Druga nie była planowana,choć ja bardzo liczyłam na to ,że zajdę w ciążę.Trochę mi sie dni pomyliły, ale podświadomie czułam ,ze jestem w ciąży. Na drugą ciążę bardzo źle zareagował. Powiedział ,ze nie chce tego dziecka,żebym usunęła. Tak było z dwa tygodnie. Potemz 5 dni mówił,że chce to dziecko. Potem znów ,ze nie chce. Wtedy wogóle przestałam mówić o dziecku,nawet jak byłam u lekarza to nic nie wiedział. Chyba dopiero po paru tygodniach powiedziałm,ze jakis czas temu byłam u lekarza i wszystko w porządku. Jak pisałam juz wyzej nie zaczepiałam tematu dziecko. Jakos sam stopniowo zaczynał ten temat. Zauważyłam,że planuje różne rzeczy pod kątem dziecka, aż pewnego razu dostałam sms-a: "kocham was". Podchodziłam do tego sceptycznie, bo raz już przepraszał za to co mówił. Z każdym tygodniem było coraz lepiej. Doszło do tego ,ze to on bardziej cieszył się ciążą ,niż ja. Teraz chyba sobie nie wyobraza,że miałoby nie być naszego syna.
 
fajny watek, kazda historia inna i kazda ciekawa:-)

tez sobie powspominam:-)


My mielismy postanowione, ze bedziemy sie starac o dzidziusia od stycznia 2010 roku i czekajac na pierwsza owulacje maz skrecil kolano...w styczniu go bolalo i nic sie nie dalo dzialac bo byl w gipsie... w lutym byl w ortezie sztywnej, to tez, za bardzo ani nastroju ani mozliwosci dla niego...a on chcial byc czynny, a nie, ze ja go zgwalce i bedzie dzidzius z tego wszystkiego:p na przelomie marca i kwietnia byl juz czynny i pomyslalam sobie ok pierwszy raz to sie napewno nie uda...a za drugim juz dzidzius styczniowy bedzie i bardzo fajnie sie by zlozylo..

piec dni po owulacji trafilam z bolem nerki do szpitala i mnie tam na pare dni zostawili... i tu zaczela sie ta malo przyjemna czesc historii..podawali mi leki rozne i na koniec postanowili zrobic urografie - 3 zdjecia rendgenowskie ukladu moczowego... a na takim zdjeciu to cala macica jest widoczna :(

nie wiem dlaczego ale moja mama - a nic nie wiedziala na temat dzidziusiowych zmagan napadla na mnie, ze mam robic test ciazowy i test z krwi, zanim zrobia mi te zdjecia:( po klotniach z nia i mezem zrobilam najpierw test ciazowy a potem z krwi i nic nie wykazaly..ja wiedzialam, ze to za wczesnie ale sie uparli. I wierzylam ze nie jestem w ciazy. na wszelki mowilam lekarzowi, ze jest taka niewielka mozliwosc...ale testy wyszly negatywne i zrobili mi te zdjecia rendgenowskie:(

lekarz urolog stwierdzil ze nic zlego sie nie dzieje tylko jakies ciemne plamy na macicy. pytal czy mam spiralke albo tylo - zgiecie macicy, wypisal ze szpitala i kazal isc do ginekologa. no to poszlam. ginekolog stwierdzil ze nie ma zadnego tylozgiecia, ze jajnik duzy bo cialko zolte po owulacji. porozmawialam z nim na temat ze planujemy zajsc w ciaze i pojechalam do domu:p

Pare dni pozniej nadszedl poniedzialek 2 tyg po owulacji...okresu brak - no to sobie mysle: eee po tym szpitalu i tym wszystkim, to moze raz w zyciu mi sie przeciez spoznic dzien,dwa ,trzy...i przy czwartym przypomnialo mi sie ponownie, ze przeciez mnie to sie nigdy w zyciu nie spoznil okres...

powiedzialam o tym mezowi a on powiedzial, ze bedziemy mieli dzidziusia i jedzie po test..ja na to ze to nie mozliwe bo tamten test nie wyszedl i przeciez za pierwszym razem nie moglo nam sie udac...

ale on pojechal po ten test...wyszlam z ubikacji z tym testem i mowie...widzisz tu cos, bo ja nie...a on mowi...widze ze bede tatusiem - nie wiem jak dopatrzyl sie tej bladej kreski...

bylam tak przerazona ta urografia, pol nocy plakalam...

rano biegiem na badanie krwi...cieszac sie i placzac co chwila...potem praca - to byl koszmarny dzien i dluzyl sie niemilosiernie...


wyniki z krwi odbieralismy razem. maz czekal przed wejsciem. Jak wyszlam z wynikami to nie zdazylam nic powiedziec, a on juz wiedzial...powiedzial mi wtedy, ze ta urografia nie wplynie na dzidziusia i mam sie nic nie martwic (ale wiem, bo to sie czuje, ze tak samo sie martwil)

3 dni pozniej powtorka testu z krwi(bo po drodze byl weekend), ale juz wiedzialam od znajomej ginekolozki, ze jak wzrosnie HCG w normach tzn, ze rendgen nie uszkodzil zarodka...bo na tym etapie jest wszystko albo nic - obumiera calosc, albo zdrowe komorki zastepuja te uszkodzone...a uszkodzenia poszczegolnych czesci ciala moga sie pojawic przy rendgenie zrobionym z tydzien pozniej i do konca ciazy..ok, wiedzialam to, ok wyniki wyszly swietnie,ale ta niepewnosc zostala:( pamietam jak to przezywalam:( pierwsza ulga przyszla w 8 tygodniu jak uslyszalam bicie serduszka, a pelna ulga dopiero po badaniach prenatralnych...

podsumowujac...wyglada na to, ze to mąż mi oznajmil, ze jestem w ciazy a nie ja jemu:-D
 
Ostatnia edycja:
fajne macie historie :-D
u mnie nie będzie nic romantycznego ale i tak samo szczęście!
od samego ślubu we wrześniu (rok temu) o tym myśleliśmy ale powstrzymywaliśmy się bo ja szukałam pracy. było strasznie ciężko o tą pracę i miałam tylko dorywcze zajęcia. tak więc pod koniec marca stwierdziliśmy, że tak to można czekać i odkładać wiecznie a tak nie chcemy. mężulek ogólnie na początku był do tego trochę negatywnie nastawiony bo chciał najpierw wybudować dom i byłam w pozytywnym szoku jak powiedział, że z dzieckiem też damy radę ten dom wybudować :)
no więc na końcu marca zabraliśmy się do pracy :D było to nasze pierwsze podejście i ja nie wierzyłam, że to się może udać - zwłaszcza, że okazem zdrowia nie byłam i do końca nie było wiadomo czy w ogóle cokolwiek z tego wyjdzie. bardzo się bałam...
okres mi się spóźniał, ale że to się czasami zdarzało to mężowi nic nie mówiłam. stwierdziłam, że kupię test i zobaczę ale nie docierało do mnie, że mogło się udać więc nie chciałam robić małżowince nadziei. jak tylko mój misiak wyszedł do pracy to ja do łazienki i bardzo szybko wyskoczyły mi wyraźne dwie kreski - szok! radość! przerażenie! :-) ja jestem niecierpliwa i chyba bym nie wytrzymała z tą wiadomością do wieczora. widziałam, że jeszcze mąż nie wyjechał bo samochód był pod blokiem więc zadzwoniłam do niego, żeby jeszcze do mnie przyszedł na górę. wszedł a ja pobiegłam do niego z testem i powiedziałam, że się udało! ujrzałam wielkiego banana, ale też nutkę zaskoczenia na jego twarzy i do mnie z tekstem "będę tatą?" z lekkim niedowierzaniem :) wyściskał mnie już w podwójnej wersji i niestety musiał lecieć do pracy. wyszedł dumnie mówiąc "lecę bo muszę zarabiać na dzidziuśka :-)"
 
to ja też powiem :D
długo czekaliśmy na tę ciążę, w końcu przestaliśmy...
jakoś po świętach Wielkiej Nocy czułam się strasznie, zwłaszcza żołądek...poszłam do pracy, ale kilka dni i nic nie przechodziło....i w pracy, jakoś tak od niechcenia oglądałąm tv i była reklama pampersów...z tym ślicznym bobaskiem....
więc pomyślałam, że zrobię test, a co mi tam....test POZYTYWNY!!!!
I jak tyle lat marzyłam o NIESAMOWITYM wieczorze przy którym mówię B, że będzie Tatusiem, to po prostu złapałam za telefon i wykrzyczałąm przez łzy, że jestem w ciąży! płakałam tak do wieczora, aż nie wrócił z pracy i potem jeszcze razem płakaliśmy :)

nie wierzyliśmy do czasu aż usłyszeliśmy serduszko, a teraz czasem jeszcze nie dochodzi to do Nas :)
 
No to ja napiszę.
Pierwsza ciąża: Nie planowaliśmy. Jakiś tam okres niby był, ale skąpy, nie taki jak zawsze. Trzy testy wyszły negatywnie, więc, nie myślałam nawet. Koleżanka z pracy szła do gina, więc jej powiedziałam żeby mnie też zarejestrowała, bo dawno nie byłam, no to zapytam o ta skąpą miesiączkę. Poszłam wtedy z moim narzeczonym. Pani doktor mnie zbadała, zaprosiła na USG. To był już 6 tc. Wyszłam z gabinetu i mój facet pyta się co jest. To mu mówię, no jest dziecko. To on do mnie, czy poważnie mówię. No to jak że tak i pokazałam USG. Przytulił mnie, a wieczorem się kochaliśmy ;-)
Druga ciąża: Nie dostałam okresu w terminie i sama nie wiem czemu zrobiłam test, bo też nie staraliśmy się. Wyszedł pozytywny. Mąż wrócił wieczorem z pracy a ja mu mówię "nie mam okresu, ale mam pozytywny test', a w sumie to dwa. Uśmiechnął się, ale powiedział że to nic pewnego jeszcze. Dopiero po potwierdzeniu bijącego serduszka uwierzył i dopiero teraz w ogóle zwraca się do mojego brzucha, a w sumie to mówi głównie "kopnij ją w pęcherz :-)".
 
reklama
Witam

u mnie na szkole rodzenia położna mówiła, że sudokremu mamy nie używać bo przez cynk bardzo wysusza skórę, polecała linomag.
 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry