Ech... też mnie strasznie boli kość lonowa...I ta rwa jakby przeniosła się na przod nogi, pachwine:/ dramat...
Ale moja psycha siada. Po tym jak mi się wydawało,że sobie poukładalam wszystko w głowie,znowu idzie dol... Uświadamiam sobie,że poród może wystąpić w każdym momencie. A między mną i mężem też cholerny dystans. A nie chce sytuacji, gdy urodze,a on z tej radości zacznie mnie przytulać,całować (O ile tak bedzie), bo ja tez po prostu czuje żal...I to duży. Że to wszystko ma miejsce w ciąży która jest/byla zagrożona... Naprawde nigdy tak nie bylo,zeby trwalo to tyle czasu. I może zawodzilam go,nie potrafiłam zrozumieć potrzeb,ale uważam,że to nie są aż takie powody by tyle czasu dochodzić do normalności... I on również nie zachowywał się super...
Poza tym nawet nie wiem czy jedzie ze mną na poród...bo jak tak się klocilismy ppowiedziałam mu,że sobie nie życzę by był tam że mną...I nie wracaliśmy do tematu...
Ech, przepraszam,że ja znowu smece