Patisa, kurcze, jak ja zrobiłabym mojemu jajecznicę, to byłby najszczęśliwszym facetem na Świecie!!!
Twój chyba nie docenia tego co ma......
Fajnie, jakby ktoś JEMU to powiedział.
dziewczyny czy wasze maluszki mieszcza sie jeszcze do gondoli??ja mam mutsy i w kombinezonie weronika musi miec zgiete kolanka...a spacerowka nie rozklada sie calkiem do poziomu...i klops.
Mam ten sam problem
Jak Antosia oborduszę w kombinezony, koce itp. to ledwo mi się mieści w wózek.
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że nie mogę go już zmieścić w fotelik samochodowy. Niby miał być do 9 m-ca, ale teraz jak chce wsadzić Antka, to siedzi w nim jak sardynka. A na taki fotelik "dla starszaczków" jest jeszcze za mały, bo nie potrafi sam siedzieć.
Mam jednak nadzieję, że jeszcze jakoś damy radę się przemęczyć do wiosny,a potem jak si e odstawi te kombinezony to będzie jeszcze trochę luzu...
hejka
Patisa ciesz sie ze chociaz roze dostalas, ja ani zyczen ani kwiatka ani seksiuku... takie mialam walentynki, maz ode mnie dostal babeczke kremowa z serduchem- bo byl niegrzeczny i na nic wiecej nie zasluzyl.
(...)
ogolnie... mam kiepski nastroj, moj maz niby mnie kocha itd ale jakos czuje sie nie fajnie, juz go chyba nie pociagam, jak ja nie wyjde z inicjatywa to seksiku ni ma... no i te walentynki tez nie pomagaja w poprawie nastroju...
Wiesz co Karola...średnio mnie ta róża ucieszyła. Zamiast tego wciśniętego od niechcenia kwiatka wolałabym buziaka, "kocham Cię" i trochę przytulania... . Niestety żadnego ze swoich finezyjnych pomysłów na walentynki nie mogę wprowadzić z racji tego, że mieszkamy u moich rodziców. Ale nawet bez tego...przecież tu nie chodzi o nie wiadomo jakie fajerwerki, tylko o czułość...taką jaką ukochane osoby powinny sobie okazywać.
A mój mąż, jak już pisałam, od rana na mnie burczał i warczał, pokłóciliśmy się, potem jechałam do banku zrobić przelew, a różę dostałam tylko dlatego, że on jechał ze mną też coś tam załatwiać, wiec pewnie go tchnęło jak zobaczył kogoś z kwiatkiem na ulicy.
Wcisnął mi go i od niechcenia cmoknął. Tyle z czułości.
Za to następnego dnia oczywiście wstał jak gdyby nigdy nic, świetny humor itp.
Ale rozumiem Cię doskonale i sama nie wiem czy Ci radzić, żebyś się nie martwiła...bo sama nie wiem co mam o tym myśleć. Mam to samo. Mój mąż ma takie okresy, gdy chodzi non stop obrażony, w ogóle go nie interesuje i ogólnioe, najlepiej jakbym się nie zbliżała.
Było tak przed ciążą, w trakcie ciąży i oczywiście teraz. Ale z przerwami. I w trakcie tych przerw mój M jest "do rany przyłóż" - kocha, stara się, no cud-miód-orzeszki. A potem oczywiście znowu to samo...czyli kompletny brak zainteresowania.
Ile ja się przez to nadenerwuje... i nie mam pojęcia co o tym sądzić.
Najgorsze, że całe życie wydawało mi się, że przecież mama i tata to się kochają jak nikt inny i nie ma czegoś takiego, że mogą się na siebie obrazić.
Dopiero jak dorosłam zaczęłam dostrzegać, że jednak między nimi nie jest tak bajkowo, a co najlepsze - że ja mam to samo.
I tylko teraz zachodzę w głowę, czy te wszystkie szczęśliwe małżeństwa są takie "ach i och" tylko na zdjęciach czy niektórym naprawdę się udaje?
Boję się, ze to ta pierwsza wersja, bo my na swoich ślubnych fotach też wyglądamy jak "zakochani po uszy", boże...znajomi się rozpływali nad tym, jak to cudownie się kochamy...a prawda taka, że mój mąż w dniu sesji ślubnej na początku musiał się zmusić, żeby mnie pocałować, taki był na mnie "obrażony".
Piszę "obrażony" w cudzysłowie, bo tak naprawdę nie wiem sama o co chodzi i jak takie zachowanie nazywać. Nie jest to typowe obrażenie, bo i nie ma za co, ale ignoruje mnie, jakbym mu zrobiła coś złego,a jak spytam o co chodzi to oczywiście " o nic". I weź tu kobieto bądź mądra...
Czasem mam wrażenie, ze faceci to naprawdę jakiś upośledzony gatunek skazany na wymarcie.
Witajcie dziewczyny!
Bardzo dawno się nie odzywałam. Mam nadzieję,że mnie pamiętacie
Widzę, że dzieciaczki rosną jak na drożdżach i wszystkie borykamy się z podobnymi problemami i dylematami. Życie młodej mamy zdecydowanie nie przypomina tego z reklamówek w TV
Mikołaj ma się już całkiem nieźle i nie ryczy przy każdej okazji, chociaż od 2 tyg znów bywa mocno marudny i daje popalić, ale coraz częściej rekompensuje to szczęśliwymi dniami i jest dużo pozytywniej. Niestety z cudnie śpiącego malucha mam nocnego wojownika - to chyba skok rozwojowy - a może zęby - nie mamy jeszcze żadnego i młody budzi się nocami z krzykiem. Jak już się wybudzi to nie może zasnąć, szaleje w łóżeczku i "jodłuje" radośnie na cały blok...Czekamy z niecierpliwością, aż to minie i znów będziemy się wysypiać. Mam po dziurki w nosie odciągania pokarmu, ale młody całkowicie zrezygnował z piersi. Po 4 miesiącu zaczął dostawać stałe jedzenie, bo okazało się, że solidnie problemy z ulewaniem i zatwardzeniami wynikają z dodatkowej pętli jelita. warzywka i owoce pomagają. Dziecko niewątpliwie jest próbą dla małżeństwa - permanentnie chodzimy zmęczeni i wieczorem marzymy, żeby pójść spać
Nie mamy z kim wieczorem zostawić małego żeby gdzieś wyjść - teściowie 150 km od nas, a moi rodzice mają dużo zajęć z chorą babcią, poza tym nawet jak się wyrwiemy i mówią, żebyśmy nie wracali szybko, tylko odpoczęli to standardowo dzwonią po godzinie, że sobie nie radzą bo mały płacze. Są fantastycznymi dziadkami, niestety głównie w trakcie odwiedzin u nas, albo jak my wpadniemy do nich. Jestem rozczarowana. Mąż ma ciężki czas w pracy, wraca późno, kończy pracę w domu i czasem nawet nie wie o czym do niego mówię. Bezdzietne koleżanki też zniknęły, a te "dzietne" albo mają chore dzieciaki, ale same są chore i nie dajemy rady za często się widywać. Tak oto Mikołaj stał się moim jedynym kompanem. Sorry za ten długi wywód, ale pomyślałam sobie, że może choć część z Was mnie zrozumie. Pozdrawiam Was bardzo mocno!
PS. Ja myślałam, że Mikołaj jest spory - a tu czytam, że Wasze dzieciaki dużo większe! Mikołaj na 69cm i 7800kg, a 26.02 skończy 6 mcy!
Blackberry doskonale Cię rozumiem. Ja też nie pisze aż tak często, ale strasznie się cieszę, że tu jestem. Pisanie z Wami dziewczyny niesamowicie podnosi na duchu.
Zresztą... jak czytam Wasze wypowiedzi, jak każda z nas tutaj "dmucha i chucha" na swoje Maluszki, aż tu kipi od matczynej miłości - to po prostu odzyskuję wiarę w ludzi.
Ostatnio miałam wątpliwą przyjemność dyskutowania na innym forum na temat aborcji.
zaczęło się od tego, że jedna z forumowiczek przyrównała obcinanie psom ogonów i uszu do aborcji. Na pytanie skąd jej się wzięło takie porównanie odparła, że i jedno i drugie to sprawa osobista tych ludzi no i że cytuję
Poza tym, w chwili aborcji to jest zarodek, płód - nie dziecko.
.
Ja rozumiem, że w życiu zdarzają się sytuacje, w których nawet takie decyzje nie są aż tak jednoznaczne i na pewno nie są proste...ale na litość Boską! Nigdy nie będę siedziała cicho, gdy ktoś próbuje wmówić mnie i innym, że istota w łonie matki nie zasługuje na miano człowieka! Dla mnie to żałosna próba uciszenia własnego sumienia.
Oczywiście ciśnienie mi skoczyło, ale i tak nic nie wskórałam swoimi protestami. Wyszło jedynie, że jestem zacofana i nietolerancyjna, bo nie popieram ich świetnych poglądów. Dyskusja spadła merytorycznie do tego poziomu, że zaczęto porównywać zabijanie Nienarodzonych Dzieci do współżycia przed ślubem, jako, że niby oba te czyny mają taką samą rangę wykroczenia moralnego.
To, ze się tym wkurzyłam to chyba tylko moja wina, bo niepotrzebnie próbuję zrozumieć moralność niektórych ludzi. Ale czasem mnie kusi, żeby chociaż z nimi porozmawiać, dlaczego... jakim prawe i na jakiej podstawie uznają nienarodzone dziecko do śmiecia, którego można wyrwać jak chwasta bez najmniejszych skrupułów? Szczere przyznam, ze przerażają mnie tacy ludzie, naprawdę.
No i właśnie dlatego babyboom jest taką odskocznią, gdzie mogę jednak przekonać się na własne oczy, że są jeszcze kobiety, które cieszą się swoimi Maluszkami i bez względu an to, czy były planowane czy nie, uznają je za cud jedyny w swoim rodzaju.