Gabryśka moja wskoczyła już na stare obroty, jutro jeszcze do szpitala na kontrol i po wypis.
Łukaszek już zaczyna jeść. Bo był też na dietce. Więc zaczynam wprowadzać wszystko od początku. Któryś raz z kolei.
A TE sprawy to u nas też leżą i kwiczą. Ja raczej jestem padnięta i nie mam ochoty, ale to nie znaczy, że wcale nie ma. Czasem jak dzieci już śpią albo w weekend pod prysznicem wspólnym....
A antykoncepcja to raczej szklana zimnej wody albo przerywany... tylko stres...nie polecam.
A chormonami to nie wiem czy jest sens się truć, bo spadek libido (jeszcze bardziej!!!!), potęgują zmiany nastroju (jeszczcze bardziej!!!), nawet mąż nie chce abym brała.
Chodzikom mówimy też NIE. Gaba moja nie miała, Łukaszek też nie będzie mieć.
Ja jako dziecko byłam sadzana w chodziku. Później może przez to miałam i nadal mam problemy z biodrami. Ogólnie nabawiłam się skolizy. Ale to już wyleczone, tylko biodra..., w rodzinie kuzynka sadzała małą w chodziku i do pewnego czasu było wszystko dobrze. Teraz dziecko ma 5 lat i problemy z kolanami itp. Nie wiem czy to przez chodzik...
Ale na 5 minut raz na jakiś czas to chyba nie zaszkodzi...
Qrczę, ja też wchodzę na 4 piętro z Łukaszem na rękach, zakupami i jeszcze Gabę trzymam za rękę. Nie wiem i nie chcę wiedzieć jak by to mogło się skończyć.
Współczuję tej kobiecie i dzidziusiowi... smutne...