melduję się i ja.. poczytałam co u was i smucą mnie strasznie te choróbska:-(
gaga ale przeszłaś
i Majutek biedniusi
ale to już za wami - teraz zdrowieć!!
ja też mialam niezły weekend
w piątek w drodze do rodziców (15 minut jazdy) Bartek nie wiadomo skąd dostał 40 stopni gorączki.. w sobotę rano najpierw J jeździł po szpitalach, bo coś wbiło mu się w oko - bol potężny, łzy z krwią, do tej pory oko zapuchnięte. a potem szukalismy lekarza, który by nas z Bartkiem przyjął - w końcu poszliśmy prywatnie.. no i gardło zawalone, caly dzień i noc temperatura.. a do tego Marysi czujnik odkładania do łóżeczka się aktywował i cały czas spała, ale na rekach
a tyle mialam planów na sobotę
nie mówiąc o tym, że poszło ponad 200zł
wszystkim sierpniaczkom dużo zdrówka!! kurcze to chyba już ze 4 miesiące choróbska pętają się po naszym forum.. może by już starczyło
justyna przeczytałam ten tekst twojej teściowej i aż się zagotowałam (wiem jak musimy teraz uważać co mówimy przy Bartku, bo on to szybciutko wyłapuje i przeżywa).. jak się to powtórzy to zamorduj kochana.. ja ci załatwię opinię biegłego psychologa i dadzą ci wyrok w zawiasach - myśle, że warto
joanna jej ale ten czas leci
już 7 miesiąc..woow..
co do
fochów to u nas do tej pory dawało się wytrzymać.. swoje zagrania miał i czasem nie chciał nas słuchac, ale chyba wszystko w normie - przy większych fochach robiliśmy tak jak
marta - totalna olewka, jeszcze go J do jego pokoju wynosił, żeby się wyryczał i skutkowało- potem się dwa razy zastanowił zanim zaczął swoje ryki.. ale od kilku dni nie można z nim wytrzymać, bo jęczy i ryczy o byle co.. i albo to on stał się bardzo niecierpliwy, albo to ja mam do niego mniej cierpliwości.. zobaczę co z tego wyjdzie, bo w sumie teraz złożylo się i przybycie Marysi i choroba..
żużaczku ale tragedia
mnie takie wieści do pionu ustawiają - od razu przestaję marudzić i narzekać i tak jak pisał
słowiczek utwierdza mnie to w przekonaniu, że trzeba korzystać z życia... a z mazurkami nie pomogę..
a co do
ciuchów to ja mam odwieczny dylemat ceny i jakości.. markowe ubranka są zazwyczaj lepsze jakościowo, ale ceny porażają, a znów już kilka razy mi się zdarzyło, że kupiłam ubranie (dla Bartka albo dla siebie) w hurtowni mojej koleżanki i po praniu nie nadawały się do założenia, a najtańsze też nie byly.. no i teraz wybrnęłam z tego tak, że znalazłam w Częstochowie sklep z używana odzieżą, gdzie sa ubrania z H&M, Zary itp. i przyznam, że ubieram tam i siebie i Bartka (a J też sie czasem załapie), a tylko czasem coś innego dokupię.. to jest zbawienne dla moich funduszy, bo chyba chodziłabym do pracy ciągle w tym samym (skoro za jedną bluzkę muszę dać 70zł), a tak kupiłam kostiumy w sklepie, a do nich mam po kilkanaście koszul i bluzek (po 8-10-12 zł).. i tak samo z Bartkiem - na okres odpampersowywania nakupiłam mu tam stos różnego rodzaju spodni za grosze i z H&Mu.. nie chwalę się tym sklepem zbytnio i ostatnio moja szwagierka komentowała do teściowej w jakie ja firmówki Bartka ubieram