Dobra, a teraz o wózkach...
W naszej przychodni wewnątrz jest zjazd i duża winda, żeby wjechać na piętro. Szerokie korytarze i drzwi do gabinetów. Zawsze można wjechać wózkiem i do lekarza, i na szczepienie. Jak jadę z Tomkiem samochodem, to nie ma problemu, bierzemy dzieci na ręce. Ale często jeździłam sama - dwójka dzieci, wózek, zimą kurtki, czapki, torba. Zawsze z taką górą rzeczy wjeżdżałam sobie.
Wczoraj pojechałam do alergologa (wizyta z funduszu, a którą CZEKAłAM OD mARKOWEGO ZAPALENA płuc, czyli ponad dwa miesiące). Podjazd dziurawy, w środku wąskie korytarze kupa schodów do gabinetu. Na SZCZęSCIE MAłAM ZE SOBą TEN MALUTKI WóZEK, WIęC DAłAM RADę SAMA.
Dziecko samo nie chodzi, więc nie puszczę, żeby sobie postało. Poza tym Marasek spał. Wjeżdżam do gabinetu i słyszę podniesionym głosem "Proszę wyjść z tym wózkiem". Przez mment przemknęło mi, żeby wyjść i nie wrócić. Powstrzymałam się, ciekawa, co będzie dalej. Pytam "Dlaczego?". "Proszę pani, to jest gabinet lekarski!". Cisnęło mi się na usta "No to co...", ale się powstrzymałam. Marasek leciał przez ręce, jeszcze kurtka, torba, jakoś sę pozbierałam. "To może go pani położy na łózku". Nie wiem, czy mówiła poważnie, przecież to łóżko wysokie, a dzieci się wiercą przez sen, Maras spadł by w ciągu minuty pewnie.
Wizyta tak se, jakoś przeszła, choć już czułam awersję do baby. Na koniec, już przy drzwiach mówię jej, że byłam u wielu lekarzy i nikt mnie z wózkiem z małym dzieckiem nie wyprosił. A ona na to, że przecież chodzę z tym wózkiem po ulicy i dlategop nie można, bo takie są wymogi sanepidu. Już za drzwiami przyszło mi do głowy, że mogłam zapytać, czy następnym razem będzie mi kazała zostawić za drzwiami buty, bo też w nich chodzę po ulicy... A potem napisałam do dziewczyn do gazety, żeby sprawdziły ten sanepid i okazało się oczywiście, że to wierutna bzdura. Pani doktor musiała pokazać władzę nad pacjentką. Chyba więcej do niej nie pójdę, bardziej podobał mi się ten alergolog, u którego byłam miesiąc temu prywatnie, a on też się stara o kontrakt z funduszem i lada dzień może też będzie za darmo...
W naszej przychodni wewnątrz jest zjazd i duża winda, żeby wjechać na piętro. Szerokie korytarze i drzwi do gabinetów. Zawsze można wjechać wózkiem i do lekarza, i na szczepienie. Jak jadę z Tomkiem samochodem, to nie ma problemu, bierzemy dzieci na ręce. Ale często jeździłam sama - dwójka dzieci, wózek, zimą kurtki, czapki, torba. Zawsze z taką górą rzeczy wjeżdżałam sobie.
Wczoraj pojechałam do alergologa (wizyta z funduszu, a którą CZEKAłAM OD mARKOWEGO ZAPALENA płuc, czyli ponad dwa miesiące). Podjazd dziurawy, w środku wąskie korytarze kupa schodów do gabinetu. Na SZCZęSCIE MAłAM ZE SOBą TEN MALUTKI WóZEK, WIęC DAłAM RADę SAMA.
Dziecko samo nie chodzi, więc nie puszczę, żeby sobie postało. Poza tym Marasek spał. Wjeżdżam do gabinetu i słyszę podniesionym głosem "Proszę wyjść z tym wózkiem". Przez mment przemknęło mi, żeby wyjść i nie wrócić. Powstrzymałam się, ciekawa, co będzie dalej. Pytam "Dlaczego?". "Proszę pani, to jest gabinet lekarski!". Cisnęło mi się na usta "No to co...", ale się powstrzymałam. Marasek leciał przez ręce, jeszcze kurtka, torba, jakoś sę pozbierałam. "To może go pani położy na łózku". Nie wiem, czy mówiła poważnie, przecież to łóżko wysokie, a dzieci się wiercą przez sen, Maras spadł by w ciągu minuty pewnie.
Wizyta tak se, jakoś przeszła, choć już czułam awersję do baby. Na koniec, już przy drzwiach mówię jej, że byłam u wielu lekarzy i nikt mnie z wózkiem z małym dzieckiem nie wyprosił. A ona na to, że przecież chodzę z tym wózkiem po ulicy i dlategop nie można, bo takie są wymogi sanepidu. Już za drzwiami przyszło mi do głowy, że mogłam zapytać, czy następnym razem będzie mi kazała zostawić za drzwiami buty, bo też w nich chodzę po ulicy... A potem napisałam do dziewczyn do gazety, żeby sprawdziły ten sanepid i okazało się oczywiście, że to wierutna bzdura. Pani doktor musiała pokazać władzę nad pacjentką. Chyba więcej do niej nie pójdę, bardziej podobał mi się ten alergolog, u którego byłam miesiąc temu prywatnie, a on też się stara o kontrakt z funduszem i lada dzień może też będzie za darmo...