udało mi się nadgonić wpisy
:-) dostałam wyniki wzw C i jestem zdrowa

to jakbym drugie życie dostała; okazało się, że mój organizm wytworzył przeciwciala i zwalczył tego wirusa, dzidziuś jest bezpieczny, a na wyniki rodzinki do jutra czekamy, bo jak miałam tego wirusa to mogłam zarażać, nie wiadomo od kogo miałam kontakt z wirusem, ale jedno to wiem na pewno, że będę wymagała rękawiczek od każdej kosmetyczki, fryzjerki, sklepowych wydających mięso i nie będę się szczypała co sobie pomyślą, tu chodzi o zdrowie nie tylko moje, ale nie mogę sobie pozwolić przy posiadaniu tak wielkiej rodziny
jeśli chodzi o glukozę, to moja kosztowała ponad 8zł i w aptece nie wiedziała nawet ile mam wody wlać do jej rozrobienia, w szpitalu powiedzieli, że zrobiłam ją za gęstą i będą wyniki nieadekwatne, kazali mi przyjechać za tydzień na badania, ale jak z nasikanym moczem, znowu musiałabym kupować glukoze i musztardówkę na mocz i być na czczo

powiedziałam, że podjede windą do ciotki z dermatologi, to z czajnika mi doleje, ale jej akurat nie było, zjechałam potem na parter do automatu, ale nie miałam drobnych, a i nikt nie miał rozmienić, podeszłam do recepcji i poprosiłam życzliwego czł. o pomoc, i babeczka się zlitowała...to znowu nie było czym rozmieszać, ach...ale wkońcu w zabiegowym dali mi łyżeczkę, ale to na fundusz to wszystkiego można się spodziewać, ale jakbym szła prywatnie i takie rzeczy by były to bym zdenerwowała się nie na żarty
z tym okropnym sąsiadem to straszne, pewnie kamery bym zamontowałą pod jego nieobecność, przecież spać bym nie mogła wiedząc, że knuje i robi mi coś na złość, to sobie skurczybyk młodą znalazł, myśli, że nie poradna, bo jeszcze w ciąży i daruje , a on jak może się cudzym nieszczęściem cieszyć, co za typek
ja brałam ślub 10 czerwca, 2000r. i urodziłam syna 4 sierpnia 2000r, teraz też mam termin na 4 sierpnia
więc to był w zasadzie 8 miesiąc, ślub był super, sukienka retuszowała brzuch, była z takim szpicem, jak to w bajce o Śnieżce, na biodrach sukienka się unosiła i była do samego dołu bombką ja taką chciałam, tylko u góry trochę mi nie pasowała, ja chciałam z gołymi ramionami, ale moja rodzina się uparła, że do kościoła to nie wypada, wkońcu zgodziłam się na wersje z kołnieżem zsuwanym, w kościele miałam pod szyję, a na weselu zaciągnięta na ramiona; na sesji zdjęciowej fotografka kazała mi się na brzuchu położyć, a ja do niej, że się nie położę, to ona się dziwiła i mówiła, że się kładą, potem się zorientowałam, że ona się nie skapła, że jestem w zaawansowanej ciąży, hihiale ja w sumie to wyglądałam cała jak pączuszek, to nic dziwnego
z tym karmieniem piersią to u mnie było tak, jak urodziłam Filipka w sierpniu, to od października na 1 roku filologii polskiej, musiałam zrezygnować z dziennych, na zaocznych znowu całe dnie i M mi dziecko co 3 godziny przywoził na karmienie, potem jak był już trochę większy to musiałam ściągać i wylewać do kibla, ale wcale mi smutno nie było, musiałam jak najszybciej pozbyć się twardych i lejących się piersi, bo aż mi wkładki przemakały, tak się zalewałam pokarmem

Filipek wogóle nie chciał z butelki, nie ssał też smoczka uspakajającego, on tylko cysia, chociaż w szpitalu zaraz po porodzie podawali mu butelkę, bo ja nie mogłam się nauczyć przystawiać, w 2 dobie dopiero mi się powiodło i od tamtej pory nie chciałam, żeby mi dziecko zabierały na pojenie, bo się bałam, że za to nie jest głodny i nie chce mojej piersi, a pokarmu to miałam od początku kabrdzo dużo, przez to elektrycznym ściągaczem szpitalnym musiałam ze 3 razy odciągnąć bo mi się groźne guzki zaczeły robić, potem pokarm mi się ustabylizował
pozdrawiam