Dzag, u nas z kolei problemy innego typu. M wychodzi do pracy po 5. Zwykle kończył o 14 i do 15 bywał w domu. Teraz niestety się to zmieniło. Po powrocie z tacierzyńskiego awansował, przybyło mu obowiązków i spotkań. Do tego dochodzą wizyty u dentystki, zakupy w drodze powrotnej do domu i tak ostatnimi czasy wraca kolo 18. A jak wraca to czuje presję, by zacząć robić górę domku, bo bank już wysłał pismo przypominające o warunkach umowy kredytowej
Więc wychodziłoby na to, że nawet jak wraca późno, to i tak chce iść coś robić, bo czas goni. A ja od rana siedzę z małą i potrzebowałabym po południu z nim trochę pobyć, albo żeby właśnie on się nią zajął, a ja w tym czasie mogłabym albo posprzątać (jeśli w ciągu dnia nie dałabym rady), albo poprasować, albo odetchnąć. I to mnie dobija też. Że tak na razie to wygląda. Wyrzucam mu, że on jeździ do pracy, to ma okazję, by od wszystkiego się oderwać choć na chwilę, zmienić otoczenie, pogadać z ludźmi. On na to, że żadne to dla niego ułatwienie, bo i tak cały czas zastanawia się, co u nas, jak nam dzień mija, jak sobie radzimy, jak mała. Ale i tak myślę, że trudno zrozumieć mu moje późniejsze podenerwowanie, złość, drażliwość i w ogóle. Bywam wtedy dla niego nieprzyjemna, opryskliwa i wkurzam się o byle co. Z jednej strony wiem, że musimy tą cholerną górę na określony czas wykończyć, a z drugiej chciałabym, żeby to inaczej wyglądało. Żeby jak on wraca z roboty, zajął się nią a nie stresował wykończeniami domu. Ja też, tak jak
Gorgusia piszesz, potrzebuję się na chwilę oderwać, poprasować nawet, porobić porządki, uciec czasem myślami. I na razie to taka burza myśli po prostu i nerwów zarazem. Dawno się tak porządnie nie wyspałam, bo jak planuję to zrobić, to gdy Lila uśnie chcę wieczór wykorzystać na nadrobienie zaległości, pobuszowanie na necie, poczytanie Was i napisanie paru słów.
No i z tego powodu, że siedzę całe dnie długo sama dzisiejszą sobotę chciałam wykorzystać na zakupy, wypad do miasta i późniejszy spacer. Wybraliśmy się z M i Lilą na miasto, ja buszowałam po sklepach, on woził się z Lilą. Udało nam się kupić okazyjne cenowo większe, cieplejsze ubranka dla Lilci, bo strasznie szybko wyrasta z obecnych. Do tego kupiliśmy sobie adidasy, co u mnie wyszło spontanicznie, bo tego nie planowałam, ale że bardzo dużo ostatnio chodzę, a nie miałam przejściowych butów, to kupiłam wygodne adidasy właśnie. No i szaleństwo - 2 pary majtek w rozmiarze S - mam nadzieję, że już będą pasowały, choć może jeszcze trochę się poodchudzam
W każdym razie z Lilą spędziliśmy 4h na mieście, jak wróciliśmy już płakała z głodu, więc ją nakarmiłam i chciałam się z nią i M jeszcze wybrać na spacer (dziś była taka piękna, słoneczna i ciepła pogoda, więc chciałam, by i ona z niej skorzystała). No i to było chyba już przegięcie. Zeszliśmy tak chyba z 7, 8 km, ale w drodze powrotnej mała się już przebudziła i płakała przez większość drogi. Taki spacer, to nie spacer, to męczarnia
M prowadził wózek, starał się małej włożyć smoczek, który ona uparcie i konsekwentnie wypluwała. Wróciliśmy, to odbyło się karmienie i kąpiel, podczas której wyjątkowo dla siebie płakała. W między czasie męczyły ją bąki i chyba brzuszek bolał. A do tego chyba przegieliśmy fundując jej tak napakowany aktywnością dzień. Bo nawet jak ona spała na zakupach, to hałasy do niej dochodziły. I za dużo bodźców miała, przez co byłą strasznie już zmęczona i wkurzona.
Po kąpieli zabrałam ją do nagrzanego pokoiku i ukołysałam do snu. Usypiała na dwa razy, później M ją ostatecznie ululał.
A ja tak siedziałam i analizowałam w myślach cały dzień i to dlaczego tak się stało. Chciałam w jeden dzień nadrobić cały tydzień, chwile spędzone z M, zrobienie zakupów, wspólny spacer, że przegięłam totalnie, bo dziecko już miało tego dosyć. I byłam tylko na siebie zła. A z drugiej strony to to, co
Gorgusia napisała, że czasem potrzebuje się wyrwać, zrobić coś dla siebie, ale też dla dziecka (nawet kupić ubranka - choć dziecko pewnie nie zawsze tego potrzebuje kosztem spokoju i snu). Ale - nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba z tego wyciągnąć wnioski i na drugi raz mocniej ograniczyć jej aktywność.
A u mnie, podobnie jak u Ciebie
Dzag, ja bardzo lubię mówić do małej. Też nie zawsze i nie w każdym momencie, ale lubię do niej mówić, uwielbiam jej śpiewać, poznawać z nowymi dźwiękami. Rano już mamy taki zwyczaj, że wspólnie chodzimy po domku i witamy dzień. Odsłaniam rolety, odwracam ją w stronę okna, by mogła podziwiać widoki - jest wtedy wyraźnie tym zainteresowana. Później trochę kładę ją na brzuszku, na pleckach, patrzę na nią i próbuję sprawić, by się uśmiechnęła. Ona też uwielbia czesanie - więc w międzyczasie gdy ją czeszę, to mówię do niej właśnie coś w stylu : "No Lilcia widzisz, Ty lubisz jak mama Ciebie czesze, tak ładnie się uśmiechasz". Zdarza się jednak, że po prostu ją przebieram i nie za wiele mówię, tylko się wyłączam. Lila będzie jednak lubiła muzykę - nie ma wyjścia. Przy Natalce Kukulskiej i Krzysiu Antkowiaku pięknie się już uspokaja i cieszy. A ostatnio kupiłam do kolekcji czteropak płyt Majki Jeżowskiej. A co, niech zna i lubi muzykę - mnie nią zaraził tato, a ja zarażę nią Lilcię (mam nadzieję, że zarażę, a nie zrażę
).
Ech no nic, chyba dziś dzień wyżaleń i zażaleń. Skończyłam więc swoją rundę, z góry dzięki za wysłuchanie i wyczytanie, zawsze to ulga wiedzieć, że któraś z Was to odczyta, być może zrozumie, być może odczuje podobnie.
Asia, gratulacje z powodu zdanego egzaminu. Trójka to dobra ocena, a poza tym najważniejsze, że do przodu
Dobrej nocki kochane
Kate tak teraz przeczytałam Twój post i tak myślę, co Ci doradzić. Ja pewnie robię podstawowy błąd, bo u mnie Lila często zasypia właśnie na rękach. Bardzo dużo nam dało to, że wyrobiliśmy z M stałe pory jej kąpieli. Zwykle koło 19 szykujemy wszystko - przewijak, wanienkę, tabletki, ubranka i pieluszkę. I ona jest zawsze wtedy kąpana (zwykle wypada to między 19 a 19:30, czasem zdarzają się przesunięcia - ale rzadko). I ona po kąpieli jest już niejako na sen zaprogramowana i przygotowana. Czasem trzeba zrobić dwa podejścia do usypiania, bo po pierwszym się przebudza. Mam fajny prezent od kuzynki - taką zabawkę, która cicho i delikatnie gra muzykę klasyczną. Jako, że muzykę bardzo często jej puszczam, to i przed snem takie wyciszenie muzyczne jej pomaga. Ale najwięcej dało to wyrobienie rytmu - kąpiel, karmienie chwila bujania i kołysania i ona dość szybko usypia. NIe wiem, jakie inne mamy mają pomysły, u nas ten się sprawdził. Widzę, że Lilę muzyka uspokaja, tak też staram się robić. Oprócz tego przed snem zabrać ją do ciepłego pokoiku, żeby było już cicho i spokojnie, przy lampce solnej siedzę z nią i usypiam. A w ciągu dnia już tak różowo nie jest - w ciągu dnia ona już ma swój indywidualny rytm i ciężko jest ją uśpić tak jak wieczorem. Coraz bardziej jednak lubi ona bujaczek, w którym powoli zaczyna przesypiać jakieś chwile w ciągu dnia. Powodzenia Ci życzę, bo wyobrażam sobie, jakie to musi być dobijające i męczące - płacz zawsze męczy i wręcz wykańcza. Trzymam więc kciuki za udane próby usypiania, nie zrażaj się, tylko próbuj wciąż czegoś nowego. Metodą prób i błędów na pewno uda się coś wypracować