Przyłączam się do wszystkich mam, którym nie spieszno do pracy. Mi będzie o tyle trudniej, że na zwolnieniu od pracy jestem już od marca (ze względu na ówczesny stan ciąży). Do tego obecna praca nie daje mi aż takiej satysfakcji, żebym wyrywała się i w podskokach chciała tam wracać. W czasie, kiedy tam, gdzie pracuję pracowałam zdążyłam ukończyć dwa dodatkowe kierunki i z nimi chciałabym powiązać swoją przyszłość zawodową (o czym już wielokrotnie, do znudzenia tutaj powtarzam
). Ale nie wiem, jak i czy mi się to uda. Bez doświadczenia zawodowego w tym zakresie trudno będzie mi gdzieś zacząć. Wszędzie chcą z dobrym wykształceniem i wieloletnim doświadczeniem zawodowym. No ale nie mam wyjścia, muszę wierzyć, że się uda i że moja wiedza nie uleci
No i nie wiem, kiedy bym chciała wrócić do pracy. Nie wyobrażam sobie tego jeszcze po 6 miesiącach, chciałabym z małą być co najmniej rok. Tu nie mamy jej z kim bliskim zostawić, a obcym jakoś bym się bała. Poza tym chciałabym towarzyszyć w jej pierwszych razach, jakkolwiek by to nie zabrzmiało
Pierwsze słowo, pierwsze kroki, to co przełomowe. Z drugiej strony potrzebowałabym się też rozwijać, mieć kontakt z ludźmi, zwyczajnie wyrwać z domu. Tak jak
Gorgusia napisałaś może nam samym trudno to przed sobą przyznać, że i na chwilę od dziecka potrzebujemy odpocząć. Ale myślę, że to zupełnie normalne, że to nic złego. Zdrowsze jest chwilowe oderwanie się, naładowanie akumulatorów i wrócenie ze zdwojonymi siłami, niż frustrowanie się i denerwowanie, że siedzi się z dzieckiem i nie bardzo ma się z kim pogadać. Więc myślę, że to całkowicie normalne i też to czasem odczuwam. Dlatego tak czaję się, by wybrać się do fryzjera i kosmetyczki.
Dziś waga wskazała 59 kg. W końcu opuściłam 60 kg. Jeszcze 9 kg i byłoby super, tylko żeby mi skóra nie wisiała po takich eksperymentach. Na razie męczę się z pasem "pociążowym", Wypadałoby też trochę się rozćwiczyć, żeby te mięśnie się wzmocniły.
Nie wiem, czy Wy macie takie przemyślenia, ale za niedługo będzie calutki rok, jak każda z nas dowiadywała się, że jest w ciąży. Ja wciąż to pamiętam. Niesamowite wrażenia i odczucia mi wtedy towarzyszyły. Coś nowego, ekscytującego, nieznanego, ale i wymarzonego. I teraz z perspektywy czasu okres ciąży wspominam (pomimo różnych trudności), wyjątkowo. USG, na których mogliśmy Lilcię oglądać, szczęście, jakie wtedy czuliśmy. Teraz, gdy wszystko zakończyło się dobrze inaczej na to patrzę. W czasie ciąży bywało sporo obaw i zmiennych uczuć. Ale dobrze spojrzeć na coś z oddali, z innej perspektywy. A teraz jak patrzę na tego Skarba i cieszę się, że jest na świecie, z nami.
Lilcia noce ma nie najgorsze - usypia ok. 20 po kąpieli (choć też czasem z tym różnie bywa), później pobudki zwykle ok. 3:30 i 5:30 (ale to też bywa jeszcze ruchome). W ciągu dnia też jest małym odkrywcą i nie daje za wiele wytchnienia. Dziś wyjątkowo przespała od 10:30 do 13:30, więc w tym czasie byłam w stanie nastawić i rozwiesić pranie, poprasować, jako tako poodkurzać. Ale po południu mimo, że próbowała, nie była w stanie za długo pospać. Teraz też marudna na rękach taty próbuje usnąć. Ostatnio maltretujemy ją młodą Natalią Kukulską (ona bardzo lubi Puszka Okruszka) i Krzysiem Antkowiakiem (Zakazany Owoc, Pada śnieg). Lilcia lubi muzykę, często się przy niej uspokaja.
Mart wyobrażam sobie, jak teraz masz i że męcząca jest dla Was obecna sytuacja mieszkaniowa. Ja tu narzekam na to, że wiele rzeczy jest jeszcze niedorobionych, takich na pół urządzonych, ale rzeczywiście lepiej już tu mieszkać, niż wynajmować, płacić za wynajem i tu wszystko urządzać. Niestety jeszcze góra do zrobienia, a bank zaczyna się o nią dopominać
Ech i jak tu zdążyć. M trochę w stresie, bo przy małym dziecku nie tak łatwo się zorganizować. Może przy drugim będzie już lepiej i łatwiej, ale na razie próbujemy się oswajać z tą sytuacją i ustalić jakiś rytm dla siebie i małej. Mart trzymam więc kciuki za ten remont (żeby poszedł szybciej niż się nastawiacie). Pewnie też niewygodnie się obecnie mieszka w większej grupie. Wiadomo, że pewna swoboda i chęć bycia razem, uczenia się wszystkiego też jest potrzebna. Choć ja nie ukrywam, że moja mama podczas swojego pobytu bardzo mi pomogła, nie nachalnie udzielała różnych rad, które okazały się dobre i trafne. Choć bywało, że z różnych powodów miałyśmy spięcia, ale koniec końców było bardzo OK.
Dżag wydaje mi się, że jak Twój Tymek już teraz się wyszaleje, wypłacze, wymarudzi, to później będzie spokojniejszym dzieckiem. Przynajmniej jest nadzieja. Moja mama często mi powtarzała, że ja w dzieciństwie bardzo dużo płakałam, nie lubiłam się kąpać, wszędzie było mnie pełno, wkładałam palce do kontaktu, a później się wyciszyłam i zrobiłam bardziej zrównoważona
Kakakrolina pocieszające jest to, że z dwójką dzieci jest łatwiej się ogarnąć i zorganizować. Ja tak rozmyślałam nad tym, jaka różnica pomiędzy dzieciaczkami jest dobra. I nie wiem. Rozważam to jeszcze pod kątem pracy zawodowej. Że jeśli z Lilcią chciałabym być rok w domu, później wrócić do pracy, to wypadałoby rok popracować i można zacząć się starać. Czyli Lilcia miałaby 2, 3 lata. To chyba nie jest za duży odstęp czasu. Choć z drugiej strony myślę o tym, jak fajnie znów byłoby czuć ten wyjątkowy stan. A wtedy przypominam sobie poród, nieprzespane noce, zmęczenie, nieumiejętność ogarnięcia się i mi przechodzi
Weronka zazdroszczę tego żłobka tuż pod pracą. Zawsze można wyskoczyć i zobaczyć malucha
A z drugiej strony trudniej skupić się na pracy. Ech i tak źle i tak niedobrze.
Weronka, ja myślę, że to całkowicie normalne - stresy młodej mamy. Zupełnie inaczej mają już babcie, doświadczone mamusie, a inaczej świeżo upieczone, pierwsze mamy. Nowe tematy, nowy człowiek, wszystko trzeba ogarnąć. Ja odczuwam ten sam rodzaj stresu, o którym piszesz. Ale wierzę, że z czasem będzie łatwiej i poczuję się bieglejsza w obsłudze mojej córci. Choć stresu mi nie brakuje, ogarnąć się i zorganizować jeszcze nie potrafię. Ale staram się być dobrej myśli i Tobie też tego życzę i trzymam kciuki
Asia Tobie też zazdroszczę
Tego, że jesteś takim rannym ptaszkiem i umiesz od tak wczesnych godzin tak dobrze funkcjonować. Ja o 6 padam i zwijam się z senności. Moja normalna pora to 9 - od wtedy jako tako zaczynam żyć. Ale wyśpij się kochana, bo intensywnie ostatnio żyjesz. Dobrze, że znajdujesz siły i energię na każdy dzień. To ta Twoja Ula, M i wizja powiększenia rodziny pewnie Cię tak uskrzydla - brawo
P. S. Marudnie upomnę się o nazwę tego bloga, o którym już wspominałaś...
A powiedzcie jeszcze - urlop macierzyński to jedno. A później urlop wychowawczy w razie czego? Ale on już nie jest płatny?
Dżag możesz coś podpowiedzieć, bo Ty (jeśli dobrze kojarzę) jesteś biegła w tych sprawach.
Oj moja mała coś dziś zasnąć nie umie... Chyba muszę ją dokarmić i ululać. Tak jak
Domi słusznie zauważyła - Lila chyba ma już nadmiar bodźców i nie umie usnąć. Muszę więc iść z nią do pokoju i w spokoju utulić. DO usłyszenia kochane