reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Samotna Matka- Samotna w ciazy?

Ej dziewczyny co to taka chandra wszystkie dopadła. Wiecie o tym i zdajecie sobie sprawę z tego że inni ludzie mają jeszcze większe problemy?! Kto ma sobie nie dać rady jak nie my. Jest piękna wiosna, soczysta zieleń, słonko świeci trzeba wziąć się w garść. Przecież wiecie doskonale że dzieci odczuwają niepokój i zły nastrój mamy - ich się nie da oszukać. Weźcie się w garść i marsz do przodu i nie oglądać się za siebie. Jeszcze będzie dobrze i pięknie zobaczycie. A byle robakami nie ma co się przejmować i zawracać nimi głowy. Jeszcze przyjdzie na nich czas. Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy.....Trzymajcie się....
 
reklama
Oj, Kobiałki... rzeczywiście chandrą tu śmierdzi...

Czytam tak Wasze historie (ciągle dowiaduję się o Was czegoś nowego :) ) i zastanawia mnie skąd taka infantylność w męskich mózgach... brak poczucia odpowiedzialności, nieszanowanie drugiego człowieka... brak jakichkolwiek wartości moralnych... i gdy tak myślę o tym, co nam wszystkim samotnym się przytrafiło, to ciągle zadają sobie pytanie - w jakim celu zostali stworzeni mężczyźni? Nie potrafią zrozumieć kobiet, nawet nie starają się, życie to dla nich wieczna zabawa lub wojna. Rozumiem, że jest jakiś wiek, gdy można sobie "używać", ale gdy staje się oko w oko z dniem rzeczywistym, to trzeba brać się w karby... a co robią Ci, których tak uwielbiamy? Podkulają ogon i uciekają tam, gdzie jest wygodniej... oczywiście do czasu... bo i tam dojdzie do głosu szara rzeczywistość... i wychodzi na to, że ich życie polega na wiecznej ucieczce nie tylko od problemów, ale ogólnie od sytuacji, która w danym momencie jest im nie na rękę.
Są momenty, gdy nienawidzę swojego X. Są momenty, gdy chciałabym się przytulić i zapomnieć o każdej przykrości i krzywdzie, jakie zaznałam od niego. Ale gdy już jestem o jedno słowo, jeden kroczek od tego, by zbliżyć się do niego w pokojowym nastawieniu, to uświadamiam sobie, że on mi nie dorasta do pięt. Jest słabym psychicznie (choć na zewnątrz postrzegany jako silny przywódca stada), niedorozwiniętym emocjonalnie (niektórzy nazywają to introwertyzmem), na wskroś egoistycznym hedonistą. Walczą o władzę jak wściekłe psy, po czym, gdy mają ponieść konsekwencje i pokazać "kto tu rządzi", to jedyne co słyszymy to: "radź sobie sama". Tchórze. Naprawdę nie warto rozczulać się nad nimi i nad tym, co się z nimi wspólnie przeżyło. Owszem - wspomnienia są cząstką nas samych, ale niech pozostaną w barwnych kolorach na zdjęciach i w sercu... wracajmy do nich, gdy nam źle, ale nie żeby rozpamiętywać, jak było dobrze, tylko uświadamiać sobie, że "było pięknie, ale to jeszcze nic, bo tak wiele mnie czeka"... W tej chwili jestem pełna nienawiści do mojego X, ale nie ogólnie do rodu męskiego - a co jeżeli będę miała synka? Hmm... nie można być aż taką hipokrytką :)
Ale postawiłam sobie cel - być obojętną względem X. Słowo daję - to będzie moje zwycięstwo nad nim i jego marnym życiem.

Pączek daje mi się nieźle we znaki. Kilka dni temu miałam nie sen, a thriller związany z moim Pączusiem. Obudziłam się mokra od potu i zalana łzami. Od dwóch dni boli mnie brzuch (jako całość) niemiłosiernie. Biorę Duphaston na podtrzymanie słabej ciąży. Ale właśnie ta walka o przetrwanie jeszcze 3 tygodni (tyle daje gin - jeżeli do 12tc nie poronię, to płód będzie już tylko coraz silniejszy) dodaje mi sił każdego dnia, wiary, że wszystko się poukłada i coraz większe zobojętnienie względem X i jego posunięć.

Bądźcie dzielne, jak było to do tej pory... i z Was czerpię siły :) Dziękuję, że jesteście :*
 
Brawo! Wiecej pozytywizmu dziewczyny! Trzeba sie cieszyc, nawet gdy wydaje sie ze nie powodu. Ja juz lepiej troche z moim przeziebieniem. Jade na wizyte do lekarza, zobaczymy co powie.
 
Moja przyjaciółka, gdy jej powiedziałam o ciąży i moich obawach skomentowała to słowami:
''przecież nie jesteś kaleką''.
Bardzo mi to wtedy pomogło i pomaga do dziś. Zrozumiałam, że mam wszystko, co potrzebne do opieki nad dzieckiem. Jestem zdrową, pełnosprawną osobą. Nie mogę się nad sobą użalać, bo przecież żadna tragedia życiowa mi się nie dzieje. Urodzę dziecko, a to najbardziej naturalna rzecz, jaka może spotkać kobietę. A że mnie spotkała trochę wcześniej niż planowałam, no to już trudno.
Dziś mijają 2 miesiące od śmierci mojego przyjaciela. Dlatego nie chcę już się nad sobą użalać. On umarł i nie ma z tego życia już nic... :( Ja żyję i muszę to dobrze wykorzystać. Muszę żyć tak, żeby mój synek był szczęśliwy.
Vanilla U mnie etap na którym miałam ochotę przytulić się do ex już dawno minął. Ale wierzę, że u każdej z nas to mija. Mam nadzieję, że Twój Pączuś będzie silny i wytrzymacie jeszcze te 3 tygodnie. A potem to już z górki :) Będziesz się cieszyć rozwijającym się w Tobie Dzieciątkiem.
 
asuzana ja niestety sie lecze z depresji i juz prawie dwa lata biore leki przeciwdepresyjne Mam nadzieje ,że u Ciebie to się okaże tylko przejściowym stanem depresyjnymi. Z drugiej strony tylko dwa miesiące minęły od narodzin Paulinki i sytuację też masz trudną więc masz prawo być smutna, przygnębiono i tak dalej. Może to głupio zabrzmi ale wydaje mi się ,że najlepszą radą jest po prostu wrzucić na luz i myśleć jak na mniej o przykrych rzeczach, a właściwie wogole myśleć jak najmniej. Jak ja zaczynałam myslec to sie całkiem wyłączałam, potrafilam przez kilka godzin patrzeć w sufit,a potem uciekałam w sen. Potrafilam sie zmusic do tego zeby spac prawie caly czas. Wiec czasami po prostu trzeba wylaczyc myslenie, a uczucia skierowac na pozytywne bodźce. Bądź dobrej myśli, z drugiej strony lekarka to nie psychiatra.. wiec tez nie daj sobie wmówic depresji. Może to brzmi głupio ale wydaje mi się ,że to może zadziałać jak zaklęcie wywołujące. Trzymam kciuki;-)

Vanilla jesteś dzielna więc maleństwu też się napewo twoja siła udziela i odwaga udziela ;) Nie wiadomo potem może wyrośnie z niego/jej jakiś mały hero ,który uratuje świat przed...hmm.. katastrofa a ty bedziesz pękać z dumy :-) Bądźmy pozytywnej myśli ;-)

A tak z innej beczki łupie mnie dzisiaj strasznie w kościach, wiem ,że to brzmi głupio ale noga mnie tak boli i staw kolanowy ze nie moge normalnie chodzić tylko kuśtykam. Jak siedzialam dzisiaj na wykładach to myślałam ,ze sie popłacze z bólu, toteż zawinęłam kiece i poleciałam do domu. Wzielam ibuprom i juz mi troche lepiej chociaz zobaczymy co bedzie jak wstane bo póki co to sobie pólleze na łózku, a tu czas zwijać się po mojego smoka:).
Pamiętacie jak pisałam że nam ukradli z wózkowni rowerek? Dzisiaj idąc do żłobka spotkalam rodzicow koleżanki Adasia z grupy, jak właśnie stamtąd wracali. Chcą zrobić plakat z prośbą, żeby jak ktoś chce to się dołożył do Adasia rowerka, 2, 5 zł.. cokolwiek. Trochę mi głupio było. Potem mama koleżanki Adasia zaczęła mówic ,ze rozmaiala o tym juz z mama jednego chlopca i ta powiedziala ,ze chetnie by cos dala od siebie. Troche mi głupio... jakos naprawde ciezko mi pojac fakt ,ze ktos chce zrobic cos dla mojego synka i poczuwa sie do odpowiedzialnosci za to ze mu ukradli rowerek ze żłobka, z wózkowni gdzie wszyscy trzymaja wozki i rowerki.. i mu po prostu szkoda mojego synka. Adaśko nawet nie mial roku jak zaczelimy rowerkiem wtedy takim pchanym jezdzic do zlobka i Adaś i rowerek to bylo nierozerwalne, a tu bach po kupieniu nowego nam go zakosili. Podsumowując chyba nie wiem za bardzo co mam o tym myśleć :confused:
 
abundzu postawa tamtych rodziców jest naprawdę godna uznania i przynajmniej pokazuje ze nie panuje taka do końca znieczulica na ludzką krzywdę. Te kilka zlotych dla każdego to bardzo niewiele a jaką radosc będzie miał Adaś :) Rozumiem też Twoją niepewnosć bo ja sama w życiu przyzwyczaiłam się w większosci z siebie komus dawać a rzadko coś brać .... ale dla córeczki bym się nie wahała :)
Tak wogóle to nie chciałam żeby mój poprzedni post zapoczatkował smutną serię tutaj. Jestem naprawdę wielką optymistką i źle sie czuje ze swoimi slabościami. Codziennie sobie tłumaczę że mam dwie córeczki i to dla nich muszę być silna. Staram się bardzo tylko te moje niekontrolowane napady płaczu i ciągłe zmęczenie ... okropne brrrrr. Zawsze musiałam być silna i chyba zapasy sie wyczerpały .... ale tylko chwilowo :) Poradzę sobie pewnie bez lekarza i dojde do siebie ... zregeneruję się w końcu :)
Dzisiaj idę wlaczyć z dawcą o alimenty i od rana bojowo się nastawiam. Nawet znajdę w sobie jeszcze odrobinę optymizmu i powiem że bedzie dobrze ... musi być :))) Strasznie trudno znowu się bedzie z nim spotkać i to w takim miejscu ... ale robię to dla mojego maleństwa i mam nadzieję że go zgniotę jak obrzydliwego robala :)))
Trzymajcie kciuki :)
Pozdrawiam Was serdecznie i zyczę miłego dnia :)))
 
A ja z innej beczki. Kiedyś ktoś tutaj przyklejał rzeczy potrzebne dla dziecka (wyprawkę). Jakby ktoś, coś takiego miał, napiszcie dziewczyny. Nie chodzi mi o to co potrzebne jest do szpitala, tylko to, co warto mieć w domu (ubranka - i jakie rozmiary i po ile kupić, sprzęt, dobry laktator, i inne takie.). Piszę tutaj, bo powiem szczerze, że nie mam siły przebijać się na innych tematach przez tysiąc pięćset niezwiązanych z wątkiem tekstów, a tutaj wiem, że zawsze ktoś konkretnie odpisze.
A i żeby nie zaśmiecać wątku można mi przesłać PMa, będę bardzo wdzięczna za pomoc!

Ostatnio mam niż psychiczny (co u mnie jest dość rzadkim stanem) i dobija mnie przeziębienie.

Się poużalałam nad sobą...

Pozdrawiam i ściskam,
P.

PS.
asuzana a skop mu tyłas i doradź mu na przyszłość wazektomie.
 
reklama
Do góry