Mam 29 lat, coreczka ma 9,5 miesiaca, w sumie bylo kiepsko juz od 20 tc bo coreczka miala podejrzenie Zespołu Downa, amniopunkcja itd. wtedy chyba wszystko go troche przeroslo, rozstalismy sie, ale po tygodniu wrocil, kwiaty, przeprosiny, zapewnienia zmiany, oświadczyny... cala ciaze mialam hardcorowa, praktycznie go nie bylo, bo w domu tylko na weekendy, mala urodzila sie miesiac zawczesnie, wrocilam do domu znowu bylam sama, bylo kiepsko. Pod koniec roku jakos sie wypogodzilo, a od lutego od nowa... przychodzil z pracy, zjadal, bral prysznic i siadal na fotelu sluchac muzyki, zeby odpoczac, wiec tak naprawde praktycznie caly czas bylam z corka sama. Zero czulosci, obojetnosc, jak proponowalam film, jakies poprzytulanki, to nie bo zmeczony, tak zylismy jak obcy ludzie. Tak naprawde nie wiem co sie stalo, bo dialog gdy po raz 50 poprosilam zeby zajął sie chwile corka, bo chcialam pranie postawic, wygladal tak:
- jak Ci sie nie podoba to se zmien
- jak Tobie sie nie podoba to sie wyprowadz
- to daj siatki to sie spakuje
No i dalam mu te siatki ze zloscia, ale przez mysl mi nie przeszlo, ze faktycznie sie spakuje...
Przez pierwszy tydzien nie odezwal sie nawet zeby spytac jak czuje sie dziecko, byl teraz w poniedzialek, probowalam jakos zalagodzic sytuacje, bo rozstac to sie mozna zawsze, wiec mozna najpierw sprobowac z poradnia małżeńska czy czyms takim, ale oswiadczyl, ze on do poradni nie pojdzie, ze mnie nie kocha i czuje wrecz awersje do mojej osoby...
Mysle, ze duzo wczesniej wszystko planowal, bo mielismy kupic nowy samochod za pieniądze od mojej mamy i nagle mu sie odwidzialo, mieliśmy od jego rodzicow przywiezc naroznik, to tez nie, zostawmy rodzicom... do jego rodzicow tez nie pojechalismy od grudnia... tak, ze podejrzewam najczestsza wade postawy - dupe na boku...