dzieki za przyjecie do grona.
mam nadzieje, ze wygadanie sie pomoze... mam dosc przeplakanych nocy i nie tylko nocy... jestem obecnie w 37 tygodniu ciazy. od poczatku sama (a dowiedzialam sie o dzidzi jakos w 3.tygodniu).
dopadaja mnie rozne dolki... juz nie samotne macierzynstwo, ale totalna pustka niekiedy. tutaj gdzie mieszkam nie mam rodziny, bliskich... znajomi albo pracuja, albo ciagle gdzies w wyjazdach. nie mam na co dzien wsparcia i z tym jest mi najciezej. od 20.tyg. jestem na zwolnieniu lekarskim, duzo siedze sama w domu, za duzo mysle, skupiam sie na sobie i swoich myslach. kilka spraw sprzed ciazy ciagnie sie w dodatku za mna i jakos taka beznadzieja ogolna ostatnio. mieszkam sama i coraz ciezej mi np. zrobic pranie, posprzatac, ugotowac. na szczescie bardzo szybko zaczelam organizowac przestrzen dla siebie i malenstwa, wiec wiekszosc rzeczy jest przygotowana.
sorki, ze tak marudze. mam maly kryzys, bo jakos tydzien temu zaczal mi sie inny etap ciazy - czuje sie ociezala, mecze sie szybko, sapie jak lokomotywa po wejsciu na moje drugie pietro, zle sypiam, itd. Wszyscy mowia, zebym sie oszczedzala, ale ja nie moge sobie na to pozwolic, bo kto za mnie zrobi pewne rzeczy...?
jesli jeszcze moge ponarzekac... dochodza do tego mysli i zmartwienia dotyczace wychowania coreczki. boje sie, ze nie bede sobie radzila, ze bede wykonczona do granic mozliwosci i nie wiem jak to wszystko bedzie wygladalo. chcialabym juz urodzic, zeby moc stawic czola temu zadaniu a nie glowkowac jak to bedzie...
no to tak na wstepie... malo pozytywnie - przepraszam. to nie jest tak, ze ciagle narzekam i sie pograzam. przezylam cudowne chwile dzieki tej ciazy, ale od kilku dni mam jakis zjazd i nie moge sie wziac w garsc.
mam nadzieje, ze wygadanie sie pomoze... mam dosc przeplakanych nocy i nie tylko nocy... jestem obecnie w 37 tygodniu ciazy. od poczatku sama (a dowiedzialam sie o dzidzi jakos w 3.tygodniu).
dopadaja mnie rozne dolki... juz nie samotne macierzynstwo, ale totalna pustka niekiedy. tutaj gdzie mieszkam nie mam rodziny, bliskich... znajomi albo pracuja, albo ciagle gdzies w wyjazdach. nie mam na co dzien wsparcia i z tym jest mi najciezej. od 20.tyg. jestem na zwolnieniu lekarskim, duzo siedze sama w domu, za duzo mysle, skupiam sie na sobie i swoich myslach. kilka spraw sprzed ciazy ciagnie sie w dodatku za mna i jakos taka beznadzieja ogolna ostatnio. mieszkam sama i coraz ciezej mi np. zrobic pranie, posprzatac, ugotowac. na szczescie bardzo szybko zaczelam organizowac przestrzen dla siebie i malenstwa, wiec wiekszosc rzeczy jest przygotowana.
sorki, ze tak marudze. mam maly kryzys, bo jakos tydzien temu zaczal mi sie inny etap ciazy - czuje sie ociezala, mecze sie szybko, sapie jak lokomotywa po wejsciu na moje drugie pietro, zle sypiam, itd. Wszyscy mowia, zebym sie oszczedzala, ale ja nie moge sobie na to pozwolic, bo kto za mnie zrobi pewne rzeczy...?
jesli jeszcze moge ponarzekac... dochodza do tego mysli i zmartwienia dotyczace wychowania coreczki. boje sie, ze nie bede sobie radzila, ze bede wykonczona do granic mozliwosci i nie wiem jak to wszystko bedzie wygladalo. chcialabym juz urodzic, zeby moc stawic czola temu zadaniu a nie glowkowac jak to bedzie...
no to tak na wstepie... malo pozytywnie - przepraszam. to nie jest tak, ze ciagle narzekam i sie pograzam. przezylam cudowne chwile dzieki tej ciazy, ale od kilku dni mam jakis zjazd i nie moge sie wziac w garsc.